Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rodzice dyplomowani

Justyna Król
Czym jest baby blues i jak sobie z nim radzić? Odpowiedź na to i inne pytania nurtujące przyszłych rodziców lepiej znać, zanim potomek przyjdzie na świat.

Czym jest baby blues i jak sobie z nim radzić? Odpowiedź na to i inne pytania nurtujące przyszłych rodziców lepiej znać, zanim potomek przyjdzie na świat.

<!** Image 2 alt="Image 152144" sub="Ćwiczenia to tylko część programu zajęć w szkole rodzenia Fot. jacek Smarz">Szkoły rodzenia mamy dziś niemal w każdym polskim mieście - prywatne i przyszpitalne, najczęściej bezpłatne. W każdej z nich przyszli rodzice mogą szukać pomocy w odnalezieniu się w nowej sytuacji.

Przy świecach i herbatce

Intuicja i instynkt macierzyński z pewnością co nieco podpowiedzą, ale wsparcie fachowców jest nieocenione.

- Szkołę rodzenia polecano nam już podczas kursu przedmałżeńskiego, więc przed przyjściem na świat pierwszego dziecka zapisaliśmy się z mężem na takie zajęcia. Było to ponad 22 lata temu - wspomina Dorota Herman z Bydgoszczy, mama dwóch synów i córki, dziś już pełnoletnich. - Przez niemal trzy miesiace, raz w tygodniu, spotykaliśmy się z położną. Dowiedziałam się, jak oddychać podczas porodu i jak zajmować się dzieckiem. Było też trochę ćwiczeń. O porodach aktywnych mówiło się tylko jako o ciekawostce - że gdzieś na świecie takie się proponuje. Do porodów w wodzie nie było warunków. Na sali porodowej leżałam z czterema innymi kobietami, oddzielona parawanem. Nie było też jeszcze porodów rodzinnych, a mąż mógł zobaczyć dziecko dopiero przy wypisie ze szpitala.

Dziś polskie sale porodowe są najczęściej jednoosobowe, a jeśli wszystko przebiega prawidłowo, położnicy raczej nie odmawiają ciężarnym, które chcą rodzić w pozycjach pionowych. Do tego, by spróbować aktywnie przejść przez poród, trzeba jednak pewnej wiedzy. Nie tylko książkowej.

- Podczas ośmiu trzygodzinnych spotkań w kameralnym gronie przyszłe mamy i osoby im towarzyszące mogą skorzystać z porad psychologa pedagoga, położnej środowiskowo-rodzinnej i położnej ze szpitala, dietetyka, fizjoterapeuty, doradcy laktacyjnego - mówi Justyna Prucnal, prowadząca Szkołę Łagodnego Rodzenia, działającą od blisko trzech lat w Bydgoszczy. Tu w miłej atmosferze, przy świecach i herbatce, łatwiej oswoić się z nową sytuacją.

Na zajęcia w szkole rodzenia najlepiej zgłosić się pod koniec drugiego lub w trzecim trymestrze ciąży. Nowoczesna szkoła rodzenia powinna być wyposażona w odpowiedni sprzęt gimnastyczny - choćby worki sako i piłki do ćwiczeń. Równie ważne jest podejście prowadzących.

Z mężem, mamą, przyjaciółką

- Większość z nas przeszła różne szkolenia, m.in. w fundacji „Rodzić po Ludzku”. Nie bez znaczenia jest to, że same jesteśmy mamami. Panie najczęściej przychodzą z osobami towarzyszącymi. Zwykle to mężowie lub partnerzy, ale bywa, że mamy, siostry, przyjaciółki. Ważne, by był to ktoś zaufany i wspierający kobietę. Niektóre panie decydują się uczestniczyć w kursie bez osoby towarzyszącej - mówi Justyna Prucnal.

- Chcieliśmy przede wszystkim dowiedzieć się, jak zajmować się maleństwem, by nie zrobić mu krzywdy - mówi Karolina Lech, która z mężem uczęszczała do szkoły rodzenia, a dziś jest szczęśliwą mamą niespełna pięciomiesięcznej Zuzy. - To była mądra decyzja. Położna, która odwiedziła nas w domu po narodzinach córeczki, widząc, jak dobrze sobie radzimy z opieką nad noworodkiem, od razu się zorientowała, że jesteśmy absolwentami szkoły rodzenia.

Dzięki właściwemu przygotowaniu pani Karolina potrafiła się zachować, gdy pojawiły się skurcze.

- Nie wpadłam w panikę, tylko spokojnie czekałam aż częstotliwość skurczów wzrośnie. Wiedziałam, że zbyt szybkie pojawienie się w szpitalu może wywołać stres, który zahamuje akcję porodową i wszystko przedłuży. Wedle wskazówek, starałam się zrelaksować, spacerowałam po mieszkaniu, dwa razy wzięłam odprężającą kąpiel. Trwało to kilka godzin. W szpitalu byłam na czas. Razem z mężem - to także dzięki szkole rodzenia - wspomina pani Karolina.

A potem zjazd absolwentów

- Przygotowujemy do porodów rodzinnych. Do wspólnego witania potomka w sali porodowej jednak nie namawiamy. Ta decyzja powinna być autonomiczna. Para powinna być przekonana, że naprawdę tego chce - mówi Justyna Prucnal.

- Mój mąż zawsze zarzekał się, że nie chce być przy porodzie. Trochę mnie to nawet denerwowało, ale w szkole rodzenia zrozumiałam, że nie można go zmuszać. Ku mojemu zaskoczeniu, gdy dowiedział się, jak ważną rolę może podczas porodu spełnić, zdecydował, że chce w nim uczestniczyć. Dziś nie wyobrażam sobie, że mogłoby go przy mnie nie być. Masował mnie, gdy miałam bóle kręgosłupa, podawał wodę, kiedy trzeba było zwilżyć usta. Odczytywał moje potrzeby bez słów, wiedząc ze szkoły rodzenia, że mogę po prostu nie mieć siły mówić - opowiada młoda mama. - Bezcenne okazały się też rady dotyczące karmienia i rady fizjoterapeutki. Położna uczyła, jak zajmować się noworodkiem i przećwiczyła pielęgnację maleństwa. Położna z oddziału szpitalnego zaś powiedziała, czego można spodziewać się w szpitalu i jakie są prawa rodzącej. Oswajać się z bólem i trudem rodzenia pomagała psychoterapeutka. Te spotkania były też dla nas okazją do cennej wymiany doświadczeń z innymi rodziacami spodziewającymi się potomstwa. Z niektórymi koleżankami do tej pory mamy kontakt.

Szkoła organizuje też zjazdy absolwentów, na których uczestnicy pojawiają się już ze swoimi pociechami.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!