Siedmiu żołnierzy oskarżonych o zabójstwo afgańskich cywilów zostało tymczasowo aresztowanych na trzy miesiące. Tak zdecydował Sąd Wojskowy w Poznaniu.
<!** Image 2 align=right alt="Image 68492" sub="Infografika Hubert Zająkała">Wszyscy żołnierze zagrożeni są wysoką karą. Sześciu z nich grozi dożywocie, siódmemu z nich do 25 lat więzienia.
- Sędziowie uznali, że materiały prokuratury wskazują na duże prawdopodobieństwo popełnienia przez żołnierzy zarzucanych im czynów - poinformował płk Piotr Tabor z poznańskiego Sądu Wojskowego,
Wojskowa prokuratura postawiła zarzuty żołnierzom za sierpniową akcję w miejscowości Nangar Khel. Sześciu z nich przedstawiono zarzut zabójstwa ludności cywilnej. Siódmy usłyszał zarzut ataku na niebroniony obiekt cywilny.
Wszyscy zatrzymani byli żołnierzami jednostki wojskowej z Bielska-Białej. W Afganistanie stanowili 1. Pluton Szturmowy Zespołu Bojowego „C” Polskiego Kontyngentu Wojskowego.
Obrońca żołnierzy, mecenas Jakub Kolańczyk, poinformował, że istnieje nagranie ofiar tragedii w Afganistanie. Jak twierdzi, film został nagrany przez żandarmerię po zdarzeniu, a nie przez oskarżonych żołnierzy w czasie akcji. Prokuratura nie potwierdza na razie, czy w zgromadzonym materiale dowodowym znajduje się film.
<!** reklama>Zdaniem Kolańczyka, informacje o tym, że to żołnierze nagrali zdarzenie są „absurdalne i nieprawdziwe” (napisały o tym „Dziennik” i „Gazeta Wyborcza”). Według niego, to żandarmi, którzy przybyli na miejsce po akcji, nagrali ciała ofiar.
- Tego nie podnosi nawet prokuratura - ocenił. Jak powiedział obrońca, wojsko stanowi jedną drużynę i „nic nie dzieje się bez rozkazu”. A rozkazy wydaje dowódca - podkreślił.
Mecenas rozmawiał z dwoma żołnierzami.
- Jeden z nich powiedział mi, że wolałby zginąć w Afganistanie, gdyż wróciłby jako bohater. A żona dostałaby rentę - mówił. Podkreślił, że z żołnierzami nie rozmawiał o samych zarzutach, lecz o emocjach i lękach dotyczących tej sprawy.
16 sierpnia polski patrol wjechał na minę około 30 kilometrów od bazy w Wazi Khwa. Wybuch uszkodził dwa wozy, a unieruchomioną kolumnę z pobliskich wzgórz ostrzelali talibowie. Polacy odpowiedzieli ogniem i wezwali posiłki.
Po kilku godzinach na miejsce dotarł pluton szturmowy komandosów z 18. Batalionu Desantowo-Szturmowego w Bielsku-Białej. Ruszyli w pościg za Afgańczykami. Znalezione niedaleko ostrzelanej kolumny ślady motoru doprowadziły ich do wioski Nangar Khel.
Według pierwotnie przedstawianej przez żołnierzy wersji wydarzeń - którą, jak przyznali, uzgodnili między sobą po fakcie - w wiosce przywitał ich ostrzał talibów. Polacy odpowiedzieli - najpierw ogniem karabinu maszynowego, potem strzelali z moździerza.
Jak ustaliła prokuratora, żadnych talibów nie było, a żołnierze nie byli w niebezpieczeństwie. Jednak na rozkaz dowódcy otworzyli ogień do bezbronnej wioski. Zginęło sześć osób, w tym kobiety i dzieci. Żołnierze odpowiedzą też za okaleczenie trzech kobiet, którym potem amputowano ręce lub nogi.(id, TVN24)