Dziś w Bydgoszczy pojawią się rolnicy z całego województwa, by protestować wobec braku ochrony polskiego rolnictwa przed nieustająca konkurencją na rynku rzepaku, zbóż i trzody chlewnej.
CZYTAJ TEŻ:Rolnicy przyjadą do Bydgoszczy. Z powody protestu mogą pojawić się utrudnienia na drogach
Tak przynajmniej wynika z pozwolenia, które uzyskał na protest Marian Zubik, przewodniczący Związku Zawodowego Rolnictwa „Samoobrona” Województwa Kujawsko-Pomorskiego. Marian Zubik zapowiedział, że w proteście weźmie udział około 500 rolników, którzy mają się spotkać na Starym Rynku i przemaszerować pod Urząd Wojewódzki.
[break]
- To akcja polityczna, kryje się za nią Wojciech Mojzesowicz, który kieruje protestem z tylnego siedzenia. Ci sami rolnicy, którzy zapowiadają protesty, w zeszły wtorek w Przysieku spotykali się z wiceministrem rolnictwa i opowiadali mu o problemach. Po co więc przyjeżdżają do Bydgoszczy, na dobrą sprawę nie wiadomo - mówi „Expressowi” proszący o anonimowość urzędnik Urzędu Wojewódzkiego w Bydgoszczy.
- Ktoś musi nas do cholery wreszcie wysłuchać. Nie chcemy ludziom utrudniać życia, dlatego przejdziemy pod Urząd Wojewódzki pieszo. Ale wszystko zależy od rozmów z wojewodą, jeśli obieca nam, że w ciągu kilku dni przyjedzie premier Donald Tusk albo wicepremier Piechociński, organizujemy dużą salę, przyjeżdżają nasi przedstawiciele i doradcy rządowi, i rozwiązujemy sprawy - mówi Marian Zubik, formalny organizator protestu. - Jeśli nie, zorganizujemy dyżury pod urzędem i będziemy czekać.
Rolnicy od dawna skarżyli się na niekorzystne ceny rzepaku, wykup polskiej ziemi przez zagranicznych inwestorów. Czarę goryczy przelała jednak informacja, że Rosja zamyka granice przed polską wieprzowiną. Wszystko przez dwa dziki, które padły na rzadką chorobę - afrykański pomór świń.
Wszyscy wiedzieli
- O chorobie u granic było wiadomo od dawna, rząd nie zrobił niczego by chociażby zabezpieczyć granice. Wystarczyło zwykły płot postawić, a chore dziki nie przeszłyby na naszą stronę. To nawet nie jest zaniedbanie, to sabotaż - uważa Marian Zubik. - Niedawno ceny żywca były niskie, zaledwie 5 złotych za kilogram, teraz jednak spadły do trzech złotych. Uważamy, że rząd powinien uruchomić odpowiednie dopłaty, które wyrównałyby te straty rolnikom. Przecież to jest jakieś szaleństwo, że z kraju, który był eksporterem wieprzowiny, stajemy się jej importerem.
Afrykański pomór świń to choroba znana dotychczas w Afryce, ale w 2007 jej ogniska znaleziono w Gruzji. - Potem wędrowała, i trafiła do nas. Wcześniej badaliśmy 13 tysięcy próbek, pobranych od dzików i świń, i nigdy choroby nie stwierdzono - zauważa Zygmunt Gadomski, powiatowy lekarz weterynarii w Bydgoszczy.
Choroba to pretekst
Problem jest istotny, bo wiele krajów trzecich, w tym Rosja, ma w swoich przepisach weterynaryjnych zapisy, które mówią o zakazie importu wieprzowiny z krajów, w których wystąpił afrykański pomór świń. W UE jest to trochę inaczej - tam zakaz dotyczy tylko regionów, w których wystąpiła choroba. Z tym że region określany jest bardzo szeroko, wykracza daleko poza zasięg miejsca, w którym chorobę stwierdzono.
- Jeśli choroba wystąpi wśród świń, cała populacja zostanie wybita i trafi do utylizacji - informuje Zygmunt Gadomski.
Dla Rosji afrykański pomór świń jest tylko pretekstem do tego, by zablokować nam rynki. Ktoś jednak jej ten pretekst dał - irytuje się Marian Zubik.