https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Strażnicy pilnują stawu w botaniku

Katarzyna Oleksy
W „botaniku” UKW są nowi mieszkańcy. Przyciągają uwagę przechodniów, zapraszają do ogrodu. Mimo że rzeźby spodobały się mieszkańcom, nie wszyscy z władz uczelni darzą je sympatią.

W „botaniku” UKW są nowi mieszkańcy. Przyciągają uwagę przechodniów, zapraszają do ogrodu. Mimo że rzeźby spodobały się mieszkańcom, nie wszyscy z władz uczelni darzą je sympatią.

<!** Image 2 align=none alt="Image 170344" sub="Autorem rzeźb w „botaniku” jest Jarosław Mikietyński, pracownik ogrodu. Mówi, że „pilarka go słucha”. Fot. Dariusz Bloch">

Podobno usłyszały od nieprzychylnych, że „botanik” to nie skansen. Ale nie skarżą się. Może dlatego, że usta wyrzeźbione w drewnianych twarzach mają zamknięte. Wyglądają dostojnie, są przecież zrobione z dorodnych kawałków drzew. Wchodząc do ogrodu od ulicy Niemcewicza, patrzy na przechodniów postać z mandoliną. Po przejściu bramy, gdzie minąć można mniejszego od „ludzkich” posągów kota, można zauważyć, że mieszkaniec z mandoliną znów na nas patrzy. Ale to niemożliwe, by się odwrócił...

- Niektóre rzeźby są zrobione dwustronnie! - śmieje się Jarosław Mikietyński, pracownik ogrodu i „ojciec” rzeźb.

- Zrobione są z różnych gatunków drewna, mają najróżniejsze kształty! Jest i pisanka widoczna z ulicy i strażnicy pilnujący, by nikt nie zbliżał się do stawu - mówi Barbara Wilbrandt, kierownik Ogrodu Botanicznego UKW, której sen z powiek spędza ostatnio fakt zdemolowanego zegara słonecznego z 1930 roku...

<!** reklama>

Stróże pilnujący stawu nie mają ochoty na dyskusję z niepokornymi zwiedzającymi. Mimo surowych min, pozwalają się dotknąć - policzki mają chropowate, jakby stargane przez życie. A może to efekt narzędzia, którym były wykonane. - Pilarka spalinowa. Duże figury było łatwiej zrobić, najtrudniej było z drobnymi, takimi jak chociażby ptaki - opowiada Jarosław Mikietyński. Przez 18 lat pracował w Zieleni Miejskiej jako ogrodnik i drwal, więc „pilarka go słucha”. To widać chociażby po owych drobnych pracach - są żółwie, ptaki, ślimaki giganty. Zrobione z różnych materiałów, jak na przykład, jesion, wiśnia, topola. Twórca, który pierwszych drewnianych mieszkańców do ogrodu wprowadził w styczniu, nigdy wcześniej z rzeźbą nie miał nic wspólnego. Tu zaczął od grzybków. O materiały dla swoich prac zadbał sam.

Zwiedzający, zwłaszcza ci młodsi, figury polubili. Co sądzą o nich władze UKW? - Docierały do nas różne opinie dotyczące rzeźb. Sympatyczne jest to, że to inicjatywa oddolna, z którą wyszli pracownicy ogrodu. Ale musimy pamiętać, że ogród botaniczny jest jedną całością, także stylistyczną i inne stylistyki nie powinny tam dominować. Rzeźby, które w ogrodzie są, zostaną w nim. Gdy na dobre przyjdzie wiosna, wtopią się w całość. Nie będą jednak pojawiały się nowe figury - mówi Tomasz Zieliński, rzecznik Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego.

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski