Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sąd dał się nabrać

Krzysztof Błażejewski
Krzysztof Błażejewski
Sprawozdawca „Dziennika Bydgoskiego” porównał proces do amerykańskiego gangsterskiego filmu, a samo zdarzenie do „wybryku fantazji chorych ludzi, którzy wymyślili iście szatański plan”.

Sprawozdawca „Dziennika Bydgoskiego” porównał proces do amerykańskiego gangsterskiego filmu, a samo zdarzenie do „wybryku fantazji chorych ludzi, którzy wymyślili iście szatański plan”.

<!** Image 2 align=none alt="Image 188512" sub="Budynek przy Magdzińskiego 18 naprzeciw hali targowej. To w nim w latach 30. ub. wieku mieścił się zakład szlifierski Stefanii K. / FOT. KRZYSZTOF BŁAŻEJEWSKI">Wzmiankowany przewód sądowy odbył się, zgodnie z ówczesnym zwyczajem, w ciągu jednego dnia, 14 kwietnia 1937 roku. Na ławie oskarżonych zasiedli 29-letni szlifierz z zawodu Jan S., żonaty, ojciec trojga dzieci, oskarżony o nakłanianie Franciszka I., by kwasem azotowym pozbawił wzroku kupca Antoniego Zaista, oraz żona leśniczego, 49-letnia Stefania K., która - zdaniem oskarżenia - do tego kroku Jana S. zachęcała.

<!** reklama>

Kobiecie sąd zarzucił także nakłanianie tego samego Franciszka I. do... połamania rąk i nóg jej mężowi Janowi tak, by został inwalidą.

Skąd takie pomysły miały przyjść do głowy oskarżonym? Stefania K. prowadziła w budynku przy ul. Magdzińskiego 18 warsztat szlifierski. Od pewnego czasu jej dochody wyraźnie malały. Właścicielka winę za to przypisywała konkurentowi, 61-letniemu Antoniemu Zaistowi, który podobny warsztat otworzył w budynku przy ul. Grodzkiej 5. Zamach na rywala, o którego dokonanie prosiła pracownika swojego warsztatu Jana S., miał wyeliminować konkurenta.

Zamach za 30 złotych

Janowi S. do wykonania polecenia brakowało odwagi. Namówił do tego przedsięwzięcia męża swojej kuzynki, robotnika Franciszka I., w zamian za 30 złotych w gotówce oraz możliwość zrabowania ofierze napadu portfelu z gotówką i papierami wartościowymi, złotego zegarka z łańcuszkiem i brylantowej spinki do krawatu o wartości ok. 500 zł, które zawsze nosił przy sobie.

Plan przewidywał, że 9 stycznia wieczorem w chwili, gdy Zaist będzie zamykał warsztat, Franciszek I. podejdzie do niego, zagadnie o coś i chluśnie kwasem w twarz z trzymanej w dłoni choinkowej bombki. Dla ochrony zamachowiec otrzymał dodatkowo rękawiczki, które po wykonaniu zadania miał wyrzucić do Brdy.

Sumienie górą

Jak wynikało z ustaleń śledztwa, Franciszek I. zamachu nie wykonał, bowiem, kiedy udał się do warsztatu Zaista, zastał tam jego żonę. W dodatku sumienie dręczyło go i poinformował kupca dokładnie o planie zamachu. Jako dowód wręczył swojej niedoszłej ofierze szklaną kulkę z kwasem.

Dwa dni później udał się do zleceniodawcy i oznajmił, że zamach się nie udał, bo stłukła mu się kulka z kwasem. Jan S. obiecał wówczas dostarczyć drugą bombkę. W tym celu mężczyźni mieli się spotkać na Rybim Rynku, jednak Franciszek I. powiadomił o tym zawczasu policję. Kiedy Jan S. zjawił się na umówionym miejscu z kwasem, został aresztowany.

W czasie dochodzenia Franciszek I. oznajmił zaskoczonym policjantom, że nie była to jego pierwsza robota na zlecenie dla pani Stefanii. Wcześniej prosiła go, by zemścił się na jej niewiernym mężu. Franciszek I. miał zaczaić się na męża w lesie i w chwili, gdy będzie wracał rowerem z leśniczówki, napaść go od tyłu, zrzucić z roweru i pobić tak, by połamać mu ręce i nogi. Zleceniodawczyni obiecywała sowite wynagrodzenie, jednak Franciszek I. stwierdził, że najpierw rozprawi się z kupcem Zaistem, a potem zajmie się leśniczym.

Przed sądem obwinieni wyparli się swoich planów, oskarżając Franciszka I. o fantazjowanie. Stefania K. sugerowała, że całą intrygę uknuł jej mąż, by się pozbyć żony. Sąd okręgowy nie dał wiary tym wyjaśnieniom, całkowicie zawierzył Franciszkowi I. i skazał oboje oskarżonych na kary po 2 lata pobytu w więzieniu. Wyprowadzaniu skazanych z sali sądowej towarzyszyły bardzo nieprzyjazne okrzyki publiczności.

Skuteczna apelacja

Skazani wnieśli o rewizję procesu. Niespełna pół roku później Sąd Apelacyjny w Poznaniu orzekł diametralnie inaczej. Zarówno Stefania K., jak i Jan S. uwolnieni zostali od winy i kary, za to do aresztu za składanie fałszywych zeznań i wymyślenie intrygi trafił Franciszek I.

Ten wyrok w Bydgoszczy komentowany był bardzo długo i różnie.


 

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!