Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przestępca rodem z MO

Krzysztof Błażejewski
Krzysztof Błażejewski
Milicjanci byli ludźmi bez skazy - tak przynajmniej głosiła oficjalna propaganda. W rzeczywistości byli takimi samymi ludźmi jak wszyscy. Jednak kiedy któryś z nich popełniał przestępstwo, panika ogarniała całą milicję.

Milicjanci byli ludźmi bez skazy - tak przynajmniej głosiła
oficjalna propaganda. W rzeczywistości byli takimi samymi ludźmi jak
wszyscy. Jednak kiedy któryś z nich popełniał przestępstwo, panika
ogarniała całą milicję.

<!** Image 3 align=none alt="Image 189647" sub="Narożnik ulic Pomorskiej i Śniadeckich. To tutaj w nocy z 7 na 8 sierpnia 1961 roku Longin N. postrzelił Wojciecha W. FOT. KRZYSZTOF BŁAŻEJEWSKI">

Taka sytuacja miała miejsce w nocy z 7 na 8 sierpnia 1961 roku w Bydgoszczy. Tej nocy kapral MO, Longin N., miał dzień wolny od służby. Spędził go, jak większość takich dni, w lokalu przy wódce. Tego wieczoru tęgo popił w dobrze mu znanej i bardzo w owym czasie w mieście popularnej „Warszawiance”.

Do domu Longin N. wracał ulicą Śniadeckich, mocno się zataczając. Była już prawie północ, w okolicy nie było żadnych przechodniów. Jednak na rogu ul. Pomorskiej kapral natknął się na trzy osoby: dwóch mężczyzn i kobietę.

I wtedy dobył broni...

Wszyscy znajdowali się w podobnym stanie co Longin N. Milicjantowi nie spodobał się jeden z przechodniów. Zaczepił go. Doszło do słownej utarczki. Poirytowany kapral MO postanowił swojego antagonistę uciszyć dość stanowczo. W tym celu sięgnął do kieszeni marynarki, gdzie miał swój służbowy pistolet, nielegalnie zresztą tego dnia noszony. Longin N. wydobył broń i strzelił Wojciechowi W. wprost w brzuch.

<!** reklama>

Postrzelony mężczyzna runął na chodnik i nie dawał znaków życia. Jego towarzysze, skrajnie wystraszeni uznali, że chyba nie żyje i w obawie, że napastnik za chwilę i do nich może strzelić, uciekli. Kapral natomiast, nie sprawdzając, co się stało z postrzelonym, schował najspokojniej w świecie pistolet do kieszeni i udał się do domu na spoczynek.

Wojciech W. przez całą noc leżał na chodniku, nieco skryty w bramie. Znaleźli go dopiero pierwsi poranni przechodnie, spieszący się do pracy. Rano Wojciech W. w stanie bardzo ciężkim trafił do szpitala. Miał przestrzelone jelita. Cudem przeżył i długo wracał do zdrowia. Zapytany, kto mógł go postrzelić, W. jednoznacznie wskazał Longina N., jako że znał milicjanta z widzenia. Dyżurny natychmiast wysłał patrol do domu Longina N., by sprowadził kaprala i poinformował o sytuacji przełożonych.

Przez cały dzień w mieście grzały się wszystkie możliwe ważne telefony. Na nogi stanęło nie tylko kierownictwo MO, ale i Komitet Miejski PZPR. Milicjant miałby być przestępcą? To niemożliwe!

Podczas przesłuchania Longin N. zaprzeczył, jakoby miał cokolwiek wspólnego ze strzałem. Śledztwa jednak nie można było nie przeprowadzić. Było ono jednak wyjątkowo wyciszone. Przez najbliższe dni w lokalnej prasie można było przeczytać o szczegółach lotu radzieckiego kosmonauty Hermana Titowa, o większych i mniejszych sprawach bydgoskich, łącznie z takimi wypadkami jak złamanie ręki przez przechodnia, zatrucie grzybami, zabranie nietrzeźwej kobiety spod baru, ale o strzale oddanym na rogu Śniadeckich i Pomorskiej prasa nie napisała ani słowa. To była najściślej strzeżona tajemnica.

Dopiero w wyniku ustaleń Zakładu Kryminalistyki Komendy Głównej MO w Warszawie, że pocisk wyjęty z ciała poszkodowanego oraz łuska znaleziona na miejscu wypadku pochodzą z pistoletu Longina N., kapral przyznał się do zarzucanego mu czynu, czyli próby zabójstwa Wojciecha W. Wyjaśniał jednak, że broni użył w obronie koniecznej, gdyż jego przeciwnik w czasie szamotaniny chciał mu zabrać pistolet.

W tej sytuacji Longin N. natychmiast został zwolniony dyscyplinarnie ze służby. Dopiero teraz opublikowano pierwsze komunikaty prasowe, informujące o tym zdarzeniu, i z dumą podkreślano, że na rogu Pomorskiej i Śniadeckich strzelał... już „były funkcjonariusz MO”.

Łagodna „ósemka”

Longin N. w marcu 1962 roku stanął przed Sądem Wojewódzkim w Bydgoszczy pod zarzutem próby zabicia Wojciecha W. Sąd po trwającym ledwie dwa dni procesie uznał byłego kaprala MO winnym popełnienia zarzucanego mu przestępstwa, ale - znajdując okoliczności łagodzące (mimo iż nie udzielił postrzelonemu pomocy!!!) – skazał Longina N. jedynie na 8 lat pobytu za kratkami.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!