Za sprawą nowej ustawy lustracyjnej i mediów niszowy zawód archiwisty znalazł się w centrum uwagi Polaków. Zainteresowanych taka popularność nie cieszy. Mówią, że wypacza ich obraz.
<!** Image 2 align=right alt="Image 30020" >Archiwista ma dokumenty zgromadzić, opracować i udostępnić. Tyle. Nie jego rolą jest interpretacja i wydawanie opinii na temat treści dokumentów. Nawet, jeżeli pracuje w Instytucie Pamięci Narodowej. W powszechnej opinii archiwista kojarzony jest z dostępem do teczek zawierających mroczne tajemnice PRL. Media podsycają ten mit, sugerując, że archiwiści staną się panami losów tysięcy ludzi. W końcu lustracja, w nowej formule, ma objąć od 100 do 400 tys. osób. Sami archiwiści wzruszają ramionami bądź reagują z niesmakiem na takie sugestie. - Ten szum nie jest dla nas dobry. Archiwista to zawód zaufania publicznego. Dużo wie, ale mało mówi - tłumaczy dr Waldemar Chorążyczewski z Instytutu Historii i Archiwistyki UMK w Toruniu, który jest jednym z najlepszych w Polsce ośrodków kształcących specjalistów w tej dziedzinie.
Grzebanie w przeszłości
Bywa, że archiwistami zostają ci, którzy nie chcą być nauczycielami. Na studiach historycznych trzeba określić specjalizację. Na archiwistykę decydują się osoby, które nie czują predyspozycji do nauczania innych. W przeszłości archiwista traktowany był jak historyk drugiej kategorii. Odseparowany od ludzi, zagrzebany w papierach nie miał kontaktu z codziennością. Historycy dokonywali odkryć, pisali książki. Zadaniem archiwisty było porządkowanie dokumentów, z których korzystali inni. - Dla znajomych byłem tym, który papierki będzie przekładał. A ja lubię grzebać w przeszłości - mówi Sławomir Pułkownik, zastępca dyrektora Archiwum Państwowego w Toruniu.
Z czasów kiedy „grzebał”, a nie urzędował, wspomina dokumenty po toruńskim notariuszu, w których zachowały się, m.in., spisy rzeczy oddawanych do prania. Bawił się również czytając usprawiedliwienia radnych Rady Narodowej z nieobecności na sesji.
- Jeden tłumaczył się, że nie przybył, bo padał deszcz - śmieje się Sławomir Pułkownik.
Nie do śmiechu było Eugeniuszowi Borodijowi, dyrektorowi AP w Bydgoszczy, chociaż miał w swoim ręku dokumenty związane z dowcipami. Tyle, że były to akta sądowe z czasów stalinowskich, w których znajdowały się kilkuletnie wyroki za opowiadanie kawałów politycznych.
- Teraz archiwa państwowe to bardziej urzędy niż placówki badawcze. Oczywiście funkcje naukowe nadal u nas istnieją, ale dużo czasu pochłania wydawanie różnych zaświadczeń - mówi Pułkownik.
Jeżeli motywem zostania archiwistą jest chęć prowadzenia prac badawczych, odkrycia zaginionego dokumentu, to można się rozczarować. Nie wszystkim dana jest opieka nad średniowiecznymi pergaminami lub pamiętnikami znanych postaci. Trudno przeżyć historyczną przygodę, gdy trzeba zajmować się ewidencją dokumentów po upadłych PGR-ach czy urzędniczymi protokołami. Archiwa państwowe mają bowiem obowiązek gromadzenia dokumentów podmiotów zapisanych w ustawie. Do tego samodzielnie wybierają te, które będą nadzorować z racji tego, że są interesujące dla dziejów regionu.
<!** reklama left>Powstało jednak mylne przekonanie, że w archiwach państwowych znajdują się wszystkie dokumenty. Tymczasem są tam tylko te, które zostały dostarczone. Znaczna część jest niszczona po upływie określonych ustawowo terminów, a w magazynach zostają tylko najistotniejsze z punktu widzenia historii. List płac w zasobach archiwów nie znajdziemy. Archiwiści mogą jedynie wskazać, gdzie szukać potrzebnego nam dokumentu. Mają częściowe rozeznanie, gdzie trafiły akta likwidowanych firm, kto je przechowuje. Pytania petentów bywają czasami komiczne. - Do dyrektora archiwum zwrócił się interesant, by ten ostatecznie rozstrzygnął, czy Kopernik był Niemcem. Bo skoro ma dostęp do dokumentów, to powinien to wiedzieć - wspomina dr Chorążyczewski.
Jako osobie urzędowej nie wypadało dyrektorowi zlekceważyć petenta. Wystosował więc list, w którym wskazał bibliografię związaną z tym tematem.
Zawód przyszłości
- Zaczynamy powoli odbiegać od dawnego wizerunku archiwisty w zarękawkach i fartuchu - mówi Eugeniusz Borodij. - Nie zmienia się tylko to, że archiwista ciągle jest strażnikiem informacji.
Niedawno odbyła się w Polsce międzynarodowa konferencja pt. „Archiwista - zawód przyszłości w Europie”. Informacji bowiem przybywa. Zmieniają sie tylko nośniki, na których są przechowywane. Do tej pory dominował papier, fotografie, nagrania magnetofonowe. Rozwój technologiczny, czyli zapis cyfrowy, zaczyna wypierać dawne nośniki. Archiwiści będą więc ciągle potrzebni, ale trzeba zmienić formę ich kształcenia. Także dlatego, że wzrasta zapotrzebowanie na przechowywanie informacji w ciągle zwiększającej się liczbie firm i instytucji. - Potrzeba zarządców dokumentacji. Specjalistów od obiegu dokumentów - mówi dr Waldemar Chorążyczewski.
IPN na zły sen
Od nowego roku akademickiego na UMK w Toruniu rusza nowy kierunek studiów - archiwistyka i zarządzanie dokumentacją. Na początek z ponad 200 chętnych przyjęto 40 osób. Kształcenie ma się odbywać w pewnym oderwaniu od historii, z naciskiem na informatykę, prawo i zarządzanie. Nie oznacza to, że zaniknie klasyczny archiwista. Studenci mają do wyboru dwie specjalizacje - zarządzanie dokumentacją i informacją oraz naukowo-archiwalną.
Trudno powiedzieć, co skłoniło młodych ludzi do wyboru nowego kierunku studiów. Zdaniem archiwistów, jeżeli zrobili to pod wpływem medialnej popularności IPN, to źle. Większość starych archiwalnych „wyjadaczy” wyznaje bowiem zasadę, że im mniej się wie, tym lepiej się śpi.
- Nie interesują mnie tajemnice zawarte w teczkach. Przyszedłem do IPN, bo szukałem pracy - mówi archiwista z bydgoskiej delegatury IPN. Chce pozostać anonimowy, bo, jak tłumaczy, nie szuka taniej popularności. Po studiach pracował w Archiwum Państwowym, później świadczył usługi archiwistyczne na własny rachunek, a kiedy popyt spadł, trafił do IPN. Jego koleżanka również nie chce ujawniać swoich danych. Twierdzi, że ludzie różnie reagują i po co mają się jej przestać kłaniać.
- Większość naszych archiwistów to młodzi ludzie. Do czasów PRL-u i do materiałów z tamtych czasów podchodzą obiektywnie i mniej emocjonalnie niż starsi pracownicy - mówi Krystyna Trepczyńska, naczelnik delegatury IPN w Bydgoszczy.
Zespół delegatury liczy obecnie 18 archiwistów. Jeżeli jednak nowa ustawa lustracyjna wejdzie w życie, ma zwiększyć się o 10 następnych.