https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Przetaczanie opon z gracją

Adam Luks
Przy swoich najgroźniejszych rywalkach, przypominających posturą niedźwiedzice grizzly, wygląda raczej niepozornie. - Na zawodach czuję się jak okruszek - wyznaje ze śmiechem Aneta Florczyk, trzykrotna mistrzyni świata i Europy Strongwoman.

Przy swoich najgroźniejszych rywalkach, przypominających posturą niedźwiedzice grizzly, wygląda raczej niepozornie. - Na zawodach czuję się jak okruszek - wyznaje ze śmiechem Aneta Florczyk, trzykrotna mistrzyni świata i Europy Strongwoman.

<!** Image 2 align=right alt="Image 71532" sub="Do każdych zawodów Aneta Florczyk, polska strongwomen, przygotowuje się trenując dwa razy dziennie, łącznie po
5-6 godzin. Mimo napiętego grafiku treningowego, znajduje też czas na działania popularyzatorskie. / Fot. Jacek Smarz">Okruszek, zwany częściej „Pudzianem wśród kobiet” albo „żeńskim dominatorem”, ma 36 centymetrów w bicepsie, 64 w udzie, a na ławeczce wyciska 135 kg. Z gracją przetacza 200-kilogramowe opony, podnosi samochody, „spaceruje” z kowadłem, a 12-kilowe odważniki miota w górę na ponad 5 metrów. Ku zdumieniu kibiców, sędziów oraz wielkich (dosłownie) konkurentek, Aneta Florczyk z Malborka od kilku lat króluje niepodzielnie na najbardziej prestiżowych turniejach siłaczek, organizowanych na całym świecie.

Debiut

- Gdy pierwszy raz zobaczyłam reprezentantkę Szwecji, Annę Rosen, sama też się zastanawiałam, co ja wyprawiam - wyznaje mistrzyni. To było w 2003 r. na Mistrzostwach Skandynawii Strongwoman w Vasteras w Szwecji - debiutancki występ Anety w tej dyscyplinie sportu. I od razu wielki sukces. Polka zajęła 2 pozycję, wyprzedzając wiele utytułowanych zawodniczek, w tym broniącą tytułu Finkę, Heini Koiviniemi. Lepsza okazała się tylko potężnie zbudowana Szwedka. - Nie mogłam uwierzyć - wspomina Aneta. - Brakowało mi przecież doświadczenia, konkurencje strong- woman trenowałam raptem od 3 miesięcy, byłam przy tym jedną z najmniejszych zawodniczek.

Urodzona siłaczka

Biorąc pod uwagę również inne okoliczności występu siłaczki w tej ogromnej, jak się okazało, imprezie (oprócz turnieju siłaczy rozgrywano zawody w podnoszeniu ciężarów, fitness, karate i wielu innych dyscyplinach) zdobycie tak wysokiej pozycji wydawało się prawie cudem. Jeszcze w Polsce zepsuł się samochód teamu, potem, w trakcie rejsu do Szwecji, Aneta zapadła na chorobę morską. W dodatku po dotarciu do hotelu okazało się, że nikt nic nie wie o rezerwacji zawodniczki. Wolne miejsca udało się znaleźć dopiero o świcie następnego dnia, w 14. sprawdzonym hotelu z rzędu.

<!** reklama>Po takim trudnym starcie Polka ruszyła z impetem po kolejne sukcesy. Jeszcze w tym samym roku triumfowała na mistrzostwach świata w Zambii, a rok później na mistrzostwach Europy w Irlandii. - Okazało się, że Aneta jest stworzona do tego sportu - mówi z dumą Bogusław Kwiatkowski, trener i menager zawodniczki. - Pomyśleć, że zaczęło się od przypadku. Trening na sprzęcie używanym przez strongmanów miał być tylko urozmaiceniem w jej szkoleniu.

Wyniki, jakie Aneta zrobiła w trakcie pierwszych prób, wprawiły trenera w osłupienie. Były porównywalne z osiągnięciami najlepszych zawodniczek na świecie, a w przypadku konkurencji: spacer farmera i wyciskanie belki wyraźnie biły nieoficjalne rekordy świata. W ten sposób rozpoczęła się błyskotliwa kariera pierwszej polskiej strongwoman.

Aneta uprawiała sport od dzieciństwa. Najpierw było strzelectwo i... taniec towarzyski. Sportami siłowymi zainteresowała się, gdy skończyła 16 lat. - Pewnego razu wuefista zrobił nam w szkole sprawdzian z wyciskania na ławce - opowiada zawodniczka. - Wycisnęłam wprawdzie tylko 30 kg, ale jakoś tam się podobno wyróżniłam. Skontaktowano mnie z moim obecnym trenerem, który z początku twierdził, że jestem beztalenciem. Ale ja przekorna jestem, zawzięłam się.

Pierwsze sukcesy w wyciskaniu na ławce Aneta osiągnęła jeszcze jako juniorka młodsza. Później wielokrotnie triumfowała w trójboju siłowym. W 2000 r. została w tej dyscyplinie wicemistrzynią Europy, a rok później, jako pierwsza Polka, przekroczyła podczas zawodów w Bydgoszczy magiczną barierę 500 kg. Na tych samych zawodach uzyskała w tzw. martwym ciągu niesamowity rezultat 213 kg. Do dziś żadna inna Polka nie przekroczyła w tej konkurencji nawet granicy 2 setek.

Karierę trójboistki zakończył konflikt z władzami Polskiego Związku Kulturystyki i Trójboju Siłowego. „Ze względu na niekompetencje prezesa i całego zarządu Aneta postanowiła zmienić dyscyplinę. Zaczęła trenować podnoszenie ciężarów” - czytamy na stronie internetowej zawodniczki.

Zaledwie po kilku miesiącach treningów ze sztangą Aneta została mistrzynią Polski juniorek, dostała się do kadry narodowej, wystartowała w mistrzostwach Europy, a po niespełna roku została wicemistrzynią Polski seniorek.

Największe sukcesy ta niesamowita mieszanka siły, szybkości i perfekcyjnej techniki skupiona w organizmie Anety przyniosła jednak w zawodach siłaczek, coraz bardziej popularnych na świecie, zwłaszcza w USA, Wielkiej Brytanii i Skandynawii. - W Polsce zainteresowanie też jest duże. Ale brakuje zawodniczek - ubolewa Aneta. - Prawdę mówiąc, jestem jedyną polską strongwoman. Szkoda, bo oddech koleżanek na plecach motywowałby do intensywniejszej pracy.

Trudno sobie wyobrazić, że można pracować jeszcze intensywniej. Do każdych zawodów polska strongwomen przygotowuje się trenując 2 razy dziennie, łącznie po 5-6 godzin. Mimo napiętego grafiku treningowego, znajduje też czas na działania popularyzatorskie - dyskutuje na forach internetowych, publikuje w Internecie relacje z zawodów i artykuły poświęcone tematyce strongman i strongwoman. Chętnie korzysta również z zaproszeń na męskie zawody. - Mogłoby się wydawać, że moja rola na takich imprezach sprowadza się do zabawiania publiczności siłowymi pokazami. Dla mnie to coś więcej - mam możliwość nieoficjalnej rywalizacji z mężczyznami. To dobry trening.

Bez konkurencji

Na razie sukcesy i starania Anety nie przyciągają do tego sportu nowych zawodniczek. - To paradoks. Aneta jest po prostu za dobra - uważa Bogusław Kwiatkowski. - Jej wyniki, zamiast motywować, odstraszają, a wręcz paraliżują potencjalne konkurentki.

Nie pomaga też powszechna opinia, że taka „zabawa” nie jest zbyt kobieca. Aneta ze swoją zasadą nieruszania się z domu bez starannego makijażu i brakiem uczulenia na sukienki jest raczej wyjątkiem. Większość zawodniczek uprawiających tę dyscyplinę prezentuje się, delikatnie mówiąc, mało seksownie. - One nie wyglądają tak dlatego, że są strongwoman, one zostają siłaczkami, bo tak wyglądają, mają do tego predyspozycje - protestuje Aneta. - Co nie znaczy, że mniej rozbudowane zawodniczki nie mogą skutecznie rywalizować z tymi największymi. Dyscyplina strong woman jest specyficzna. To 40 różnych konkurencji. Każda wymaga nieco innych predyspozycji. Część preferuje brutalną siłę statyczną, w innych trzeba się wykazać również dynamiką i szybkością. Bardzo trudno jednoznacznie określić, jakie cechy powinna mieć zawodniczka idealna. Jedno jest pewne - strongwoman wcale nie musi przypominać szafy. Moja skromna osoba jest tu chyba najlepszym dowodem.

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski