https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Siedem lat walki o porażkę

Przemysław Przybylski
Jesteśmy na wojnie, o udziale w której nie zdecydował Sejm. Została złamana konstytucja i nikt się tym nie przejmuje.

Jesteśmy na wojnie, o udziale w której nie zdecydował Sejm. Została złamana konstytucja i nikt się tym nie przejmuje.

<!** Image 2 align=right alt="Image 132880" sub="Polscy żołnierze są w Afganistanie od 7 lat. Prócz szkolenia afgańskich policjantów i pomagania cywilom, biorą udział w walkach z talibami. Fot. MON">Polscy żołnierze są w Afganistanie od 7 lat. Początkowo nasi żołnierze byli rozlokowani w trzech prowincjach, a ich misja przebiegała spokojnie. Sytuacja uległa zmianie, gdy przekazano nam kontrolę nad regionem Ghazni. W tej prowincji działają silne ugrupowania talibów i Polacy biorą udział w regularnych walkach. Nie ma już mowy o misji pokojowej czy stabilizacyjnej. To regularna wojna. Jak twierdzą eksperci wojskowi, m.in. gen. Stanisław Koziej, mamy za mało żołnierzy, by kontrolować Ghazni (2200) i możemy się spodziewać, że będzie jeszcze gorzej. A to za sprawą Amerykanów.

Dziennik „Washington Post” ujawnił raport gen. Mc Chrystala, głównodowodzącego wojskami międzynarodowymi w Afganistanie. Wynika z niego, że bez 40 tys. dodatkowych żołnierzy nie da się opanować sytuacji. Jeżeli Barackowi Obamie, prezydentowi USA, uda się przeforsować w Kongresie ich wysłanie, to nasz kontyngent będzie miał kłopoty. Trafią bowiem oni do prowincji przylegających do Ghazni, a tym samym intensyfikacja działań armii amerykańskiej spowoduje przemieszczanie się talibów do rejonu kontrolowanego przez naszą armię.

USA nie ma innego - niż militarny - pomysłu, jak wybrnąć z problemu afgańskiego. Obawy, że będzie to drugi Wietnam, sprawiają, że podejmują desperackie kroki. Jednym z nich była rezygnacja z lokalizacji w Polsce i Czechach elementów tarczy antyrakietowej. To cena, jaką zapłacono za udostępnienie przez Rosję dróg transportowych, pozwalających dostarczać zaopatrzenie do Afganistanu po zmianie władzy na antyamerykańską w Pakistanie. Dzięki temu Kreml ma silny straszak na Amerykanów i pozostałe kraje należące do NATO. Próby USA, by zaangażować w sprawę afgańską Chiny czy Indie, spełzły na niczym. Do tego UE sceptycznie podchodzi do Afganistanu. Wielka Brytania, Francja i Niemcy wezwały do zwołania międzynarodowej konferencji w tej sprawie. Oznacza to, wyrażone w dyplomatyczny sposób, wotum nieufności dla polityki Stanów Zjednoczonych. W tej sytuacji rodzi się pytanie, czy my musimy tam być.

<!** reklama>Eurodeputowany Janusz Zemke, były przewodniczący Sejmowej Komisji Obrony Narodowej twierdzi, że tak. Uzasadnia, że to misja NATO i zarazem sprawdzian naszej wiarygodności. Większość polskich polityków podziela to zdanie. Jednak w Afganistanie prowadzone są dwie operacje. Pierwsza, wojenna, będąca dalszym ciągiem odwetowego uderzenia amerykańskiego na ten kraj i al-Kaidę z 2001 roku, oraz druga - stabilizacyjna. Realizuje ją, od 2002 r., dobrowolna koalicja międzynarodowa. My uczestniczymy w tej ostatniej. Argumenty, że obligują nas do bycia w Afganistanie zapisy traktatu natowskiego są nieuzasadnione. Warto też zwrócić uwagę na to, że większość krajów uczestniczących w misji nałożyło ograniczenia na swoich żołnierzy i nie biorą udziału w walkach. Polacy, tak.

Niedawno Bronisław Komorowski, marszałek Sejmu, zwrócił uwagę, że decyzja o udziale polskich żołnierzy w misji afgańskiej została podjęta bez zgody Sejmu. Teoretycznie było to możliwe, bo mieliśmy uczestniczyć w misji stabilizacyjnej. Jednak bierzemy udział w walkach, czyli toczymy wojnę, a na to, według konstytucji, musi wyrazić zgodę Sejm.

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski