Kiedy przed sześcioma laty organizowano pierwszy konkurs na potrawy regionalne, z całego województwa zgłoszono tylko 13 propozycji. Wczoraj jury miało ręce (i usta) pełne roboty.
<!** Image 2 align=right alt="Image 32433" sub="Swe smakowite wyroby prezentują panie z Gminnej Rady Koła Gospodyń Wiejskich w Tucholi. Na pierwszym planie Zenobia Majka.">Było w czym wybierać i degustować. Z Borów Tucholskich, z Kujaw, z ziemi dobrzyńskiej i chełmińskiej, z Krajny i Pałuk, z Kociewia, przewieziono pół setki kulinarnych propozycji. Od bochnów chleba wypiekanych w domowym piecu, po bardziej skomplikowane i wyszukane dania, jak połgęski czy świąteczna szynka z kością.
Większość przepisów przechodziła z prababki na babcię, z babci na mamę, a teraz na wnuczki. We wsiach i przysiółkach sporządzano je od lat z tego, co było pod ręką. Wtedy ich nie nazywano potrawami regionalnymi. Na danym terenie były od zawsze, odkąd ludzie pamiętają.
- Kiedyś na towarzyskich salonach nimi pogardzono, jako że pachniały wsią. Teraz są poszukiwane, stały się ozdobą bankietowych stołów, nobilitują gospodarzy - twierdzi Roman Sass, dyrektor Ośrodka Doradztwa Rolniczego w Minikowie, organizator tego smakowitego konkursu. Jego wojewódzki finał roztrzygnięto wczoraj w podtoruńskim Przysieku.
<!** reklama left>Na pięknie udekorowanych stołach, głównie nasze panie, po raz kolejny udowodniły, że nie jesteśmy od macochy, że kulinarna Europa może się od nich wiele nauczyć.
Marek Grontkowski, demonstrujący pięknie wędzoną szynkę, opowiadał, że jeden ze znajomych zawiózł kilka do Hiszpanii, a południowcy, przywiązujący wielką wagę do jedzenia, byli pod ich wrażeniem.
Elżbieta Piotrowska z Tlenia udowodniła, że wiejska gospodyni niczego nie zmarnuje. Z agrestu, starych odmian, najpierw wytwarza syrop o właściwościach leczniczych zwany ulepem kociewskim, a z resztek owoców „agrest do sosu potrawkowego”. Można tak jak żurawinę podawać te specjały do mięsa, można używać do wypieków.
Za to Ewa Szafarczyk z Kociewnia na nasz grunt próbuje przenieść podpatrzony przez jej przodków w Kanadzie syrop klonowy. - Historia syropu pomorskiego rozpoczęła się w gminie Świecie. W 1908 roku małżeństwo Komorowskich miało 8-miesięczną córkę Marysię. Mieszkali z rodzicami i żonatym bratem w jednym drewnianym domku. Za chlebem pojechali do Ameryki, a stamtąd do Kanady - można przeczytać w ulotce zachęcającej do produkowania syropu z naszych rodzimych klonów. - Skoro się udaje w Kanadzie, to dlaczego nam ma się nie udać - przekonuje pani Ewa i zachęca do skosztowania naleśników maczanych w jej pomorskim syropie klonowym.
Natomiast Ewa Stroińska z Dębowej Łąki stawia na pierogi babuni. - Mam 11 wnuków. Kiedy cała rodzina zasiądzie przy stole, muszę zrobić 200 pierogów i wszystkie znikają.
Jury nagrodziło wiele produktów, a półgęski Krystyny Kamińskiej z Nakła i mace borowiackie (przypominające pizzę, tylko lepsze) Zenobii Majki z Borów Tucholskich będą ubiegać się o tytuł kulinarnej „Perły” w krajowym finale tego smakowitego konkursu.