<!** Image 1 align=left alt="http://www.express.bydgoski.pl/img/glowki/szczepanski_artur.jpg" >Fala morza hipokryzji, jak stąd do Pekinu, zalała mi oczy. Już od dawna na krokodyle łzy obrońców czystości idei olimpijskiej jest za późno, a jeżeli ktoś tego nie rozumie, niech wyłączy telewizor i nie ogląda sportowców walczących na igrzyskach. Ja tak nie zrobię, bo należę do tych, którzy kochają sport, a szczególnie ten w olimpijskim wydaniu i nie muszę wcale przy tej okazji bić się z myślami o uciemiężonym Tybecie. Okropne? Być może, ale kto dziś pamięta, jak wiele lat temu armia urzędasów z Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego przyznała Chinom organizację igrzysk 2008. Czy wówczas sytuacja w Chinach była lepsza niż dziś? Bzdura, była o wiele bardziej niepokojąca i ponura.
Pisałem pracę magisterską na temat wpływu polityki na ideę olimpijską i wcześniej, jak dziś, wiem, że igrzyska olimpijskie są w stanie zmienić każdy kraj, także i Chiny. Ba, uważam, że bojkot zawodów olimpijskich w Moskwie, niestety, odłożył w czasie demontaż zdeprawowanego systemu komunistycznego, przedłużył żywot, kulejącego już imperium.
<!** reklama>Nie myślę wcale, że po pekińskich igrzyskach legnie w gruzach system polityczny wielkich Chin, ale czymś zupełnie nieprawdopodobnym jest twierdzenie, że międzynarodowe armie sportowe jedynie go wzmocnią.
Od dziś w rolach głównych w Pekinie podziwiać będziemy sportowców, w których cieniu pojawią się zapewne politycy - specjaliści od bicia rekordów hipokryzji, bo w tej dyscyplinie, od dawna już uznanej za olimpijską, nie mają sobie równych, trenując wytrwale przez dziesięciolecia.
Powiedzcie o mnie naiwniak, powiedzcie, konformista, a ja i tak, od dziś, od momentu pierwszej transmisji z Pekinu, wierzę, że Chiny po igrzyskach olimpijskich będą zupełnie innym krajem - sportowcy i kibice zrobią swoje, tylko dajmy im na to szansę.