<!** Image 1 align=left alt="Image 40385" >25 lat temu generał Wojciech Jaruzelski wprowadził w Polsce stan wojenny. Zamiast „Teleranka”, popularnego programu telewizyjnego dla dzieci, na ekranie pojawił się człowiek w mundurze. W nocy z 12 na 13 grudnia aresztowano tysiące osób, zaczęła obowiązywać godzina milicyjna, przestała się też ukazywać większość gazet, a w radiu i telewizji można było jedynie posłuchać komunikatów o tym, co robić, by nie zostać aresztowanym bądź zatrzymanym na popularne wówczas 24 godziny.
<!** reklama right>Na ulicach pojawiły się milicyjno-wojskowe patrole, koksowniki, opancerzone transportery oraz, w co bardziej reprezentacyjnych miejscach, czołgi. Nie to jednak było w tym wszystkim najgorsze. Generał, bez względu na to, jakimi pobudkami się kierował, strącił nasz kraj w cywilizacyjną otchłań, zabrał nam, na czas jakiś, nadzieję na lepsze życie, pozbycie się kompleksów i wolność, której namiastką zaczęliśmy się cieszyć. Zabrał nam paszporty, legitymacje wolnych związków zawodowych, gazety, które zaczęły pisać inaczej oraz przeświadczenie, że Polska to najweselszy barak w obozie państw socjalistycznych. Jeszcze głupsi niż przed stanem wojennym zaczęli rządzić mądrzejszymi. Wrócili żądni władzy ormowcy, wicie, rozumicie partyjni sekretarze, intelektualny beton i zastępy „trepów”, skupionych w inspekcjach robotniczo-chłopskich, szalejących w zakładach pracy, na budowach, w szkołach i na uczelniach. Takiego upokorzenia tak łatwo się nie zapomina.
Generał Jaruzelski i partia w końcu oddali władzę. Szkoda, że zapisując wcześniej tak mroczną i wstydliwą kartę naszej historii, jaką był stan wojenny i rządy ciemniaków w kraju, który wolnością mógł cieszyć się parę lat wcześniej. Gdyby nie zmarnowany czas wojskowej dyktatury, kariery wielu współczesnych polityków, szczególnie przeciwników wolnej prasy, mielibyśmy już dawno za sobą.