25 października 1854 roku pod Bakaławą, podczas wojny krymskiej, 666 brytyjskich kawalerzystów wysłanych zostało do szarży na Kozaków, którzy nieco wcześniej przejęli brytyjskie armaty. Poddani królowej Wiktorii, nie zważając na około 200 pocisków artyleryjskich, które na nich spadły, odbili te armaty. Jednak już po 20 minutach, nie doczekawszy się wsparcia, musieli się wycofać. Wydarzenie to weszło do podręczników historii pod nazwą „szarży Lekkiej Brygady” i do dziś dzieli nie tylko historyków. Jedni widzą w nim przejaw bezprzykładnego męstwa, drudzy – błędów w dowodzeniu i nieliczenia się z życiem prostego żołnierza. Dla wyrobienia sobie własnego zdania dobrze wiedzieć, że Lekka Brygada nie przestała istnieć po tej szarży. Zginęło w niej 110 kawalerzystów (17 proc. składu brygady), a 58 dostało się do niewoli.
I co, warto było szarżować? To samo pytanie zadałem sobie, gdy usłyszałem, że bydgoscy radni PiS chcą raz jeszcze debatować i głosować nad podwyżką cen biletów komunikacji miejskiej w Bydgoszczy. Decyzja o podwyżce zapadła niecałe dwa miesiąca temu, a nowe ceny obowiązywać mają od 1 stycznia. Zdrożeją wszystkie bilety oprócz uczniowskiego i malucha. Po co zatem było wracać do tego tematu na dwa tygodnie przed Nowym Rokiem? Pod względem zasad sztuki wojennej czyn ten zdawał się nie mieć sensu. Zgodnie z przewidywaniami, środowa szarża Lekkiej Brygady PiS zakończyła się porażką. Jej projekt uchwały został odrzucony, podwyżki nastąpią w takiej samej wysokości i w tym samym czasie, w jakim je zaplanowano w październiku.
No właśnie, czy była to porażka? Śmierć 110 kawalerzystów pod Bakaławą przez ponad półtora wieku podsyca w sporej części społeczeństwa na Wyspach przekonanie o bezprzykładnym męstwie brytyjskiego żołnierza. Szarża kawalerzystów i kawalerzystek PiS w bydgoskim ratuszu nie była okupiona żadnymi ofiarami. A dzięki niej spora część bydgoszczan utwierdziła się w przekonaniu, że PiS jest jedyną siłą polityczną w Bydgoszczy, która chciała obronić mieszkańców przed dotkliwą dla nich zmianą. W dodatku radni opozycji zyskali kolejną okazję, by nagłośnić argumenty przemawiające przeciw podwyżce. Już przed tygodniem wódz Lekkiej Brygady PiS, Jarosław Wenderlich, publicznie przekonywał: „Rząd wprowadza wiele rozwiązań stabilizacyjnych. Na ostatniej sesji Rady Miasta Bydgoszczy [tej w październiku – przy. J.R.] cytowałem pismo skierowane przez wiceministra finansów do marszałek Sejmu. Wynika z niego, że Bydgoszcz dzięki zmianie zapisów ustawy o dochodach samorządów zyska 40 milionów więcej pieniędzy niż prognozowano”.
Przy okazji z ust rotmistrza Wenderlicha pada też oczywiście argument, że podwyżka cen biletów kłóci się z propagowanymi przez miasto wysiłkami w celu odkorowania śródmieścia i przewietrzenia go ze smogu. W tej batalii ostatnimi czasy ratusz ma do odtrąbienia tylko jeden sukces. To otwarcie kolejnego parkingu typu Park&Ride – przy Węźle Zachodnim na Czyżkówku. Jest on trzecim z planowanych pięciu tego typu parkingów w mieście. Niemal codziennie przejeżdżam koło pierwszego z ukończonych, przed paru miesiącami, na ul. Kujawskiej. Na początku było tam pusto. Teraz widzę, że na parkingu staje coraz więcej aut. Trudno jednak oszacować, ile z nich należy do kierowców przesiadających się na rondzie Kujawskim do tramwaju w stronę centrum, a ile do klientów galerii Zielone Arkady i mieszkańców dwóch pobliskich wieżowców przy ulicy Konopnickiej, pod którymi na parkingu trudno wcisnąć szpilkę. Prawda wyjdzie na jaw wiosną, gdy P&R staną się płatne.
