- Czasami żona żartuje, że w pracy mam dużo koleżanek - mówi Jerzy Cholewiński. Jest jednym z dziewięciu pracujących w kraju położnych.
<!** Image 2 align=right alt="Image 146171" sub="- Gdy trzeba są stanowczy, innym razem delikatni - mówią przełożeni o pielęgniarzach i położnych. Na zdjęciu Jerzy Cholewiński ze szpitala im. Biziela / Fot. archiwum Jerzego Cholewińskiego">Zdarza się, że spotyka zdziwione spojrzenia, podobnie jak panowie pielęgniarze, kosmetyczki, opiekunowie do dzieci. Wszyscy jednak zgodnie twierdzą, że podział na damskie i męskie zawody ulega zatarciu.
W białych fartuchach
Jerzy Cholewiński i Krzysztof Kubera pracują na sali porodowej w Szpitalu Uniwersyteckim nr 2 im. Biziela. Nie są lekarzami, choć bardzo często właśnie za nich biorą ich pacjentki. - Położnym zostałem trochę z przypadku, nie udało się dostać na agroturystykę w Poznaniu, zdecydowałem się więc na medyczne studium zawodowe w Bydgoszczy, właśnie na wydziale położnych - opowiada pracujący od 10 lat w zawodzie położnego Jerzy Cholewiński. Jego podopieczne na sali porodowej nie mają głowy zastanawiać się nad tym, kto zajmuje się nimi przed, w trakcie i po porodzie. Ma to znaczenie dla ojców rodzących się w Bizielu dzieci, chociażby wtedy, gdy młoda mama dzwoni do pana Jerzego po poradę...
<!** reklama>Również z przypadku do pracy w szpitalu, tym razem uniwersyteckim nr 1 im. Jurasza, trafił Krzysztof Staśkowiak, pielęgniarz z neurochirurgii.
- Ludzie różnie reagują, jak zawsze są reakcje pozytywne, jak i negatywne. Zdarza się, że niektórzy pacjenci po prostu się przy mnie krępują, zwłaszcza panie - opowiada.
- Ale bywa też wręcz przeciwnie, pacjenci chcą, by to właśnie pielęgniarz się nimi zajął! - zapewnia Mirosława Dzięcielska, kier. ds. pielęgniarstwa oddziału neurochirurgii w Bizielu. O swoich podopiecznych (na tym oddziale jest 2 pielęgniarzy) mówi „moi mężczyźni”. - Pracuje się z nimi wspaniale, nie mają tylu zmartwień co kobiety, są konkretni, stanowczy i zdecydowani. Nie znaczy to, że są nieczuli, też przywiązują się do pacjentów, przejmują się ich problemami. Zarówno ona jak i pan Krzysztof są zgodni co do tego, że na takim oddziale nieoceniona jest męska siła, gdy trzeba pacjenta, np., podnieść czy zmienić jego pozycję.
Gospodynie - reaktywacja!
Jan Iwanowski ze Strzelec Dolnych jest pomysłodawcą kultowego już Festiwalu Smaku, który wypromował dzięki intensywnej współpracy z... Kołem Gospodyń Wiejskich. - Oficjalnie do koła nie należę, bo gospodynie, to gospodynie - śmieje się. - Koło było u nas od zawsze, jednak jego członkinie były już w podeszłym wieku, w końcu koło przestało działać. W roku 2000 reaktywowaliśmy je, by wypromować wieś, zainaugurowaliśmy święto śliwki. Do współpracy namówiłem młode, 30-letnie dziewczyny, trochę się buntowały, bo nazwa im się źle kojarzyła. Dały się jednak przekonać i do dziś skutecznie promujemy naszą okolicę w kraju i za granicą - opowiada Jan Iwanowski.
- Nadal występuje rozróżnienie na damskie i męskie zawody, jest ono jednak coraz mniejsze. My nie wprowadzamy tego typu ograniczeń. Raz na kursie florystycznym, którym zazwyczaj zainteresowane są panie, mieliśmy jednego mężczyznę pasjonata. Nie brakuje też chętnych na kursy opiekunki/opiekuna osób starszych, opieki nad dziećmi czy instruktora rekreacji ruchowej - opowiada Tomasz Zawiszewski, zastępca dyrektora Powiatowego Urzędu Pracy.
Ponadto w coraz większej liczbie nawet małych salonów piękności spotykamy panów fryzjerów, czy panów kosmetyczki. Przykładem ostatniego zawodu jest pan Piotr z salonu przy ul. Matejki, którego kalendarz wypełniony jest po brzegi - stałe klientki wiedzą, że aby zapisać się chociażby na manicure, muszą skontaktować sie ze specjalistą z odpowiednim wyprzedzeniem, nawet kilkutygodniowym.