To, co zostało z psa, było "już wysuszone" i ważyło 3 kg. Właścicielka wcześniej wyjechała na turnus rehabilitacyjny do sanatorium, a zwierzę miał doglądać syn. Kiedy zastał mieszkanie zamknięte na dwa zamki, zrezygnował z próby wejścia do środka. Tak w skrócie można opisać sytuację, która była przedmiotem procesu w Sądzie Rejonowym w Bydgoszczy.
Zobacz także: Wyciągnął długi nóż i zabił. Zabójstwo w Bydgoszczy
Jak się dowiadujemy, postępowanie już zostało zakończone, sąd zamknął przewód. Obrońca Marzanny O. oskarżonej w procesie w mowie końcowej wnioskował o uniewinnienie. Na sali rozpraw zabrakło prokuratora. Wyrok ma zapaść 13 marca.
Mieszkańcy skarżyli się na fetor z mieszkania sąsiadki
Na poprzedniej rozprawie na pytania sędziego odpowiadał biegły. Stwierdził, że nie był w stanie z całą pewnością ustalić przyczyn śmierci zwierzęcia.
- To, co zostało z psa, było już wysuszone i ważyło zaledwie 3 kg - mówił ekspert. - Tkanki były w stanie zaawansowanego rozkładu.
Stan, w jakim ciało psa zostało przekazane biegłemu do badań, wskazywał, że do śmierci doszło około dwa tygodnie wcześniej.
Przypomnijmy, że historia sięga 7 sierpnia ubiegłego roku. Mieszkańcy bloku przy ulicy Modrakowej na bydgoskich Wyżynach wezwali na miejsce służby w związku z fetorem, jaki dochodził z jednego z mieszkań.
- Funkcjonariusze policji pojechali na miejsce i wspólnie ze strażakami próbowali wejść do mieszkania. Jeszcze przed wejściem przez okno zauważyli, że w mieszkaniu leży pies, który najprawdopodobniej nie żyje – przekazał „Expressowi Bydgoskiemu” asp. Krzysztof Bratz z Zespołu Komunikacji Społecznej Komendy Miejskiej Policji w Bydgoszczy.
Sądzona za znęcanie się
Gdy służby próbowały dostać się do mieszkania, na miejscu pojawiła się właścicielka, 61-letnia kobieta.
– Trzy tygodnie wcześniej pojechała do sanatorium, zostawiając psa w mieszkaniu, nie zapewniając mu wody, ani jedzenia. Będziemy prowadzili działania w kierunku art. 35 Ustawy o ochronie zwierząt, mówiącym o znęcaniu się nad zwierzętami. Piesek został zabezpieczony do sekcji. Dalsze działania będziemy mogli prowadzić po uzyskaniu opinii biegłego weterynarza w tej sprawie – dodawał asp. Krzysztof Bratz.
Już w trakcie procesu oskarżona tłumaczyła, że czuje się niewinna. A to dlatego, iż opiekę nad psem miała zlecić przed wyjazdem swojemu synowi. Potem wyjechała na turnus do Sopotu.
- Wrócił wtedy akurat do Polski z Holandii. Okazało się, że nie mógł wejść do mieszkania - mówi oskarżona.
Pies musi mieć stały dostęp do wodyi pożywienia się skraca.
