Koniec procesu w sprawie makabrycznego mordu w podtucholskich Kamionkach. Prokurator żąda 25 lat dla Renaty K. Rodzina zamordowanej: to za mało!
<!** Image 2 align=none alt="Image 223578" sub="Jeszcze przed mowami stron, jeszcze spokojna. Oskarżona wkrótce usłyszy wyrok. (Fot.: Dariusz Bloch)">
We wtorek w bydgoskim Sądzie Okręgowym najpierw zeznawał Jacek Bukowski, specjalista od badania na wykrywaczu kłamstw. Aż czterokrotnie prześwietlił tym urządzeniem oskarżoną Renatę K. Jedno badanie się nie udało z powodu przeziębienia kobiety, wyniki drugiego okazały się „niediagnostyczne”. Trzecie z kolei dało niejednoznaczny rezultat. Dopiero czwarty seans, zdaniem specjalisty, dał odpowiedź na pytanie, czy Renata K. mówiła prawdę twierdząc, że nie zabiła i nie ukryła fragmentów ciała matki swego konkubenta, Łucji B.
<!** reklama>
- Reakcje na pytania krytyczne (dotyczące zabójstwa) były silniejsze niż na pytania kontrolne. Odpowiedzi na temat zabójstwa były nieszczere, rozmijały się ze stanem faktycznym - mówił biegły. Dodał, że w poprzednim badaniu Renata K. stosowała metody zaburzania badania, dzięki czemu przechytrzyła wariograf. Nie wiadomo, na ile sąd uwzględni wyniki tych badań w swoim rozstrzygnięciu. Pełnomocnik oskarżyciela posiłkowego (syna zabitej) mec. Henryk Kożuch nie krył we wtorek, że jest sceptycznie nastawiony do wskazań wykrywacza kłamstw jako dowodu.
Sąd odczytał zeznania córek Renaty K., przesłuchanych w listopadzie 2011 roku w obecności psychologa. Czteroletnia wtedy Aleksandra powiedziała: - Jak mama mieszkała w domu, to nie było kłótni. Jak przychodziła babcia Łucja, to mama z tatą nie kłócili się. Tata był dobry. Ja chcę wrócić do Kamionek z mamą, kocham mamę...
Momentami szokująco brzmiały zeznania o cztery lata starszej Weroniki: - Siedzę sama w ławce w klasie. Mieszkam w Śliwicach u cioci, u taty siostry. Mama krzyczała, biła nas po twarzy. Mama z tatą się kłócili. Babcia gotowała obiadki. Mi teraz lepiej bez mamy, mama była dla mnie niedobra. Mama raz spadła ze schodów, ale tata jej nie zepchnął, sama się zepchnęła. Mama nawet potrafiła babcię zabić...
To były już ostatnie zeznania w tym procesie. Sąd pod przewodnictwem sędziego Andrzeja Bauka oddał głos stronom.
Prokurator Adam Andryszuk z Prokuratury Rejonowej w Tucholi zażądał dla Renaty K. kary 25 lat więzienia. Za co? Za to, że między wrześniem a październikiem 2011 roku w Kamionkach zamordowała Łucję B. ciosami młotkiem w głowę, po czym porąbała siekierą jej ciało i ukryła je w różnych miejscach. Korpus z częściami kończyn dolnych - pod kopcem ziemniaków, fragmenty uda - w zamrażalniku, głowę i dwie ręce - koło budy psa.
Oskarżona rozpłakała się. Licznie przybyła publiczność, głównie rodzina i sąsiedzi zamordowanej, zaczęła szemrać: - Za mało! - Proszę o ciszę, bo usunę publiczność - zagroził sędzia Bauk.
A obrońca mec. Łukasz Kaczanowski wniósł o uniewinnienie: - Wszystkie wątpliwości muszą działać na korzyść oskarżonej. Nie ma przede wszystkim świadków - mówił mecenas.
Oskarżona w ostatnim słowie ze łzami w oczach stwierdziła, że od dwóch lat nie może widywać się z córkami. Poprosiła o uniewinnienie. Wyrok zapadnie 5 listopada.