Długo wydawało się, że po weekendzie więcej się będzie mówić o kinie niż o polityce. Zakończony w sobotę festiwal filmowy w Gdyni wygenerował bardzo dużo typowo politycznych emocji. Najpierw spór o „Solid Gold” - TVP wycofało film z festiwalu, po tym, jak reżyser wyciął z niego kontrowersyjną scenę (ostatecznie film przywrócono). Potem, w dniu wręczenia nagród, miało miejsce kilka naprawdę gorących politycznych wystąpień, rządzących krytykowali ze sceny laureaci głównych festiwalowych nagród.
Quiz preferencji wyborczych
Tymczasem w polityce wydawało się, że mamy kampanię wyborczą tylko z nazwy. W sobotę wszystkie główne partie zorganizowały konwencje, ale konia z rzędem temu, kto cokolwiek z nich zapamiętał. Koalicja Obywatelska atakowała PiS z powodu jej obietnic, przede wszystkim związanych z ZUS oraz płacą minimalną - a jednocześnie zapewniała, że da jeszcze więcej niż rządzący. PiS wycofywał się po cichu z zaproponowanych tydzień wcześniej zmian w ZUS, mocno akcentując, że mocne podnoszenie płacy minimalnej stanie się motorem napędowym gospodarki, a Polska za 21 lat stanie się bogatsza niż Niemcy. Z kolei Lewica mówiła o wszystkim po trochu, natomiast PSL skupił się na działaniach w terenie.
W skrócie - nie wydarzyło się nic, co by zapadło w pamięć na dłużej niż kilka godzin. Inaczej niż festiwal filmowy. Przepychanka wokół „Solid Gold”, czy ostre słowa Agnieszki Holland o tym, że władza przywraca cenzurę, będą powracały często w przyszłości.
I gdy już się wydawało, że kino wygra z polityką, TVN wyemitował materiał o Marianie Banasiu, niedawno wybranym na prezesa Najwyższej Izby Kontroli (NIK). Z reportażu wynikało, że niedawny minister finansów jest właścicielem kamienicy w Krakowie, która jest obecnie pensjonatem oferującym pokoje na godziny (bez wystawiania rachunku). W dodatku, jak zarzucili szefowi NIK autorzy materiału, kontrolę nad pensjonatem miały sprawować osoby powiązane z krakowskimi gangami sutenerów.
I nagle w kampanii nudno być przestało. Kwestie związane z ZUS spadły na plan dalszy, barwne wywody Holland i Dawida Ogrodnika znów zostały zepchnięte do rubryki „kultura”. Na pierwsze strony znów trafiła kampania - bo wreszcie zaczęła ona kręcić się na obrotach, jakie przyzwyczailiśmy się oglądać przed wyborami.
Koalicja Obywatelska, niemal natychmiast po emisji materiału w TVN, przeszła do frontalnego ataku. W niedzielę Małgorzata Kidawa-Błońska przesunęła się do drugiego szeregu. Na pierwszy plan wyszedł Grzegorz Schetyna. W niedzielę publicznie wystąpił (na konwencjach i konferencjach prasowych) łącznie sześć razy. I za każdym razem atakował PiS za aferę z Banasiem. - To, co wczoraj widzieliśmy, to mrożąca krew w żyłach opowieść o patologii i mafijnych układach państwa PiS. I zrobimy wszystko, żeby 13 października Polacy wiedzieli, że to ich wybór. Żeby z taką patologią, takimi powiązaniami, z takim typem państwa PiS absolutnie skończyć - grzmiał lider Platformy Obywatelskiej. I zapowiadał, że jego ugrupowanie będzie żądać dymisji Banasia - i że wezwanie do tego będzie powtarzać codziennie do skutku.
PiS na materiał TVN-u zareagował jak dźgnięty ostrogami. Z jednej strony do rewelacji na swój temat niemal natychmiast odniósł się Marian Banaś, zapowiadając wytoczenie procesu dziennikarzom, którzy opisali należącą do niego nieruchomość. „Materiał odbieram jako próbę manipulacji, szkalowania i podważania dobrego imienia nie tylko mojej osoby, ale również kierowanych przeze mnie instytucji. W związku z nieprawdziwymi informacjami skieruję sprawę na drogę sądową” - oświadczył w niedzielę prezes NIK.
Z drugiej strony politycy PiS jeszcze w niedzielę podchwycili temat, który gości na okładce poniedziałkowego wydania tygodnika „Sieci”. Chodzi o portal „SokzBuraka”, który słynie z ostrych, bezpardonowych, często niewybrednych ataków na obóz rządzący. Według dziennikarzy tygodnika, współtwórcą tego portalu jest osoba zatrudniona w warszawskim Ratuszu oraz w biurze Platformy Obywatelskiej. Przedstawiciele PiS w radzie miejskiej w stolicy natychmiast zażądali wyjaśnień w tej sprawie od Rafała Trzaskowskiego.
ZOBACZ TEŻ | Marek Pyza z "Sieci" o portalu Sok z Buraka
Całkowicie ton zmienił też Jarosław Kaczyński. Jeszcze w sobotę usunął się w cień. Podczas katowickiej konwencji pierwsze skrzypce odgrywał Mateusz Morawiecki. Oczywiście, premier jest jedynką na liście PiS-u w tym okręgu, więc silny akcent na niego w czasie konwencji był naturalnym posunięciem. Ale nawet biorąc na to poprawkę Kaczyński był wyjątkowo wstrzemięźliwy. We wrześniu przyzwyczaił do tego, że w tej kampanii jest bardzo aktywny, widać go więcej niż Morawieckiego. W sobotę długo czekał na swoje wystąpienie - a gdy zabrał głos, głównie powtarzał zapowiedzi wcześniej przedstawione przez premiera. Jakby uznał, że przekaz gospodarczy (temu poświęcone było gros czasu podczas konwencji w Katowicach) to jego domena.
W niedzielę było już całkowicie inaczej. Prezes uznał, że gdy opozycja rusza do frontalnego ataku, nie czas na dyskusje o modelach rozwojowych i różnicach w doktrynach liberalnych (w sobotę on oraz Morawiecki dyskutowali o tym, czym jest liberalizm w XXI wieku). Wrócił do sprawdzonego przekazu światopoglądowego, który przyniósł tak wyraźny triumf w eurowyborach.
Czy weźmiesz udział w najbliższych wyborach parlamentarnych?
- 90.88%
- 5.23%
- 3.89%
Choć wcześniej prymas Polski abp Wojciech Polak podkreślił, że zakreślone w programie PiS rozróżnienie, mówiące, że Polacy do wyboru mają tylko Kościół i nihilizm („To jest wypowiedź, która nie ma nic wspólnego z nauczaniem Kościoła” - podkreślił abp Polak), to Kaczyński w niedzielę kontynuował światopoglądowe wywody. - Polska tradycja, polska tradycja republikańska, polska tradycja wolności, a więc Polska wyspą wolności, bo ta wolność w zachodniej Europie się dzisiaj cofa. Dzisiaj za powiedzenie oczywistości, że z pary homoseksualistów nie może być dzieci, można mieć proces karny w niektórych krajach. To się w Polsce w żadnym wypadku, jak to mówią na Podhalu, nie przyjmie - mówił prezes PiS w Katowicach. I dodawał, że jego partia to pierwsze ugrupowanie w kraju, które sprawuje rządy, mimo że nie ma nic wspólnego ani z komunizmem, ani z postkomunizmem.
I chyba raczej nie należy się spodziewać, żeby w tej kampanii znalazł się jeszcze czas na dyskusję o liberalizmie i sprawiedliwości społecznej, którą w sobotę uprawiali Morawiecki i Kaczyński. Opozycja, która zaczęła tę kampanię bardzo opornie z dużym opóźnieniem, wchodzi na obroty. W mediach co chwila pojawiają się nowe rewelacje. Ledwo przebrzmiała afera wokół byłego wiceministra Piebiaka, a już dowiedzieliśmy się o dziwnych wydatkach Polskiej Fundacji Narodowej, a teraz o kamienicy Mariana Banasia.
Ale też widać, że PiS na taki obrót spraw jest przygotowany. Gdy tylko pojawiły się doniesienia o hejcie generowanym w Ministerstwie Sprawiedliwości, natychmiast usłyszeliśmy o fabryce trolli zarządzanej z urzędu miast w Inowrocławiu (kontrolowanym przez PO). Na sobotnie doniesienia TVN pojawia się próba ich równoważenia rewelacjami o SokuzBuraka. Cios za cios.
Główne twarze głównych sił politycznych niosą przesłanie pokoju. Kidawa-Błońska mówi „współpraca, a nie kłótnie”. Morawiecki przypomina, że PiS wymawia się tak samo jak angielskie słowo oznaczające pokój. Jednak za ich plecami widać rozkręcającą się machinę kampanii negatywnej uderzającej w rywali. I wszystko wskazuje na to, że skuteczność w obsłudze tej machiny będzie miała największy wpływ na końcowy wynik wyborów.
Dowiedz się więcej
