Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Siostra bezdomnego mężczyzny mówi: „On tam umrze, jak nic. Siłą go trzeba zabrać”

Redakcja
59-letni człowiek bez nóg od kilku lat pomieszkuje w skandalicznych warunkach w baraku przy ul. Solnej w Bydgoszczy. Mimo że wielokrotnie oferowano mu pomoc, ciągle wraca do swojej komórki
59-letni człowiek bez nóg od kilku lat pomieszkuje w skandalicznych warunkach w baraku przy ul. Solnej w Bydgoszczy. Mimo że wielokrotnie oferowano mu pomoc, ciągle wraca do swojej komórki Dariusz Bloch
Mieszkają na klatkach schodowych i w pustostanach. Piją na umór, chorują i marzą skrycie o lepszym życiu. Kiedy nadarza się szansa na zmianę, odmawiają skorzystania z pomocy.

Barak przy Solnej na Glinkach, pierwsza komórka po prawej. W niej dwa zniszczone fotele, na ziemi szmaty, na jednej z puf słoiki, kubek, resztki jedzenia. W głębi człowiek i dwie protezy nóg, które wyrastają w tym kłębowisku jak dwa złamane maszty. Ich właściciel zawinięty w puchowe kołdry. Ledwo go widać. Spod kaptura błyskają oczy. Ciemno, zimno, smród. Okienko bez szyby, osłonięte prowizorycznie folią. Na dworze siedmiostopniowy mróz.
[break]
To aktualny adres 59-letniego Marka Kmieciaka. Kiedyś cieśli, budowlańca i rzeźbiarza samouka, dziś bezdomnego. Okoliczni mieszkańcy trzymali tu świnie, więc przyjęła się nazwa „chlewnia”.
Listonosz by tu nie trafił. Problemu z namierzeniem pana Marka nie mają za to strażnicy miejscy. Zimą, głównie w nocy, zaglądają do niego regularnie. Tylko w grudniu byli już sześć razy. Zawsze proponowali pomoc: szpital lub schronisko dla bezdomnych. Nic z tego. Mężczyzna odmownie kręcił głową i machał ręką, żeby sobie poszli. Jedyne, co chciał, to papierosa, zapalniczkę i oranżadę.
- Zawsze odmawia pomocy. Wie pan, co jest najgorsze? Ta nasza bezradność, całkowita niemoc. Może pan tylko patrzeć na upadek drugiego człowieka i proponować bez końca pomoc. I tyle - wzdycha ciężko młodszy inspektor Waldemar Kulpa ze Straży Miejskiej w Bydgoszczy.
- Widzimy, jak się zmieniają. Cztery lata temu wyglądał normalnie, dziś spotyka pan człowieka i makabra. Twarz zniszczona, nie do poznania - dodaje inspektor Piotr Lubomski.
Strażnicy wrócili przed chwilą z pustostanu przy Jana Pawła II. Od 14 lat mieszka tam kilkuosobowa grupka bezdomnych. Radzą sobie całkiem dobrze. W dzień pracują, w nocy wracają do bezpańskiego budynku, o który dbają jak o własny.
- Podpisali oświadczenie, że nie chcą pomocy i naszych nocnych kontroli. Prosili, żeby ich nie budzić niepotrzebnie. Faktycznie, tam zawsze było spokojnie, nigdy nic się nie działo - przyznają strażnicy.

Na skali od jednego do dziesięciu ekstremalność warunków bytowych Marka Kmieciaka strażnicy oceniają na osiem, najwyżej dziewięć. Widują jeszcze gorsze koczowiska. Ludzie potrafią w nich egzystować latami. Strażnicy pamiętają kobietę, która długo mieszkała w szałasie nad Brdą; parę bytującą w lesie; starszego pana żyjącego w porzuconej nysie, czy mężczyznę, który przez kilka lat dawał sobie radę w namiocie rozbitym w zagajniku za bydgoskim Centrum Onkologii.
- Jeden z naszych kolegów uratował mu życie. Był u niego wieczorem i wszystko wyglądało w porządku. Ale coś mu mówiło, żeby tam zajrzeć jeszcze raz. Zajeżdża rano, a człowiek z namiotu w stanie krytycznym. Co się okazało? Wylew. Natychmiast szpital i udało się go uratować - wspomina Piotr Lubomski.
- Marek tam umrze, jak nic. Ktoś powinien go siłą stamtąd zabrać - uważa starsza siostra 59-latka z chlewni. Też jest bezradna. W przeszłości wielokrotnie próbowała mu pomóc. - Nie mieliśmy na niego siły. Sprowadzał kolegów, pił. Wszy ściągnął. A my wszyscy schorowani. Mąż po trzech operacjach, ledwo chodzi, syn choruje na zanik mięśni, ja też mam poważne problemy ze zdrowiem - mówi 70-letnia kobieta.
Baraki przy Solnej to miejsce dzieciństwa Marka Kmieciaka. Tu się urodził i wychował, tu mieszkał jego wuj, tutaj ma siostrę oraz kolegów, którzy czasem przychodzą do chlewni z papierosami i czymś do jedzenia.
- Pracowałem pod Szczecinem w PGR-ach jako owczarz. Potem był rozwód z żoną. Na budowach pracowałem. Ile to człowiek chałup postawił. Mam dwie dorosłe córki. Jedna mnie odwiedzała, jak jeszcze mieszkałem w Domu Pomocy Społecznej w Kamieniu Krajeńskim. Odszedłem stamtąd, bo mnie sądownie na odwyk chcieli posłać - opowiada mężczyzna. Nogi stracił 17 lat temu, w wyniku odmrożenia. Ostatnio wytrzymał w schronisku pół roku. Zostawił nowe protezy (podobno za ciasne) i wrócił do chlewu.
- Chciałbym jeszcze raz spróbować do DPS-u. Tam nauczyłem się rzeźbić. Wszystkie konkursy wygrywałem - wspomina z rozrzewnieniem.
- Chciałby, ale znowu nam podpisał oświadczenie, że nie potrzebuje żadnej pomocy - rozkładają ręce strażnicy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!