Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rekin, Hitler i inne aprilisy

Krzysztof Błażejewski
Krzysztof Błażejewski
Już w II Rzeczypospolitej na 1 kwietnia gazety codzienne, wykorzystując primaaprilisowe tradycje, wymyślały najbardziej niewiarygodne informacje, by potem śmiać się z czytelników. Tych, którzy w nie wierzyli, nigdy nie brakowało.

Już w II Rzeczypospolitej na 1 kwietnia gazety codzienne, wykorzystując primaaprilisowe tradycje, wymyślały najbardziej niewiarygodne informacje, by potem śmiać się z czytelników. Tych, którzy w nie wierzyli, nigdy nie brakowało.


Primaaprilisowe dowcipy pojawiły się w pomorskiej prasie niemal zaraz po odzyskaniu niepodległości. Z czasem stawały się coraz bardziej śmiałe i oryginalne, choć przyznać trzeba, że były różnej jakości. Prima aprilis w II Rzeczypospolitej swoje złote czasy przeżywał pod koniec lat 30.

Mimo powszechnej świadomości, że 1 kwietnia jest dniem żartu, zwykle następnego dnia redakcje przepraszały czytelników, którzy dali się nabrać. Każdego roku okazywało się, że naiwnych co prawda nie sieją, ale rodzi się ich zaskakująco dużo.

Menażeria i wielkie działo

Rankiem 1 kwietnia 1922 roku bydgoszczanie masowo otwierali okna. Tego dnia bowiem - jak zapowiadał „Dziennik Bydgoski” - specjalne 200-tonowe działo ustawione na poligonie na podmiejskich Jachcicach miało strzelać do przeznaczonego do kasacji statku, zakotwiczonego na Bałtyku w okolicach Pucka. Od 9.30 co pół godziny, aż do zatopienia jednostki.<!** reklama>

Przed dziesiątą w redakcji rozdzwoniły się telefony z pytaniem: Dlaczego jeszcze nie strzelają?

Toruńskie „Słowo Pomorskie” po raz pierwszy pozwoliło sobie na dowcip w 1924 roku, kiedy to anonsowało na 1 kwietnia zacumowanie przy Kępie Wiesego pływającej menażerii, czyli barki wypełnionej egzotycznymi zwierzętami. Wstęp na pokład kosztować miał 700 marek, przewidziano też występ orkiestry wojskowej.

Dziennikarze „Słowa” z przyjemnością odnotowali wyjątkowo duży ruch pieszy już od rana w stronę Kępy Wiesego...

W 1925 roku w Toruniu, akurat tuż przed 1 kwietnia, odkryto grobowiec prehistoryczny, zlokalizowany pod „Grzybkiem” przy ul. Moniuszki. Rok później w prima aprilis nagle okazało się, że astronomowie odkryli błąd w obliczeniach i dojdzie do nadprogramowego zaćmienia słońca.

„Widoczne będzie w całej Europie Środkowej i Południowej, w Azji Mniejszej i na wyspie Tahiti, a zatem także w Toruniu - informowało „Słowo”. - Największe zaćmienie, bo około 14/15 tarczy słonecznej, widoczne będzie w Suchatówce, dokąd, jak dowiadujemy się, zjechały już liczne ekspedycje naukowe wielu obserwatorjów astronomicznych oraz organizowane są zbiorowe wycieczki ze wszystkich końców Polski. Kolej przyznała zniżki kolejowe dla udających się do Suchatówki. Zaćmienie rozpocznie się o 12.21, kulminacja nastąpi o godz. 13.15, koniec zaćmienia o godz. 14 min 7”.

Tłumy na peronie

W 1931 roku to samo „Słowo” zachęcało czytelników do oglądania wieczorem Księżyca, na którym, niczym na ekranie, wyświetlane miały być amerykańskie reklamy. Rok później ciekawscy torunianie masowo przyszli na Rynek Staromiejski, by obejrzeć chińską parę cesarską, która podczas podróży po Europie zatrzymała się na jeden dzień, akurat 1 kwietnia, w Toruniu, i miała być przyjęta przez zarząd miasta w Dworze Artusa.

Toruńską gazetę przebił jednak rok później „Dziennik Bydgoski”. 1 kwietnia oznajmił: „Z nagłą wizytą do Warszawy jedzie Hitler, o godz. 20.19 pociąg przejedzie przez Bydgoszcz”. Jak z satysfakcją poinformowała gazeta następnego dnia, na dworzec przyszły setki bydgoszczan, a kolejarze wyjątkowo dużo zarobili tego wieczoru na peronówkach. Równie duże poruszenie wśród szoferów bydgoskich taksówek wywołała informacja o wprowadzeniu zarządzenia o obowiązującym od maja jednolitym popielatym kolorze taksówek, jednakowych uniformach dla kierowców i stosownych czapkach z numerami.

W to jednak, że ni stąd, ni zowąd w Bydgoszczy odnalazło się poszukiwane na całym świecie porwane dziecko słynnego amerykańskiego lotnika, pułkownika Lindbergha, mało kto już uwierzył.

W II Rzeczypospolitej żartowano sobie również z wielkich ówczesnego świata. W 1939 roku „DB” ogłosił, że prezydent Roosevelt zakomunikował, iż jeśli w ciągu najbliższego roku nie wybuchnie wojna, Hitler i Mussolini otrzymają po miliardzie dolarów. Rok wcześniej ta sama gazeta donosiła wielkimi literami: „Zamordowanie Stalina. Kontrrewolucja ogarnia Sowiety. Tłum szturmuje Łubiankę. Wybuchły niepokoje”.

W 1931 roku Józef Piłsudski, według toruńskiego „Słowa”, podczas wakacyjnego pobytu na Maderze miał otrzymać nagle propozycję przejęcia tej pięknej wyspy jako pierwszej polskiej kolonii.

Szczególnie dworowano sobie z Niemców i ich zapędów rewanżystycznych oraz Hitlera. I odwrotnie - w ukazującej się w Polsce prasie niemieckiej, np. w bydgoskiej gazecie „Deutsche Rundschau”, dowcipkowano o rozbiórce pozostałości zamku krzyżackiego w Toruniu - zamkowe cegły miały być przeznaczone na budynki mieszkalne. Z satysfakcją opisywano też rzekome oburzenie, które miało ogarnąć całą Polskę na wieść o wprowadzonym w naszym kraju przez Ministerstwo Oświecenia Publicznego zakazie czytania „Krzyżaków” Henryka Sienkiewicza.

Największa fala dowcipów przypadła na lata 30., kiedy warunki techniczne pozwoliły gazetom na drukowanie zdjęć, a tym samym zamieszczanie fotomontaży. Na przykład w 1934 roku do Torunia zawinęła łódź podwodna, która przybyła z Gdyni celem badania dna Wisły, co dokumentowało stosowne zdjęcie. Łódź można było oglądać i zwiedzać 1 kwietnia od godz. 6 do 7 rano.

Morski rozbójnik w Wiśle

Innym razem na nabrzeżu Wisły przeprowadzano skomplikowaną operację wydobycia z wody... rekina. W tym celu sprowadzono do miasta specjalny dźwig: „Rekiny, te morskie rozbójniki, na szczęście w Bałtyku są nieznane - emocjonowało się „Słowo Pomorskie”. - Dziwnem jednak jakimś zrządzeniem jeden z tych potworów zapuścił się na wody Bałtyku. Nie dość na tem. Sprzykrzyło mu się widocznie odżywianie flondrami, zapragnął więc zakosztować szczupaków wiślanych. Ponoszony prądem morskim rekin ów dostał się do ujścia Wisły, a dzięki wysokiemu poziomowi wody w Wiśle zdołał dopłynąć do Torunia. Dłużej jeszcze ta jego wędrówka lądowa by trwała, gdyby nie dostrzegli go nasi marynarze ze szkoły podchorążych. Uzbroiwszy się w harpuny dzielni nasi marynarze ubili potwora morskiego, stoczywszy z nim zacię tą walkę. Trup rekina został przyholowany przez motorówkę do nadbrzeża przy koszarach Racławickich. Ilustracja nasza wyobraża chwilę, kiedy wydobyte z wody cielsko olbrzyma unoszone jest przez dźwig w celu złożenia na platformie, na której zostanie zważony. Mierzy on ok. 8 m długości, a waży prawdopodobnie ze 3-4 tony. Tysięczne tłumy publiczności gromadzą się na nadbrzeżu, oglądając ten niewidziany dziw. Złowiony potwór pozostanie na nadbrzeżu do soboty 4 rano, poczem odesłany zostanie do Warszawy, do muzeum zoologicznego”.

Najbardziej śmiałym przedwojennym dowcipem „Dziennika Bydgoskiego” była ilustrowana stosownym zdjęciem informacja o przypłynięciu do Bydgoszczy 1 kwietnia 1938 roku najsłynniejszego luksusowego transatlantyku „Queen Mary” po to, by został przebudowany w bydgoskiej stoczni remontowej, co ponoć wynegocjował osobiście prezydent miasta Leon Barciszewski. Z dworca autobusowego miały odjeżdżać już od wczesnych godzin rannych specjalne autobusy do Brdyujścia. Opłata za kurs wynosiła 1,50 zł i upoważniała również do zwiedzania statku. Nad Brdą zjawiły się tysiące mieszkańców miasta, bezskutecznie oczekujących na autobusy do Brdyujścia...

Także i do Rynarzewa w 1939 roku przybywały tłumy, aby obejrzeć pierwszy wiszący na łańcuchach most (o szerokości 22 metrów)w Europie nad szlakiem niedawno wybudowanej tzw. kolei francuskiej do Gdyni.

Wielkie zamieszanie w Bydgoszczy wywołała też primaaprilisowa informacja o otwarciu linii tramwajowej na Bielawki. Dokonać tego osobiście miał minister komunikacji Juljusz Ulrych. Ruch uliczny w mieście miał być wstrzymany, natomiast między godz. 11.30 a 14.30 można było jeździć tramwajami za darmo. Jak poinformowano z niekłamaną satysfakcją następnego dnia - mnóstwo ludzi 1 kwietnia „naskakiwało” na konduktorów w tramwajach, którzy w porze darmowych przejazdów kasowali normalnie za bilety.

Raz tylko redaktorzy „Dziennika Bydgoskiego” zanotowali wpadkę. Na 1 kwietnia 1936 roku przygotowali serię dowcipów o władzach miasta, które ukazały się w stałej rubryce „O czem mówi się na mieście”. Był to niewypał. Rubryka została na mocy obowiązującej podówczas ustawy prasowej skonfiskowana przez starostwo grodzkie i nie ukazała się. „Od dziś będziemy mówić: dobry żart - konfiskaty wart” - skomentowała gazeta w kolejnym wydaniu.

Dworowanie z sąsiada

Osobnym rozdziałem w dziejach primaaprilisowych dowcipów pomorskiej prasy były złośliwe żarty na linii Bydgoszcz - Toruń. Szczególnie celował w tym „Dziennik Bydgoski” w okresie, w którym Bydgoszcz starała się o siedzibę stolicy województwa przed zapowiadaną w połowie lat 30. ubiegłego wieku reformą administracyjną.

W 1936 roku w „DB” można było 1 kwietnia przeczytać, m.in.: „Nowy ciężki cios dla Bydgoszczy. Dochodzą słuchy, że przeniesiono siedzibę Zarządu Miejskiego Bydgoszczy do Torunia wzorem wielu innych instytucji. Podobno i Liga Narodów zwróciła się do Torunia z propozycją ulokowania w tem mieście swojej stałej siedziby. W związku z tym rusza rozbudowa Torunia. Na początek na dworcu Przedmieście ustawione zostaną salonki i specjalne wagony dla przemieszkania tymczasowego ważnych gości”.

Bydgoska prasa rewanżowała się też Toruniowi za jego stołeczność wojewódzką. 1 kwietnia 1937 roku „Dziennik” oznajmił, że miasto Kopernika zaproponowało u siebie rezydencję dla... króla Cyganów, którym właśnie ogłosił się Hajle Selassie, były cesarz Abisynii, przebywający w Europie czasowo na wygnaniu po tragicznej śmierci króla Cyganów w Polsce, Mateusza Kwieka, wydając przy okazji broszurę udowadniającą większe do tego prawa historyczne niż Bydgoszcz”.

W tym samym roku „DB” pisał: „Jak zawsze zaborczy Toruń z racji poszerzenia granic województwa postanowił przenieść do siebie Mysią Wieżę i ulokować w Toruniu”. Do informacji dołączone było zdjęcie wieży ustawionej nad wiślanym bulwarem na Jakubskim Przedmieściu.

W primaaprilisowym sprostowaniu 3 dni później dodano: „Toruń, mimo swej znanej zachłanności, nie potrafił wieży dotąd przenieść do siebie jak dyrekcję lasów czy kolei. Choć lepiej niech Kruszwica za wcześnie nie triumfuje! Toruń ma takie „plecy”, że wszystko potrafi”.

W 1939 komentarz był jeszcze bardziej zjadliwy. Jak informował „Dziennik”, przed 1 kwietnia w redakcji doszło do debaty, jaki dowcip w tym roku wymyśleć. Ktoś miał zaproponować: „Może by tak coś przenieść do Torunia”? Pomysł „nie przeszedł”, bowiem naczelny z ironią miał powiedzieć: „Ba, gdyby coś jeszcze było można, to by Toruń i sam zabrał”.

Torunianie starali się tego nie zauważać. Jedynie w 1937 roku „Słowo Pomorskie” poinformowało o wniosku grupy posłów, aby odebrać Bydgoszczy prawa miejskie z uwagi na jej gwałtowny upadek i wyludnianie się.

Warto wiedzieć


Tylko raz w Polsce prima aprilis został... odwołany


Po wojnie polityczne dowcipy skończyły się, ich miejsce zajęły żarty bardzo życiowe, bo związane z brakami w zaopatrzeniu. „Gazeta Pomorska” np. w 1950 r. ogłosiła, że do PDT-u nadeszła dostawa... wózków dziecięcych, które będą w sprzedaży na raty. Dużo bardziej finezyjny był „IKP”. W 1946 r. oznajmił, że w Bydgoszczy powstanie fabryka aut, która będzie wytwarzała samochody w cenie... rowerów. Rok później gazeta zaprosiła czytelników do sklepów spożywczych na zakup... solajdesów, owoców afrykańskich, które miały zastąpić nieobecne w handlu cytrusy.

Tylko raz, w 1953 roku, prima aprilis w polskiej prasie został odwołany. Trwała jeszcze żałoba po śmierci Józefa Stalina.


Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!