https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Smutny koniec asa wywiadu

Krzysztof Błażejewski
Był niesamowicie skuteczny, do tego uchodził za wielkiego szczęściarza i człowieka działającego niekonwencjonalnie. By przejrzeć plany hitlerowskich Niemiec, do współpracy wciągnął nawet przestępców. Dlaczego zatem major Jan Henryk Żychoń popadł w niełaskę?

Był niesamowicie skuteczny, do tego uchodził za wielkiego szczęściarza i człowieka działającego niekonwencjonalnie. By przejrzeć plany hitlerowskich Niemiec, do współpracy wciągnął nawet przestępców. Dlaczego zatem major Jan Henryk Żychoń popadł w niełaskę?

<!** Image 2 align=right alt="Image 134725" sub="4Jan Henryk (imiona na cześć gen. Dąbrowskiego) Żychoń, (na zdjęciu trzeci od lewej), pochodził z Małopolski.
Z chwilą wybuchu I wojny uciekł z domu do Legionów, gdzie znalazł miejsce w służbie pomocniczej, a od 1919 służył w wywiadzie. Początkowo na Śląsku, potem (do 1930 roku) w Gdańsku. Bardzo szybko awansował (1935 r.) do stopnia majora.">W latach 30. XX wieku działalność wywiadowcza przeżywała swoje wielkie dni. Po pełnej napięć Europie bez przerwy krążyli szpiedzy, mozolnie budując siatki wywiadowcze. W tym okresie aż 60 procent wszystkich ściśle tajnych dokumentów, przejmowanych przez polski wywiad, pochodziło z Bydgoszczy. Działała tam Ekspozytura nr 3, kierowana przez majora Jana Henryka Żychonia, obejmująca swym zasięgiem Prusy Wschodnie i Zachodnie oraz Wolne Miasto Gdańsk.

Starosta wśród wrogów

Była to najlepsza polska placówka wywiadowcza w międzywojniu. Dla porównania, na naszej wschodniej granicy udawało się w tym czasie przejąć wartościowy dokument raz na kilka tygodni... Nic dziwnego, że w środowisku tajnych służb major Żychoń był uważany za szczęściarza, ale i jednocześnie podważano jego umiejętności.

<!** reklama>Historycy potwierdzają, że działalności Żychonia rzeczywiście sprzyjały ówczesne warunki i szczęście, które go nie opuszczało. Wskazują też na umiejętności i wyjątkową osobowość majora. Zdaniem Przemysława Olstowskiego, autora biografii asa polskiego wywiadu, Żychoń dążył do celu nie cofając się przed niczym. Cel w jego rozumieniu uświęcał każde środki. Z szantażem i przekupstwem na czele.

<!** Image 3 align=left alt="Image 134725" sub="Rzadkie zdjęcie majora Żychonia
w cywilu. Tu razem z żoną.">Wrogów miał wielu. Należał do nich Julian Suski, starosta bydgoski, który bez ogródek nazywał Żychonia birbantem, pijakiem oraz człowiekiem szastającym państwowymi pieniędzmi i prowadzącym niejasną grę. Bo, faktycznie, majora najczęściej spotkać można było poza biurem w... lokalach.

Na działalność wywiadowczą w Niemczech w II RP nastawione były trzy ekspozytury terenowe: w Katowicach, Poznaniu i Wolnym Mieście Gdańsku. W 1930 roku, kiedy działalność placówki gdańskiej została sparaliżowana, przeniesiono ją do Bydgoszczy i połączono z poznańską. 15 listopada tego roku została uroczyście otwarta jej siedziba przy ul. Cieszkowskiego 2.

Od samego początku bydgoskiej ekspozyturze szefował mjr Żychoń, przedtem szef gdańskiej placówki, który zabrał stamtąd większość swoich pracowników. Z ciasnej siedziby przy Cieszkowskiego ekspozyturę przeniesiono na Gdańską 121, a od 1935 do specjalnie w tym celu wybudowanego budynku na Bielawkach przy rondzie Wielkopolskim, gdzie dziś mieści się Komenda Policji Bydgoszcz-Śródmieście.

Największym sukcesem majora Żychonia była akcja „Ciotka”, której nazwę zmieniono później na „Wózek”. Wykradaniem i fotografowaniem niemieckiej poczty zajmowali się agenci zwani w ówczesnym żargonie wywiadowczym kunami. Byli to przestępcy - kasiarze, włamywacze, którym darowano karę więzienia w zamian za pracę na rzecz polskiego wywiadu, ale także robotnicy kolejowi, maszyniści, zawiadowcy stacji, kierownicy poczt i urzędnicy polskiej administracji w Wolnym Mieście Gdańsku.

<!** Image 4 align=right alt="Image 134725" sub="Powrót z jednej z tajnych akcji? Pewne jest, że to zdjęcie mjra Żychonia zrobiono w podwórzu bydgoskiej siedziby Ekspozytury nr 3.">Agenci i mściciele

To właśnie oni, wyposażeni w łomy, młotki i obcęgi, autentyczne niemieckie plombownice, pieczęcie lakowe i inne narzędzia wyrzucali z wagonów w ściśle określonych miejscach zapieczętowane worki z pocztą. W ciągu kilku godzin zawartość była dokładnie przeglądana, fotografowana i ponownie starannie pakowana, tak by nie zostawiać najmniejszego śladu jej penetracji. Worki ponownie plombowano i przy pomocy zaufanych ludzi ładowano do wagonów pocztowych, które w składach niemieckich pociągów miały opuścić polski „korytarz”.

Sławą Żychonia okryło też pozyskanie jako agentów Wiktora Katlewskiego, księgowego w urzędzie uzbrojenia Kriegsmarine w Berlinie, Pauliny Tyszewskiej, konkubiny zastępcy szefa Abwehry w Wolnym Mieście Gdańsku, oraz Eriki Bielang, sekretarki w dowództwie okręgu Luftwaffe w Królewcu. Materiały w ten sposób pozyskane miały ogromne znaczenie w rozpoznaniu poczynań tak niemieckiego wywiadu, jak i przygotowań Niemiec do wojny.

Bydgoska ekspozytura posiadała zwykle od 40 do 70 informatorów w Niemczech. W większości byli to mieszkający tam Polacy. Po wpadce Eriki Bielang, ściętej toporem w Berlinie, odpowiedzialnego za to Władysława Mamela udało się ludziom Żychonia zwabić do Gdyni i wykonać na nim wyrok śmierci. Innym razem major wysłał do Gdańska specgrupę, która niebezpiecznego byłego agenta, służącego obecnie Niemcom, zlikwidowała na miejscu.

W tarapatach

Sytuacja Żychonia, który przez lata uchodził za asa wywiadu, diametralnie zmieniła się po kampanii w 1939 roku. Przypisano mu, m.in., odpowiedzialność za koszmarną wpadkę, jaką było pozostawione dossier polskich szpiegów w warszawskim Forcie Legionów. Hitlerowcy odnaleźli je i aresztowali ponad 100 osób, z których 10 skazano na karę śmierci i ścięto, m.in., Paulinę Tyszewską. Nie było wśród nich uczestników akcji „Ciotka” - kilkadziesiąt osób w nią zaangażowanych już w 1934 roku przezornie Żychoń skreślił z ewidencji.

Zarzuty okazały się niesłuszne. W ręce Niemców trafiły kopie wykonane w centrali wywiadu dla celów archiwalnych. Żychoń dopilnował, by wszystkie akta z bydgoskiej ekspozytury zniszczono w czasie ewakuacji w 1939 roku.

Mimo to przyjęcie Żychonia we Francji przez nowy rząd emigracyjny nie było miłe. Powstała teza o odpowiedzialności wywiadu, szczególnie skierowanego na Niemcy, za brak efektów działania, a nawet o współdziałaniu z hitlerowcami. Do tego doszła plotka o zdefraudowaniu przez majora znacznych pieniędzy.

Dopiero dzięki interwencji aliantów udało mu się wrócić do służby. Z Anglii kierował organizacją polskich placówek wywiadowczych w Europie. I tu odnosił sukcesy. Ataki na niego nie ustały jednak. Wygrał nawet proces o pomówienie, ale rozgoryczony treścią wyroku - niewyjaśniającego całej sprawy - poprosił o skierowanie na front. W lutym 1944 Jan Henryk Żychoń znalazł się w 2. Korpusie Polskim we Włoszech. 16 maja 1944 roku podczas szturmu na Monte Cassino został postrzelony i następnego dnia zmarł.

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski