Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Za defraudację państwowych pieniędzy sąd skazał głównego oskarżonego na dożywotnie więzienie

Krzysztof Błażejewski
Krzysztof Błażejewski
RETRO TEMAT DNIA
RETRO TEMAT DNIA
W czasach PRL-u każdą sprawę związaną z nieprawidłowościami finansowymi w zakładach i przedsiębiorstwach nazywano „wielką aferą”.

Mieliśmy w Bydgoszczy w latach 50. i 60. afery mięsne, zbożowe, młynarskie, materiałowe, odzieżowe itd. Organa ścigania odpowiednio je nagłaśniały, bowiem ówczesnej władzy chodziło o obciążanie przestępców i aferzystów odpowiedzialnością za niepowodzenia gospodarcze i braki w zaopatrzeniu rynkowym. Wyroki w takich sprawach zapadały niezwykle surowe, były równe z tymi, jakimi karano najgorszych zbrodniarzy.
[break]

Rentę? A proszę bardzo...

Jedną z ostatnich tego typu afer była sprawa zdemaskowania i wykrycia przez Milicję Obywatelską szajki oszustów działającej w bydgoskim oddziale Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. Pierwszą informację o tym podano do publicznej wiadomości w grudniu 1966 roku. Aresztowano aż kilkanaście osób.
Ostatecznie przed sądem w marcu 1967 roku stanęło tylko czterech podejrzanych: trzech pracowników ZUS-u: Teofil S., Franciszek P. i Jan P. oraz Alfons M., kierownik działu administracyjno-gospodarczego Żeglugi Bydgoskiej.
Mechanizm przestępstwa, jak wynikało z ustaleń poczynionych podczas procesu, był dość wymyślny. Alfons M. miał oznajmiać zaufanym pracownikom Żeglugi, że - za odpowiednią gratyfikacją - ma możliwość załatwienia wcześniejszego przejścia na rentę bądź emeryturę. Zainteresowani takie wnioski składali, podając w nich nieprawdziwe dane. Wnioski trafiały do pracowników ZUS-u, którzy żądane renty bądź emerytury przyznawali. Oczywiście, też nie za darmo. Proceder ten trwał, jak się okazało, całe 9 lat, od grudnia 1957 do grudnia 1966 r., kiedy to podczas kontroli w bydgoskim oddziale wykryto nieprawidłowości. W tym czasie całkiem liczna grupa byłych pracowników Żeglugi brała w sposób nieprawny nienależne im pieniądze. Teraz, po „wyprostowaniu”, rozpoczęło się poszukiwanie osób, którym renty się nie należały. Każdą z nich czekał osobny proces za wyłudzenie pieniędzy z ZUS-u.
Proces głównych kombinatorów, podczas którego trzeba było przesłuchać kilkudziesięciu świadków i zlecić biegłym wyliczenie poniesionych przez ZUS strat, przeciągnął się aż do listopada 1968 roku, a zatem trwał ponad półtora roku, co było swoistym rekordem tamtych czasów.
Jak ustalono, ZUS na tym procederze stracił prawie 2,5 mln zł, z czego najwięcej, bo 1,5 mln, trafiło do kieszeni Alfonsa M. Współwinnym okazał się jedynie Teofil S., Franciszka P. sąd uznał winnym, ale jego czyny uległy przedawnieniu. Jan P. został uznany za pomówionego przez pozostałych oskarżonych i uniewinniony.

Dożywocie za półtora miliona

19 listopada 1968 roku sąd wydał wyrok skazujący Alfonsa M. na karę dożywotniego więzienia, grzywnę w wysokości 200 tys. zł, przepadek majątku oraz utratę praw publicznych i obywatelskich honorowych na zawsze. Teofil S. odsiedział w więzieniu 15 lat oraz poniósł bardzo dotkliwe kary dodatkowe.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!