Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rozmowa z Barbarą Poradą, emerytowaną położną ze Żnina

Maria Warda
Barbara Porada, lubi odpoczywać wśród kwiatów, ale jest zawsze gotowa porzucić ich urok, aby spieszyć ludziom z pomocą
Barbara Porada, lubi odpoczywać wśród kwiatów, ale jest zawsze gotowa porzucić ich urok, aby spieszyć ludziom z pomocą Maria Warda
Nasza bohaterka jest przykładem, że bez względu na upływający czas i lata, można żyć ciekawie, realizować marzenia i pomagać innym.

W maju cały Żnin obiegła wiadomość, że występuje pani w teleturnieju „Jeden z dziesięciu”. Wszyscy pani kibicowaliśmy. Gdyby nie dramatyczny koniec, zostałaby pani laureatką.
Na końcu finału zostałam tylko ja z tym mężczyzną. Wygrałabym, ale popełniłam błąd, bo przy końcowych pytaniach, powiedziałam „na Pana proszę”. Nie miałam świadomości, że to ostatnie pytania, bo podczas nagrań to inaczej wygląda jak w telewizji. I wtedy mój przeciwnik powiedział „słabo mi”.

Tak powiedział, widziała to cała Polska, coś mignęło i po chwili znowu pojawił się na wizji Tadeusz Sznuk, powiedział, że nagrywanie programu przerwano na 20 godzin, i dodał, że pani bardzo dzielnie się spisała. Co działo się w tym czasie?
To był horror. Ten mężczyzna zasłabł, osuwając się rozciął sobie głowę. Krew się lała, ja ją tamowałam i próbowałam reanimować, bo na tym się znam. Przyjechało pogotowie. Zabrali go do szpitala, bo miał problem z sercem. Okazało się, że telewizja bardzo dba o ludzi. Dwóch pracowników telewizji odwiedzało go w szpitalu, a ja zostałam odwieziona do hotelu.

Nazajutrz pani pacjent i konkurent w jednej osobie, nie oddał pani ani jednego pytania. Ma pani do niego żal?
Tak po ludzku mam do niego żal, bo na pewno bym wygrała, a on wszystkie pytania brał na siebie. Powiedział jedynie, że dziękuje, za udzieloną pomoc i tyle. Analizując to wydarzenie, zastanawiam się, dlaczego mnie, medyczkę musiało to spotkać. Na nagraniu było 80 ludzi, bo oni nagrywają od razu kilka odcinków, a mnie przypadło rywalizować z nim.

Słyszałam, że w zamian za szlachetną postawę, będzie pani miała możliwość wystąpienia w tym teleturnieju za rok. Skusi się pani?
Nie wiem, jeśli zdrowie dopisze to może tak. Od kilku lat jestem na emeryturze, ale nadal pracuję w Przychodni Rodzinnej.

Chciałbym jeszcze dowiedzieć się jakie wrażenie zrobił na pani Tadeusz Sznuk, którym fascynujemy się wszyscy, a najbardziej kobiety.

Przyznam, że jestem także w tym gronie. Ten głos poznałam, jak każdy z mojego pokolenia, podczas „Lata z Radiem”. Coś mi mówiło, że kiedyś się spotkamy, okazją stała się chęć udziału w teleturnieju. Wysłałam zgłoszenie, przeszłam przez eliminacje i czekałam spokojnie na nagranie.

Znała pani odpowiedzi na wszystkie pytania i była bardzo opanowana. Skąd ta wiedza?
Trzymam się zasady, że organ nieużywany zanika, szare komórki też. Dlatego bardzo dużo czytam, analizuję mapy, przeglądam encyklopedie, śledzę wydarzenia w świecie filmowym i sportowym. W moim zawodzie nauczyłam się trzymać nerwy na wodzy. Kiedy rodzi się dziecko, trzeba być bardzo opanowanym.

Jest pani położną od prawie 50 lat. Była pani nie tylko świadkiem narodzin nowoczesnej medycyny, z jej technologią, ale także świadkiem zmiany obyczajów.
Kiedy zaczynałam pracę w 1967 roku, nie było KTG. Tętno dziecka badało się metalową lub drewnianą słuchawką, a igły i strzykawki gotowało, nawet te do transfuzji krwi. Żadna mama nie znała płci dziecka. Położna towarzyszyła rodzącej od początku. Przyjmowała poród i wykonywała wszystkie czynności z nim związane. Ginekolog był na zawołanie. Nie było mowy, aby z rodzącą był ojciec dziecka, czy ktoś z najbliższej rodziny. Kobiety nie bardzo wiedziały, jak może przebiegać poród. Dziś są szkoły rodzenia, na które przychodzą nie tylko przyszłe mamy, ale także ich partnerzy.

Narodzinom dziecka zazwyczaj towarzyszy radość, ale pewnie zdarzały się dramaty.
Uczestniczyłam w dwóch zgonach pacjentek. Do dziś pamiętam nazwisko tej kobiety, której nikt nie śmiał zdjąć z palca obrączki. Dziecko, dziewczynka, jest już dorosłą osobą. Niestety takie jest życie, czasem pomimo ogromnego wysiłku, nie da się człowieka uratować. Pomimo przykrych zdarzeń, ja uwielbiałam swoją pracę, będąc na porodówce czułam się szczęśliwa.

Jednak zniknęła pani ze szpitalnej porodówki.
To nie była moja decyzja. Ponieważ już jako położna i matka 7-letniego syna Jacka, (ginekolog w Pałuckim Centrum Zdrowia, przyp. red.) studiowałam biologię na UMK w Toruniu, którą skończyłam po 6 latach, zostałam skierowana na cytologie, wykonywałam badania cytologiczne. Udało się wykryć dużo nowotworów.

Jaka jest pani dewiza życiowa?
Z biegiem lat przekonałam się, że nigdy nie jest za późno na rozwój. Już po pięćdziesiątce zrobiłam prawo jazdy, bo do tego zmusiło mnie życie. Jestem niezależna i żałuję, że wcześniej o tym nie pomyślałam.

BARBARA PORADA:

- Mieszka w Żninie.
- Absolwentka Wydziału Biologii i Nauk o Ziemi UMK w Toruniu.
- Emerytowana położna.
- Chętnie pomaga osobom cierpiącym.
- Ceni literaturę, z której można czerpać wszelką wiedzę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!