Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sport nadal bliski sercu

Marek Wojciekiewicz
Ze Zbigniewem Ratkowskim, byłym trenerem, a obecnie animatorem sportu na orliku, rozmawiamy o pracy z młodymi ludźmi i o stanie lokalnej piłki nożnej.

Ze Zbigniewem Ratkowskim, byłym trenerem, a obecnie animatorem sportu na orliku, rozmawiamy o pracy z młodymi ludźmi i o stanie lokalnej piłki nożnej.<!** Image 2 align=none alt="Image 194491" sub="Fot. Marek Wojciekiewicz">

Od trzech lat jest Pan animatorem sportu w kompleksie sportowym „Orlik” na Mariankach. Obiekt jest chętnie wykorzystywany?

O tym, że budowa była strzałem w dziesiątkę najlepiej świadczy frekwencja. Miesięcznie korzysta z niego około 3 tysięcy osób. Chętnie wpadają tu chłopcy, by pograć w piłkę nożną czy koszykówkę. Przychodzą nawet babcie z wnukami. Jeśli tylko boisko jest wolne, nikogo nie wypraszamy. Nie trzeba nawet mieć swojej piłki. Można ją wypożyczyć na miejscu. Oczywiście nieodpłatnie.

Pana życie od lat związane jest ze sportem. Jakie były początki?

To było jeszcze w szkole średniej w Bydgoszczy. Miałem wtedy 15 lat. Na lekcjach wychowania fizycznego wypatrzył mnie kierownik internatu. Uznał, że mam dobre warunki do uprawiania biegów i zapytał czy nie chciałbym trenować tej dyscypliny. Zgodziłem się. Moim największym osiągnięciem w tamtym okresie było zdobycie wicemistrzostwa juniorów województwa bydgoskiego w biegu na 800 metrów. Cały czas ciągnęło mnie jednak do piłki nożnej. Po skończeniu szkoły podjąłem pracę w Celulozie, a jednocześnie zacząłem grać w drugiej drużynie seniorów Wdy Świecie. Po pewnym czasie Adam Damski, trener pierwszej drużyny, zaproponował mi pracę instruktora piłki nożnej w zespołach młodzieżowych.

Młodym ludziom w obecnych czasach chce się grać? Obserwując mecze Wdy można mieć mieszane uczucia.

Zawsze byłem zdania, że lepiej grać w niższej lidze, ale swoimi zawodnikami, którzy pochodzą ze Świecia i okolic. Zawodnicy z innych miast przyjeżdżają na mecze, robią swoje, raz lepiej, raz gorzej, i wracają do siebie. Oprócz trenera i działaczy klubu nikt ich nie rozlicza z tego, jak prezentują się na boisku. Nie czują na sobie presji kolegów, rodziny, sąsiadów. A ta jest często skuteczniejsza niż słowa niezadowolenia lub uznania od klubowych działaczy.

Był pan instruktorem, potem trenerem Strażaka Przechowo, a obecnie animatorem sportu na orliku. Jak dogaduje się Pan z młodymi ludźmi?

Dobry instruktor, szkoleniowiec czy animator przede wszystkim powinien znać się na tym, co robi. Poza tym, powinien być jednocześnie pedagogiem, nauczycielem i ojcem. Musi chcieć zrozumieć zawodnika, kiedy ten ma słabszy dzień, ale gdy spadek formy się powtarza, musi zareagować. Czasami ostro. Samym głaskaniem daleko się nie zajedzie. Ważne jest, aby nie przekraczać pewnych granic, zarówno w pobłażliwości, jak i surowości.<!** reklama>

Piłka nożna to nadal pana wielka pasja?

Lubię różne dyscypliny sportu, od lekkiej atletyki po siatkówkę, ale futbol jest mi najbliższy. Dlatego tak niesamowitym przeżyciem było dla mnie tegoroczne Euro w naszym kraju.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!