Strażnik decyduje o tym, czy nieprawidłowo zaparkowane auto trzeba odholować, czy wystarczy je tylko zablokować. Nasi Czytelnicy uważają, że jest to niesprawiedliwe.
<!** Image 3 align=none alt="Image 194910" >
Pan Jan przyznaje, że nieprawidłowo zaparkował auto. Musiał zawieźć niepełnosprawne dzieci do lekarza do poradni przy ulicy Gdańskiej. Zostawił opla w pobliżu skrzyżowania z ulicą Zamoyskiego.
<!** reklama>
Laweta swoje zrobiła
- Kiedy wyszliśmy z przychodni okazało się, że samochodu nie ma. Został odwieziony - irytuje się pan Jan z Bydgoszczy, opowiadając o tym, co stało się w czerwcu. - Strażnicy, kiedy wytłumaczyłem im, dlaczego zostawiłem auto w niedozwolonym miejscu, odstąpili od ukarania mnie mandatem. Ale za lawetę, ponad 400 złotych, musiałem zapłacić.
Pan Jan otrzymał też dokument, w którym strażnicy stwierdzili, że auto zostało odholowane z miejsca, w którym stał znak informujący o tym, że usunięcie pojazdu następuje na koszt jego właściciela.
- Kłamstwo! Nie było tam takiego znaku - denerwuje się pan Jan. - Dlatego postanowiłem sprawdzić, czy wszystkich kierowców traktuje się tak jak mnie.
Pan Jan na początku lipca wrócił na Gdańską. Siedząc w swoim samochodzie obserwował skrzyżowanie. W miejscu, z którego kilka tygodni wcześniej wywieziono jego opla, ktoś postawił dostawczego mercedesa. Pan Jan zawiadomił straż miejską. Po kilku minutach partol był już na miejscu.
- Zdziwiło mnie to, że zakładają na koła blokady i nie wzywają lawety - zdradza pan Jan. - Podszedłem i zapytałem, dlaczego. Jeden ze strażników odpowiedział mi, że mercedes nie utrudnia ruchu. Nie mogłem zrozumieć, dlaczego mój mały opel utrudniał ruch i zagrażał bezpieczeństwu, a mercedes vito nie. Auto dostawcze jest przecież większe i bardziej zasłania widoczność od samochodu osobowego. Strażnicy niesprawiedliwie traktują obywateli.
Sam sobie winien
Z takim przekonaniem pan Jan napisał skargę do komendanta SM, który nie dopatrzył się błędów w postępowaniu swoich podwładnych; ani w pierwszym, ani w drugim przypadku.
- Gdyby pan Jan nie popełnił wykroczenia, nie byłoby tej sprawy - oświadcza Arkadiusz Bereszyński, rzecznik SM. - Strażnicy mieli prawo usunąć pojazd.
Zdaniem rzecznika SM, porównywanie obu sytuacji nie ma sensu, ponieważ w danym czasie panowały zupełnie inne warunki, np. wielkość natężenia ruchu.
Nie tylko pan Jan mówi o niesprawiedliwych ocenach. Kolejny bydgoszczanin, pan Krystian, zapłacił 100 złotych za to, że strażnicy wezwali lawetę. Na szczęście, auta mu nie wywieźli. - Ulica Farna jest zdradliwa - twierdzi pan Krystian. - Najpierw ja się tłumaczyłem i płaciłem, a kilka dni później moja córka. Zmylił ją znak „parking”. Nie zauważyła tabliczki informującej, że są to miejsca zarezerwowane dla pracowników prokuratury. Zapłaciła za roztargnienie 300 złotych.