Marzanna O. została skazana na pół roku więzienia w zawieszeniu na trzy lata. Ma zakaz opiekowania się jakimikolwiek zwierzętami przez pięć lat i musi wpłacić 2 tys. na rzecz bydgoskiego schroniska.
Tak zdecydował Sąd Rejonowy w Bydgoszczy. Wyrok zapadł w czwartek 13 marca.
- Stosunek do zwierząt jest miarą naszego człowieczeństwa - zaznaczył sędzia Bartosz Lau, uzasadniając wyrok.
Licząca 63 lata kobieta odpowiadała za to, że na czas pobytu na turnusie w sanatorium zostawiła psa samego w mieszkaniu. Odpowiadała za znęcanie się nad zwierzęciem. Twierdziła, że zwierzę miało dostęp do wody i karmy, ale sąd bezspornie uznał, iż nie zmienia to faktu, że zachowanie Marzanny O. można uznać za znęcanie się.
Wysuszone szczątki zwierzęcia
Wcześniej, w trakcie procesu na pytania sądu odpowiadał biegły. Stwierdził, że nie był w stanie z całą pewnością ustalić przyczyn śmierci zwierzęcia.
- To, co zostało z psa, było już wysuszone i ważyło zaledwie 3 kg - mówił ekspert. - Tkanki były w stanie zaawansowanego rozkładu.
Stan, w jakim ciało psa zostało przekazane biegłemu do badań, wskazywał, że do śmierci doszło około dwa tygodnie wcześniej.
Przypomnijmy, że historia sięga 7 sierpnia ubiegłego roku. Mieszkańcy bloku przy ulicy Modrakowej na bydgoskich Wyżynach wezwali na miejsce służby w związku z fetorem, jaki dochodził z jednego z mieszkań.
- Funkcjonariusze policji pojechali na miejsce i wspólnie ze strażakami próbowali wejść do mieszkania. Jeszcze przed wejściem przez okno zauważyli, że w mieszkaniu leży pies, który najprawdopodobniej nie żyje – przekazał „Expressowi Bydgoskiemu” asp. Krzysztof Bratz z Zespołu Komunikacji Społecznej Komendy Miejskiej Policji w Bydgoszczy.
Gdy służby próbowały dostać się do mieszkania, na miejscu pojawiła się właścicielka, 61-letnia kobieta.
– Trzy tygodnie wcześniej pojechała do sanatorium, zostawiając psa w mieszkaniu, nie zapewniając mu wody, ani jedzenia. Będziemy prowadzili działania w kierunku art. 35 Ustawy o ochronie zwierząt, mówiącym o znęcaniu się nad zwierzętami. Piesek został zabezpieczony do sekcji. Dalsze działania będziemy mogli prowadzić po uzyskaniu opinii biegłego weterynarza w tej sprawie – dodawał asp. Krzysztof Bratz.
Syn miał przyjść, ale nie miał klucza
Już w trakcie procesu oskarżona tłumaczyła, że czuje się niewinna. A to dlatego, iż opiekę nad psem miała zlecić przed wyjazdem swojemu synowi. Potem wyjechała na turnus do Sopotu.
- Wrócił wtedy akurat do Polski z Holandii. Okazało się, że nie mógł wejść do mieszkania - mówiła oskarżona.
Adwokat Marzanny O., mec. Karol Bryś po ogłoszeniu przez sąd stwierdził, że prawdopodobnie jego klientka nie będzie zamierzała odwoływać się od orzeczenia sądu.
