https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Przyjechała do Bydgoszczy z Inowrocławia. Znalazła tutaj pracę i ukochanego mężczyznę. A potem swoją śmierć

Krzysztof Błażejewski
Adam Zakrzewski /archiwum
O tej sprawie długo w naszym mieście rozmawiano. Większość śledzących przebieg procesu oczekiwała ogłoszenia wyroku w postaci kary śmierci dla zabójcy młodej kobiety. I nagle doszło do nieoczekiwanego zwrotu sytuacji na sądowej sali...

Anna J., kiedy przyjechała do Bydgoszczy z rodzinnego Inowrocławia, miała 20 lat. Był rok 1969. Dziewczyna zaczepiła się najpierw w wojewódzkim mieście jako sprzedawczyni w sklepie, potem jako kelnerka w jednym z lokali przy ul. Dworcowej. Tam właśnie poznała Stanisława, stałego bywalca tego miejsca. Mężczyzna spodobał się Annie. Niebawem zamieszkali razem w skromnej kawalerce w zaniedbanej kamieniczce w bocznej ulicy w centrum miasta.

„Niebieski ptak”

Para utrzymywała się z dochodów dziewczyny. Stanisław nigdzie nie pracował i w ogóle starał się nigdzie nie pokazywać poza swoim ulubionym lokalem, w którym spędzał praktycznie całe dnie nad kuflem piwa czy kieliszkiem wódki, trzeźwiejąc jedynie od czasu do czasu. Raz na parę miesięcy, z reguły podczas milicyjnych nalotów na knajpę lub jej okolice był przez patrol „zgarniany” do izby wytrzeźwień. Zwykle jego pobyt poza domem przedłużał się, ponieważ po otrzeźwieniu Stanisława kierowano do stawienia się przed kolegium do spraw wykroczeń jako osobnika notorycznie uchylającego się od podjęcia pracy, jak wówczas powszechnie mówiono; „niebieskiego ptaka”. Kolegium skazywało go zwykle na karę aresztu, po odbyciu której Stanisław wracał do zwykłego trybu życia i do Anny.

9 stycznia 1972 roku Anna nie przyszła do pracy, mimo iż tego dnia w grafiku miała pierwszą zmianę. Kiedy nie zjawiła się do południa, jedna z koleżanek wybrała się do niej do domu. Drzwi jednak, mimo długotrwałego stukania, nikt nie otworzył. Następnego dnia kierowniczka lokalu udała się do mieszkania osobiście, a kiedy nie doczekała się znaku życia od Anny, wezwała milicję. Po otwarciu drzwi okazało się, że dziewczyna leży w pościeli martwa. Była ciężko pobita, miała widoczne ślady obrażeń na twarzy. Lekarz stwierdził śmierć przez uduszenie. W mieszkaniu nie było Stanisława, nikt z sąsiadów nie widział go też od poprzedniego dnia.

Dwie różne opinie

Mężczyznę odnaleziono wieczorem w znanej milicji pijackiej melinie przy ul. Śniadeckich. Trzeźwiał wiele godzin, nim udało się go przesłuchać. Do zabójstwa Anny nie przyznał się. Oznajmił jedynie, że istotnie, dwa dni wcześniej doszło w domu do sprzeczki, że uderzył kobietę, ale potem w zdenerwowaniu wyszedł, zostawiając Annę w zdrowiu i udał się do kolegów, z którymi pił, pił, pił...

W te słowa nie uwierzyła ani milicja, ani prokuratura. W kwietniu 1972 roku Stanisław stanął przed bydgoskim sądem pod zarzutem zabójstwa swojej konkubiny. Ponieważ składowi sędziowskiemu przewodniczył znany ze swojej surowości sędzia Henryk Mróz, na dźwięk którego to nazwiska pod najgorszymi przestępcami trzęsły się kolana, powszechnie oczekiwano orzeczenia kary śmierci dla zbrodniarza.

W trakcie procesu sędzia Mróz zauważył jednak istotne rozbieżności w opiniach biegłych co do przyczyn zgonu kobiety. Zwrócił się do kolejnego zespołu spoza Bydgoszczy o jeszcze jedną opinię. By ją wydać, trzeba było przeprowadzić ekshumację zwłok.

Bił, ale nie zabił

W lipcu 1972 roku, kiedy proces wznowiono, zeznający przed sądem biegli już nie mieli wątpliwości. Anna J. - ich zdaniem - bez wątpienia nie zmarła na skutek odniesionych obrażeń, ale...z powodu zadławienia się resztkami pokarmu. W tej sytuacji sędzia Mróz zmienił kwalifikację czynu oskarżonego. Uznał, że powinien on odpowiadać jedynie za ciężkie pobicie Anny, a nie za jej zabójstwo.

Stanisław skazany został na karę 9 lat pozbawienia wolności. Wyrok ten został przyjęty w Bydgoszczy z bardzo różnymi komentarzami.

Komentarze 5

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

q
q
A kto jej klika ?
k
kawka mokka
Gosposia proboszcza nie klika, więc się odwal Kruku.
K
Kruk
Do zamiastab:
Już we wstępie artykułu jest podany rok zdarzenia
- 1969, co nawet dla gosposi proboszcza oznaczałoby źródło archiwalne.
q
q
Tak ciężko przeczytać artykuł w którym są podane daty ! Zmęczyłeś się tym czytaniem ? Artykuł długi fakt ! Wolałbyś tytuły z sednem sprawy ?
z
zmiastab
Tak ciężko napisać, że to opowiadanie archiwalne.
Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski