Archiwa wciąż jeszcze większości z nas kojarzą się z zakurzonymi półkami, między którymi kręcą się wyłącznie naukowcy.
<!** Image 3 align=right alt="Image 45179" sub="Krzysztof Klapka, kierownik pracowni w Archiwum Państwowym w Bydgoszczy, podczas przeglądania jednego z tysięcy zachowanych dokumentów. Ta praca wymaga skupienia i użycia ochronnych rękawiczek">Obraz to jak najbardziej fałszywy. Nie tylko dlatego, że gruntownej modernizacji podlega wyposażenie magazynów, a akta przekłada się w rękawiczkach. Również tego powodu, że historycy, choć i ich przybywa, w nowocześnie wyposażonych w komputery i przeglądarki mikrofilmowe czytelniach - należą do mniejszości.
Zmienił się bowiem i to zdecydowanie w ostatnich latach tzw. profil użytkownika archiwum. To nie tylko efekt wzrostu zainteresowania archiwaliami przeciętnego Kowalskiego, ale i konsekwencja działań Zarządu Archiwów Państwowych z prof. Darią Nałęcz, które przez liberalizację przepisów i ułatwienie dostępu otworzyło swoje oddziały terenowe dla wszystkich zainteresowanych.
Dziś pracownicy naukowi i studenci, choć liczbowo jest ich znacznie więcej niż przed laty, stanowią w Bydgoszczy już tylko niecałe 30 procent korzystających z zasobów zgromadzonych w Archiwum Państwowym. W Toruniu odsetek ten jest trochę wyższy.
<!** reklama left>W podobnym tempie przybywa też osób poszukujących dokumentacji technicznej starych budynków do celów budowlanych i konserwatorskich.
- W sposób zauważalny zwiększyło się w ostatnim czasie przeglądanie akt w celach, które można nazwać socjalnymi, a wiążą się z różnego rodzaju sprawami finansowymi - mówi dyrektor Archiwum Państwowego w Bydgoszczy, Eugeniusz Borodij. - To poszukiwanie potwierdzeń zatrudnienia, wywózek, czy prac przymusowych. Bardzo widoczną grupą stają się też osoby, które pozostawiły swoje mienie za naszą wschodnią granicą. Tu mamy do czynienia zarówno z indywidualnymi klientami, jak i z licznymi pytaniami ze strony urzędów o potwierdzenie danych.
Prawdziwym hitem ostatnich lat stało się jednak poszukiwanie swoich przodków. Zlecanie kwerendy pracownikom archiwów jest czasochłonne i kosztowne, stąd ludzie robią to na własną rękę. Przychodzący do archiwów są coraz lepiej zorientowani, jak i gdzie szukać danych. W tej kwestii do archiwów w naszym regionie trafiają także zlecenia z zagranicy. Dotyczy to zarówno Polaków, którzy wyemigrowali w okresie wojny, jak i w latach osiemdziesiątych, ale także cudzoziemców poszukujących przodków innych narodowości, którzy mieszkali przed laty na terenie Kujaw i Pomorza.
Dużym ułatwieniem dla poszukiwaczy własnego rodowodu jest strona internetowa Archiwów Państwowych, gdzie można zlokalizować, w którym z oddziałów znajdują się interesujące nas księgi metrykalne. Wystarczy do wyszukiwarki wpisać nazwę siedziby parafii lub urzędu stanu cywilnego, właściwych dla danej miejscowości, a dowiemy się, jakie księgi i z których lat oraz gdzie są osiągalne.
O przewadze poszukiwań genealogicznych nad archiwalnymi poszukiwaniami innego typu dobitnie świadczą liczby.
W 2006 roku bydgoskie Archiwum Państwowe otrzymało 41 zleceń na kwerendy naukowe, 398 na poszukiwanie tzw. dokumentów socjalnych, a aż 648 - na badania genealogiczne.