Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

[RIO 2016] Czas na euforię jest właśnie teraz [ROZMOWA]

Karol Piernicki
Tomasz Czachorowski
Rozmowa z Magdaleną Fularczyk-Kozłowską, zawodniczką Lotto-Bydgostii Bydgoszcz, która w Rio de Janeiro zdobyła złoty medal w konkurencji wioślarskiej dwójki podwójnej.

Od wywalczenia złotego medalu olimpijskiego minął nieco ponad tydzień. Oswoiła się już Pani z tym krążkiem? Emocje opadły?
Tak naprawdę dopiero teraz wszystko to do mnie wraca i to ze zdwojoną siłą! Wielka radość była od samego początku. Jednak tam, na miejscu, w Brazylii, nie można było ze zbyt wieloma osobami tym sukcesem się podzielić. Dlatego teraz jest ten czas wielkiej euforii.

Gratulacjom zapewne nie ma końca.
To fakt, jest tego dużo. Otrzymałyśmy wspólnie z Natalią (partnerką ze złotej osady - dop. red.) całą masę gratulacji, było też dużo podziękowań i spotkań. Cały czas jestem zabiegana. Przyjęcie nas przez kibiców na lotnisku było naprawdę bardzo miłym przeżyciem, potem czekało na nas kolejne przywitanie w bydgoskim klubie Obie jesteśmy z tego powodu przeszczęśliwe.

W eliminacjach zwyciężyłyście w swojej serii w ekstremalnie trudnych warunkach atmosferycznych. Potem był najlepszy czas w półfinale. Taką od początku przyjęłyście taktykę?
Każdy wyścig podczas olimpijskich regat był rozgrywany w innych warunkach. W eliminacjach naprawdę były one ciężkie. Każdy z tych trzech naszych startów był więc inny i trzeba było się do tego przystosować. Nam się to udało. Poradziłyśmy sobie z warunkami bardzo dobrze.

A sam wyścig finałowy? Od początku prowadziły w nim Brytyjki, jednak Wasz finisz był naprawdę imponujący. Jak to wyglądało z perspektywy łódki?
Każdy widział, że nie była to prosta sprawa. W finale nie było łatwo, ale to przecież nie był wyścig wyłącznie o pietruszkę. Często na tego typu imprezach zdarza się, że właśnie faworyci mają problemy, że zawodzą. Rzeczywiście, Brytyjki poszły mocno od startu. Trochę nas tym zaskoczyły. One zaryzykowały, zagrały va banque. Na szczęście, ostatnie metry należały do nas. Zachowałyśmy więcej sił na końcówkę i ostatecznie to nam udało się zdobyć złote medale.

A jak ocenia Pani samą atmosferę igrzysk olimpijskich? Jakie były te dni w Rio de Janeiro od środka?
Pierwszy raz miałam okazję mieszkać w wiosce olimpijskiej, więc to też było jakieś przeżycie (Magdalena Fularczyk-Kozłowska startowała na igrzyskach już cztery lata temu w Londynie, gdzie wywalczyła brąz w tej samej konkurencji z Julią Michalską - dop. red.). Wszystko było zupełnie inaczej. Atmosferę oceniam jednak jak najbardziej pozytywnie. Bliskość tego wszystkiego, wiele spotkań z innymi sportowcami, także tymi startującymi w innych dyscyplinach, powodowała, że wzajemnie się nakręcaliśmy. Rodziła się przez to zdrowa chęć rywalizacji. Aczkolwiek były też drobne uchybienia, na które można było narzekać.

No, właśnie. Jeszcze przed rozpoczęciem igrzysk do kraju docierały sygnały, między innymi właśnie od wioślarzy, że nie wszystko w wiosce olimpijskiej jest tak, jak być powinno. A co Pani najbardziej przeszkadzało?
Nie bardzo odpowiadało mi jedzenie. Było ono po prostu monotonne. To nie dla mnie. Ja potrzebuję różnorodności w tej kwestii. Najlepszy dowód na to jest taki, że podczas pobytu w Rio de Janeiro schudłam około 1,5 kilograma, co akurat w moim przypadku nie jest za dobre. Czasami zdarzały się też inne drobne niedociągnięcia organizatorów, ale ogólnie było w porządku.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!