[break]
W spodniach w kancik, w garsonce (dlaczego by nie?), w obcisłym kolarskim trykocie, w dresach albo dżinsach. Do pracy na nockę, na randkę z chłopakiem, do siłowni, na kawkę do córki, na zakupy, dla zdrowia (bo lekarz kazał). Zawsze przed siebie. Często bez wyraźnego celu.
Setki, a może nawet tysiące bydgoszczan codziennie wsiadają na rowery i przemierzają miejskie ścieżki, ulice i parki. Dokładnie nikt ich nie policzył, ale wiadomo, że są i z każdym rokiem jest ich coraz więcej. W różnym wieku, z rozmaitą kondycją, jeżdżą na wszystkich typach rowerów, jakie można sobie tylko wyobrazić.
Potęga dwóch pedałów
Zakończone w miniony wtorek Europejskie Wyzwanie Rowerowe (European Cycling Challenge) pokazało, że Bydgoszcz jest miastem cyklistów. W ubiegłym roku odnieśliśmy sukces jako miasto z największą liczbą wypożyczeń roweru aglomeracyjnego, a w tym zajęliśmy szóste miejsce w ECC, wykręcając prawie 172 tysiące kilometrów. Szósta pozycja na 52 startujące europejskie miasta to naprawdę wyśmienita lokata i sygnał dla władz miejskich, że warto inwestować w rowerową infrastrukturę.
Zachęceni rowerowym wyczynem bydgoszczan nasi reporterzy ruszyli w teren, portretując tych, którzy jeżdżą.

Filip Kowalkowski
Pana Jarosława (45 lat) trudno dogonić. Ma wiśniową damkę „Romet” i właśnie spieszy się na nocną zmianę, mocno naciskając na pedały. Pracuje w ochronie poczty przy dworcu kolejowym. Rower nie ma przerzutek, liczy sobie 15 lat, ale jest w dobrym stanie.
- Był mało jeżdżony. Rodzice chcieli go wyrzucić. Byłem ciekaw, czy bez przerzutek podjadę Kujawską. Bez problemu - cieszy się mężczyzna i ocierając się prawie o lakier samochodu, odjeżdża ulicą Dworcową.
Studentkę Kingę (21 lat) spotykamy na Planu 6-letniego przed światłami. Jedzie w kierunku Bartodziejów na niemłodym „góralu”. Dostała go na przyjęcie komunijne. Spieszy się na siłownię i jest trochę stremowana.
- Stresuję się, bo to moja pierwsza wizyta w siłowni - mówi dziewczyna. Przez chwilę jedziemy obok siebie przez most Kazimierza Wielkiego. Jazda rowerem ewidentnie sprawia jej przyjemność.

Filip Kowalkowski
- Rower to mój odstresowywacz. Jak mam gorszy dzień, lubię sobie pojechać bez konkretnego celu. Byle przed siebie - dodaje. Nie ukrywa, że chętnie jeździłaby codziennie na uczelnię (studiuje na Uniwersytecie Kazimierza Wielkiego), ale spoconemu rowerzyście trudno wysiedzieć na wykładach.
Pani Irena (60 lat) pokochała jazdę na rowerze całkiem niedawno, gdy przeszła na emeryturę. Pracowała całe lata w „Zachemie” i teraz teren dawnych zakładów chemicznych jest dla niej jednym z najbardziej ulubionych miejsc na rowerowe przejażdżki.
- Piękne ścieżki tam są teraz. Poza tym, dużo jeżdżę do Myślęcinka i do córki na Bartodzieje. Właśnie od niej wracam. Na kawce byłam - opowiada wesoło kobieta. Ma na sobie dżinsy, różowe tenisówki i kanarkową kamizelkę z odblaskami oraz wielobarwnym logo Bydgoszczy (pamiątka po wspólnym kręceniu kilometrów z Bydgoską Masą Krytyczną w ubiegłym tygodniu). Rower wygląda na nowy. To prezent od przyjaciela.
Maciej (36 lat) przed chwilą skończył pracę, zrzucił garnitur (służbowy strój doradcy finansowego) i w szarych dresach śmiga do domu. Duże, 29-calowe koła jego krążownika „Kross Trans Siberian” pozwalają na rozwinięcie sporej prędkości.
Bankowość jeździ zimą
- Z pracy do domu mam około siedmiu kilometrów w jedną stronę. Wjeżdżam ślimakiem pod Trasą Uniwersytecką, a potem ścieżką rowerową na Glinki - mówi mężczyzna. Rowerowy sezon zaczyna w marcu lub kwietniu, a kończy w październiku.

Filip Kowalkowski
- Koleżanka z bankowości jeździ przez cały rok, nawet zimą. Też się nad tym zastanowię. Bo zimy mamy w sumie łagodne - nie ukrywa.
W ECC wzięło udział dokładnie 1015 bydgoskich rowerzystów. Rowerowy potencjał Bydgoszczy wydaje się jednak o wiele większy. Warto za rok lepiej nagłośnić akcję.