Z Ryszardem Grobelskim, radnym wojewódzkim PO, właścicielem restauracji Mc Donald’s w Bydgoszczy, rozmawia Małgorzata Oberlan.
<!** Image 2 align=right alt="Image 120270" sub="Fot. archiwum">W zeszłym roku zarobił Pan, bagatela, 528 tysięcy złotych. Większość dzięki restauracji. Od kiedy ją Pan prowadzi?
Przez kilka lat mieszkałem w USA. Zafascynowany Ameryką po powrocie do kraju postanowiłem przenieść jej kawałek tutaj. Wystąpiłem z wnioskiem do korporacji. w 1995 roku byłem pierwszym Polakiem, więcej - pierwszym człowiekiem z tej części Europy, który został właścicielem restauracji Mc Donald’s. Dotychczas byli prowadzący na zupełnie innych zasadach.
Rok 2008 był dla restauracji i Pana, jak wynika z oświadczenia majątkowego, naprawdę dobry.
Lokal odwiedzają głównie bydgoszczanie, choć nie brakuje i zagranicznych gości. Prawdziwe oblężenie zdarza się przy takich okazj ach jak mistrzostwa lekkoatletyczne czy mecze międzynarodowe. Dla obcokrajowców Mc Donald’s to gwarancja, że zjedzą dokładnie to, do czego są przyzwyczajeni. Ten sam smak, jakość, standardy w każdym zakątku świata, wiadomo. A bydgoszczanie? Coraz bardziej przekonują się do naszych produktów. To nieprawda, co piszą gazety. Te całe opowieści o niezdrowej, tuczącej żywności... Zapewniam Panią, że w domowym schabowym więcej jest tłuszczu, niż w moim hamburgerze.
<!** reklama>Polityka w biznesie pomaga?
Mnie nie. Zajmuje dużo czasu, pochłania energię. Ale to moja pasja. Chcę podkreślić, że ja do polityki wszedłem z pieniędzmi, a nie po to, by je dzięki niej zarobić.
Od zeszłego roku zasila Pan szeregi klubu radnych PO w sejmiku. Ale mandat radnego w 2006 roku zdobył pan jako członek PiS. Tymczasem biografię i poglądy ma Pan bardziej „platformerskie”. Co Pana przyciągnęło do partii Jarosława Kaczyńskiego?
Działałem najpierw w Kongresie Liberalno-Demokratycznym, później w Unii Wolności. Byłem wśród założycieli PO w Bydgoszczy. Z jej listy startowałem do Sejmu i pewnie bym już w nim był, gdybym nie odstąpił pierwszego miejsca na liście. Po konflikcie z jednym z bydgoskich polityków wystąpiłem z PO. Po jakimś czasie z ofertą przyszedł do mnie Tomasz Markowski z PiS. Przyjąłem ją. Do wyborów w 2006 roku szliśmy z hasłem POPiS-u na sztandarach. Dziś oceniam, że nie było to zadanie możliwe do zrealizowania. Z taką partią jak PiS to po prostu nie było możliwe.
Podejmuje Pan kolegów polityków hamburgerami w restauracji?
A dlaczego nie mam tego robić? Częstuję zresztą i inne osoby.