Z MICHAŁEM OGÓRKIEM, satyrykiem i felietonistą rozmawia TOMASZ BIELICKI
Bawią Pana dowcipy o blondynkach?
<!** Image 2 align=left alt="Image 13291" >Tylko te śmieszne (śmiech). Ale jest ich coraz mniej. Ostatnio na potrzeby mojego felietonu szukałem czegoś zabawnego o blondynkach w Internecie. Nie mogłem, niestety, nic godnego uwagi znaleźć.
Od wielu lat jest Pan wnikliwym obserwatorem otaczającej nasz rzeczywistości. Ciężko jest w obecnych czasach rozśmieszyć Polaków?
W naszym kraju jest dużo powodów do śmiechu. To zawsze ułatwia życie. Ciągle mamy nowe podniety. Powoduje je każda zmiana na górze. Ostatnio zaobserwowałem reaktywację dowcipów politycznych. Głównie dotyczących braci Kaczyńskich. Niektóre z nich są jednak bardzo prostackie. Świadczy to o zapotrzebowaniu na tego typu rozrywkę.
A więc Polacy wrócili do dyżurnego tematu żartów z czasów PRL-u?
Dowcipy polityczne zawsze pojawiają się w czasach niepewności, gdy ludzie nie wiedzą, czego dokładnie mają się spodziewać, jakich zmian oczekiwać. Jest to taki sposób na oswojenie nieprzyjaznej rzeczywistości. Lepiej czujemy się w czymś, z czego można się śmiać. Historia pokazała jednak, że dowcip był zawsze bronią słabych.
Czyli stanowi to pewną odskocznię od biedy, bezrobocia….
Wpływa głównie na samopoczucie. Niektórzy pasjonują się aktualnymi wydarzeniami w kraju i na świecie. Oglądają wszystkie wiadomości. To nie jest dobre dla ich zdrowia psychicznego (śmiech). W swojej pracy staram się, aby nabrali trochę dystansu do tego, co ich otacza. Dla mnie największą nagrodą jest to, że ktoś po przeczytaniu mojego tekstu powie, iż przestało go coś denerwować a zaczęło bawić.
To jest Pana sposób na życie?
Myślę, że tak. Staram się dzielić ze wszystkim swoimi przemyśleniami. Najlepiej podejść do pewnych spraw z dystansu.
Są jeszcze tematy tabu w Polsce, których należy unikać?
Jest grupa bardzo drażliwych zagadnień, np. Kościół, a w zasadzie religia. Sama instytucja nie jest już pod parasolem ochronnym, ale kwestie wiary tak. Czytelnicy są bardzo uważni, gdy porusza się takie tematy. Kiedyś w tekście o lekarzach zacytowałem dowcip dotyczący wysokiego mniemania, jakie mają o sobie lekarze. Opowiadał on o Matce Boskiej, którą zapytano, czy jest zadowolona ze swojego syna. Odpowiedziała, że myślała, iż zostanie on lekarzem.
Czytelnikom się nie spodobało?
Dostałem bardzo nieprzyjemny list, w którym napiętnowano mnie za takie nieprzyzwoite żarty.
Niezależnie od tego przykładu panuje opinia, że ludzi chyba jest coraz trudniej zaszokować?
Hm… Czytelnicy są dziwni. Na początku pisania moich felietonów dostawałem wiele sygnałów świadczących o niezrozumieniu tego, o czym pisałem. Nie wyczuwano w tym, co robiłem pewnej ironii. Niektórzy nie rozróżniali, niestety, felietonu od artykułu dotyczącego bieżących spraw. Najciekawsze komentarze do swoich tekstów zawsze znajduję w Internecie. Wypowiedzi internautów z reguły pozbawione są sensu. Przerażają mnie. Kiedyś zdumiała mnie wypowiedź jednego z nich. Napisał, żebym pisał prościej, bo on musiał niektóre zdania czytać po kilka razy (śmiech).
Widzi Pan jakieś różnice w sposobie obchodzeniu świąt Bożego Narodzenia za czasów PRL-u i obecnie?
Kiedyś święta były czymś wyjątkowym dla Polaków. Nawet ukazujący się w PRL-u tygodnik ateistów „Argumenty” z okazji Bożego Narodzenia wydawał podwójny numer. Nikt nie przechodził obok tych świąt obojętnie. W tej chwili, paradoksalnie, są próby, aby to zmienić. W próbie podejmowania takich zmian króluje prasa kobieca. Pojawiają się tam porady i wskazówki typu: „Nie urządzaj świąt”, „Wyjedź gdzieś”, „Nie gotuj tyle”. Najbardziej uderzyła mnie jedna z rad w miesięczniku Cosmopolitan, który przoduje w obrzydzaniu każdej tradycji. Napisano tam, że warto iść na pasterkę, tylko po to, aby… nie przytyć (śmiech). Kiedyś takie teksty nie mogłyby się ukazać nawet w „Trybunie Ludu”.
Nie wszystko zmieniło się więc na lepsze.
Kiedyś zbliżające się Boże Narodzenie było odczuwalne. Przez cały rok była bezustanna propaganda i presja na ludzi. Jednak w święta robiono przerwę. Zamiast pokazywać w telewizji Gierka, pokazywali Świętego Mikołaja. Te dni inaczej się przeżywało. Teraz większość osób traktuje święta jako dłuższy weekend.