Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ptak usiądzie, most upadnie – tak źle jest z Uniwersyteckim?

Jarosław Reszka
Jarosław Reszka
Idzie wiosna, ptaków przybywa, najwyższy czas podeprzeć most
Idzie wiosna, ptaków przybywa, najwyższy czas podeprzeć most Dariusz Bloch
Kolejny raz na nadzwyczajnej sesji bydgoscy radni pochylają się nad niedolą mostu Uniwersyteckiego. Wygląda na to, że niektórym z radnych chodzi w tej sprawie - niczym w starym przeboju Skaldów - by gonić króliczka, ale nie złapać go.

Widzów TVP1 z Bydgoszczy w czwartkowy wieczór, 11 marca, zapewne przykuł do telewizora „Magazyn śledczy” Anity Gargas, którego ekipa zacumowała tym razem na bulwarach nad Brdą, pod mostem Uniwersyteckim. Dziennikarze w trakcie swego śledztwa dokonali wielu doniosłych odkryć. Mnie najbardziej zaszokowało jedno z nich.

Więcej o Trasie Uniwersyteckiej

Otóż śledczy z kamerą i mikrofonem zapewne dotarli do jakichś ukrywanych przez uśmiechającego się niczym Joker prezydenta miasta badań, z których wynika, że most ledwie się trzyma i w każdej chwili może runąć. Na ekranie pokazano narażających się na śmierć pracowników pewnej firmy, których niczym kamikadze rzucono do odśnieżania zagrożonego mostu po ataku zimy.
Mało tego. Straż miejska nie zareagowała na to, że barierka zagradzająca wjazd na most była przewrócona, wskutek czego na mostowej ruinie bawili się, jeżdżąc na sankach, malcy. A pod mostem, o zgrozo, parkowali samochody kierowcy, nie domyślając się, że w każdej chwili tony betonu mogą zwalić się im na głowę. Zabrakło jedynie apelu, by strażników miejskich wyposażyć w straszaki, którym odpędzaliby wróble i sikorki, siadające na wantach z trudem podtrzymujących most.

Radny Zdzisław Tylicki z Lewicy, który zadzwonił do mnie po tym programie, by podzielić się wrażeniami, przekonywał, że wizyta w Bydgoszczy ekipy Anity Gargas jest spełnieniem zapowiedzi lidera radnych opozycji i wiceministra w jednej osobie - Jarosława Wenderlicha. Podczas obrad Komisji Gospodarki Komunalnej i Ochrony Środowiska Rady Miasta Bydgoszczy, której wiceprzewodniczącym jest Tylicki, Wenderlich miał bowiem stwierdzić, że skoro rada nie chce przegłosować powołania speckomisji do zbadania okoliczności awarii mostu, to zajmą się tym dziennikarze śledczy.

Zdzisław Tylicki wyciągnął z tych faktów wniosek, że „Magazyn śledczy” zainteresował się bydgoskim mostem na zamówienie obozu dobrej zmiany. I zaraz oburzył się, że radni PiS, zamiast promować swą małą ojczyznę, psują jej opinię wśród telewidzów z całej Polski. Czyli - to już jest moje skojarzenie - na szczeblu krajowym robią to samo, o co PiS podejrzewa opozycję na szczeblu europejskim (hasło „ulica i zagranica”).

Nie podejrzewam Zdzisława Tylickiego, najstarszego radnego w bydgoskim samorządzie, o polityczną naiwność. Gdyby miastem rządził, powiedzmy, Tomasz Latos, to czy jego opozycja zawahałaby się przed zawiadomieniem, powiedzmy, redakcji „Uwagi!” w TVN o problemach z prawdopodobnie spartaczoną konstrukcją mostu jeszcze na etapie projektu? Nic to, że projekt powstawał i budowę mostu rozpoczęto za innego prezydenta i innego szefa od dróg i mostów w bydgoskim ratuszu. W polityce cel uświęca środki. A na walącym się moście można sporo zbudować, zwłaszcza gdy wcale się nie wali. Dowodem druga nadzwyczajna sesja rady miasta, na której znów wałkuje się ten temat.

Drugim wdzięcznym miejsce do budowania kapitału politycznego są chaszcze i ruiny po Zachemie, pod którymi ciurka woda zatruta chemikaliami. To idealne miejsce dla popisów zarówno dla rządzących, jak i opozycji. Ci pierwsi mogą się tam chwalić, ile już zrobili dla ratowania zagrożonego środowiska. Ci drudzy załamywać ręce, jak mało zrobiono, by zapobiec katastrofie.
Jeśli ktoś myślał, że z tego schematu wyłamie się nowa siła na krajowej scenie politycznej, ruch Polska 2050 Szymona Hołowni, to był w błędzie. Kilka dni temu, podczas pierwszej ofensywy Polski 2050 na nasz region, do Bydgoszczy przyjechała jedna z nielicznych twarzy ruchu w Sejmie - posłanka Hanna Gill-Piątek. O czym mówiła nieznana bliżej autochtonom łodzianka? A jakże, o zatrutych terenach po Zachemie. Mówiła oczywiście po myśli mieszkańców Łęgnowa, Otorowa czy Kapuścisk: rząd musi pomóc samorządowi, zapłacić za rekultywację wielu hektarów zatrutej ziemi. Te słowa Hanny Gill-Piątek nic na razie nie kosztują. A ziemi po Zachemie nadal nikt nie będzie oszczędzał - w najbliższych latach zniesie jeszcze niejedno trucie polityków.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Kto musi dopłacić do podatków?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera