To był najważniejszy mecz tych mistrzostw. Christian Eriksen toczył go na oczach milionów zszokowanych telewidzów. Ratownicy medyczni wykonali swoje zadanie bezbłędnie i utrzymali jego życie w swoich rękach. Historia przerażająca, wstrząsająca, ale i wzruszająca oraz pouczająca, uświadamiająca jak kruchy bywa los. Takiej właśnie refleksji zabrakło w studiu TVP, gdzie topiono dramat w przesiąkniętym głupotą słowotoku.
Po seansie grozy piłkarze wrócili na boisko, by dokończyć spotkanie, co spotkało się z falą hejtu. Bezduszność. Cynizm. I najgłośniejsza nuta - rzekomego nacisku ze strony UEFA. Prawdy (na razie) nie zna nikt, poza samymi zawodnikami. Prezydent duńskiej federacji stawiał sprawę jasno: decyzja zapadła w szatni, a z kolegami rozmawiał ze szpitala sam Eriksen. To jego argumentacja sprawiła, że Finowie mogli powitać wychodzących z tunelu rywali oklaskami. I dołożyć w ten sposób kolejny rozdział tej historii, w której nie brakowało wielu skojarzeń i cisnącego się do uszu "The Show must go on" zespołu Queen. Cała prawda wyjdzie pewnie kiedyś na jaw, bo w czasach mediów społecznościowych niczego nie da się ukryć na zawsze (nawiasem mówiąc twitter znów okazał się najlepszą i najszybszą "agencją informacyjną" świata).
Jedno na razie jest oczywiste. Sobotnie obrazy zostaną z nami na zawsze, podobnie jak wypadek Fabio Jakobsena na mecie etapu Tour de Pologne w Katowicach i śmierć Bjoerga Lambrechta na trasie tego samego wyścigu. Euro 2020 właśnie otrzymało takie samo piętno.
Nie przeocz
Zobacz koniecznie
Musisz to wiedzieć
Bądź na bieżąco i obserwuj
