Widok człowieka czekającego na listonosza należy dziś do rzadkości, bo kto by czekał na rachunki, ponaglenia do zapłaty czy druki reklamowe? A głównie taką zawartość kryją dziś koperty...
<!** Image 2 align=right alt="Image 147368" sub="„Ludzie listy piszą nawet w małej wiosce” - śpiewali Skaldowie. To już przeszłość? / Fot. Tadeusz Pawłowski">Miłośnicy epistolografii nie wyginęli jednak zupełnie. W zaciszu swoich mieszkań piszą, piszą, piszą...
List na 19 kartkach
- Dwa razy do roku koresponduję z koleżanką, która w czasach stanu wojennego wyemigrowała za ocean - mówi pani Hanna, emerytka
z Torunia. - W listach opisywała mi swoje perypetie, jak to zaczynała karierę sprzątając domy bogatych amerykańskich Żydów. Także średnio dwa razy do roku dostaję list
i paczkę od znajomych z Detroit. To krótkie listy, ale ważne, że mamy kontakt. Zamiłowanie do pisania listów ma też moja siostra z Podhala. Opisuje mi, co się dzieje we wsi, kto się z kim pokłócił, kto bierze ślub, kto umarł. Na święta też nie zapominam o rodzinie i znajomych. W tym roku wyślę dziesięć wielkanocnych pocztówek.
<!** reklama>Ewa Zarzecka z toruńskiego Rubinkowa niedawno znalazła list z lat młodości. Wzruszyła się
i cofnęła w czasie.
- Koperta obklejona literkami wyciętymi z gazet. Jak w starym kryminale. Przypomniałam sobie siebie w wieku lat nastu. Pisałam wówczas systematycznie do mojej kuzynki i przyjaciółki zarazem. Listy były jakby zaszyfrowane, pełne gry słów, aforyzmów, cytatów z piosenek na przykład modnego wówczas Marka Grechuty: „ważne są tylko te dni, których jeszcze nie znamy”... Można powiedzieć, że uprawiałam wówczas coś w rodzaju sztuki epistolarnej. A po wyglądzie wspomnianych kopert rodzice od razu wiedzieli, że to wiadomość od kuzynki.
<!** Image 3 align=right alt="Image 147368" >Pani Ewa chwali się, że jej najdłuższy w życiu list liczył - proszę wstrzymać oddech - 19 kartek papieru kancelaryjnego!
- To były takie stopklatki, wycinki z życia. Na przykład w liście do ówczesnego chłopaka opisywałam promienie słońca, wpadające do pokoju i grzejące mi twarz, a za chwilę przepraszałam, że muszę na chwilkę przerwać pisanie, bo makaron się rozgotuje. Coś w tym stylu. Chłopak mówił, że czytając zapisane gęsto kartki czuł się, jakby siedział obok mnie, w tym samym pokoju. O to mi chodziło. Dziś wysyłam tylko kartki. Nie pamiętam mojego ostatniego listu...
Bernadetę Stokowską, kierowniczkę Urzędu Pocztowego przy ulicy Warszawskiej w Bydgoszczy, pytamy o klientów: czy piszą, wysyłają...
- Oczywiście, że wysyłają. Ja także jestem przywiązana do tradycji słania pocztówek. Nie wyobrażam sobie składania życzeń SMS-em, choć rzeczywiście telefony wyparły starsze formy komunikacji. W tym roku wyślę około dwudziestu kartek świątecznych i jestem pewna, że tyle samo dostanę.
Poczta nie liczy, ile listów wysyłają mieszkańcy regionu. Są za to dane ogólnopolskie. W 2006 roku klienci Poczty Polskiej nadali blisko 1,5 miliarda wszystkich przesyłek listowych (listy zwykłe, polecone i z zadeklarowaną wartością). W roku 2009 roku było to już ponad 1,61 mld. Ile w tym tradycyjnej korespondencji? Trudno orzec, zważywszy, że jako list „idzie” także druk reklamowy, informacja bankowa, itp.
... i na brzozowej korze
Wróćmy do przeszłości. Ludzi rozmiłowanych w listach archiwalnych nie brakuje. Z pietyzmem gromadzą takie pamiątki po przodkach. Lech Zagłoba-Zygler, historyk, dziennikarz, bydgoski radny, przechowuje kartki, listy
i pamiętnik swojego ojca, przedwojennego skauta, polskiego żołnierza, Zdzisława Zyglera. Większość korespondencji składa się na obozowy diariusz, prowadzony przez pięć lat niewoli, m.in. w Oflagu II C w Woldenbergu.
- W pamiętniku są wpisy współwięźniów, wiersze, rymowane życzenia świąteczne, sprawozdania z obozowych olimpiad, z przedstawień teatralnych, które ojciec organizował, a także listy. Ponad 400 stron. Wzruszająca lektura. Są także karykatury, rysunki, a nawet obrazy. Dziwiłem się, że w niewoli pozwalano na taką formę ekspresji.
Lech Zagłoba-Zygler prezentuje także fotografię ojca zrobioną w 1928 roku we Lwowie. Zdjęcie przerobiono na kartkę pocztową. Inna ciekawa pocztówka została wysłana z ukochanego przez seniora Zyglera Tlenia do syna, już po wojnie.
- Otrzymałem kawałek kory brzozowej, na której tata napisał parę słów. Nakleił znaczek. Poczta to przyjęła.
Krystyna Berndt, teatrolog, dziennikarka zajmująca się dziedzictwem kulturowym, zorganizowała kilka tygodni temu spotkanie ze starym listem i kartką pocztową sprzed lat. W bydgoskim klubie „Węgliszek” pokazała swoją rodzinną pamiątkę - pocztówkę z 1902 roku! Romantyczna scenka, para zakochanych nad brzegiem morza. Nadawca, wcale nieromantyczny, pisze o... kapitale, akcjach i wypadzie do kantoru.
Pamiątki po uczuciu
W 1922 roku do pana Edwarda list napisał kuzyn Paweł - to kolejna, pożółkła perełka ze zbioru Krystyny Berndt.
- Proszę zwrócić uwagę na przepiękną kaligrafię i na formę tego listu. Nie bez znaczenie jest niebanalna treść. Kuzyn mojego taty, wtedy młody bardzo człowiek, wykłada w tej korespondencji ideę romantycznej miłości, której jest szczerym wyznawcą. Nie dla niego tanie rozrywki, kobiety światowe...
O takiej miłości mógłby także opowiedzieć Andrzej Bogucki, który w bogatych domowych zbiorach przechowuje m.in. korespondencję swojej świętej pamięci ciotki Kazimiery. Przepiękne pocztówki datowane na rok 1938, 1939 i późniejsze. Na nich życzenia świąteczne, imieninowe, wyznania miłości, pieszczotliwie zdrabniane imię ukochanej, zapewnienia o szczerym uczuciu i wielkiej tęsknocie.
To pocztówki wysyłane bardzo często, systematycznie, z... jednej dzielnicy Bydgoszczy do drugiej! Kogo dzisiaj stać na taki romantyzm?