To cud, że bramka piłkarska, która runęła na Krzyśka, nie zabiła go. Gdyby trafiła kilka centymetrów wyżej lub niżej, chłopak mógłby zginąć.
<!** Image 2 align=none alt="Image 171633" >
- Gdy przywieziono syna do szpitala, usłyszałem rozmowę lekarzy, że trafił do nich kolejny z obrażeniami spowodowanymi przez bramkę - opowiada Łukasz Wasilewski. - Teraz mojego syna czeka operacja rekonstrukcji nosa. Ma zmiażdżone kości policzkowe, rozciętą wargę, wybite zęby. Uszkodzona została kość czaszki tuż nad nosem.
Nie była przymocowana
Siedemnastoletni Krzysiek 3 maja wraz z kolegami poszedł na boisko przy klubie „Gwiazda”. Chłopcy chcieli chwilę pograć w piłkę. Przeszli przez dziurę w płocie. Kopali piłkę na boisku ze sztuczną murawą. Krzysztof w przerwie zawiesił się na poprzeczce. Tymczasem bramka nie była przymocowana i runęła na chłopca.
<!** reklama>
- W ogrodzeniu klubu „Gwiazda” pełno jest dziur w siatce. Często jest tak, nie tylko w tym klubie, że dzieci wchodzą przez ogrodzenie na boiska. I sprzęt na nim powinien być bezpieczny - dodaje ojciec chłopaka.
Krzysztofa koledzy zadzwonili do jego matki. Wezwali też pogotowie. Ratownicy medyczni - być może wystraszeni ogromem obrażeń - zadzwonili po policję. Mundurowi nie podejrzewają, żeby zdarzenie miało inny przebieg.
- To jacyś spokojni, kulturalni chłopcy. Twierdzili, że mieli pozwolenie na wejście na boisko. Na miejscu była również matka, która potwierdziła przebieg zdarzeń - mówi Maciej Osinski z Komendy Wojewódzkiej Policji w Bydgoszczy.
Pracownicy klubu „Gwiazda” są zaskoczeni wieścią o dramatycznym wydarzeniu na boisku. Nie dość, że nie zostali o nim poinformowani, to sami również nie zauważyli wizyty policji i pogotowia.
- Bramki powinny być przymocowane. Mają specjalne uchwyty. Może podczas przenoszenia ktoś ich nie przytwierdził. Sprawdzimy, co się tam mogło stać. Chociaż są to bramki aluminiowe, lekkie, nie powinny wyrządzić dużej krzywdy - powiedział „Expressowi” Andrzej Muszkowski, kierownik klubu „Gwiazda”.
Urzędnicy się przyjrzą
Do podobnej sytuacji może dojść na innych boiskach czy placach zabaw. Na tych ostatnich urzędnicy zlecili już kontrolę. Raz w tygodniu pojawia się też ekipa, która naprawia na bieżąco uszkodzenia. Właściciel odpowiada za to, czy sprzęt jest bezpieczny i sprawny.
Przed trzema dniami ojciec Krzysztofa poszedł na boisko „Gwiazdy”. - Byłem ciekaw, czy bramka jest przymocowana. Przez prawnika podejmę kroki przeciw klubowi, bo nie może być tak, że sprzęt stanowi zagrożenie. Ktoś może zginąć. Będziemy również dochodzili odszkodowania na leczenie syna - mówi Łukasz Wasilewski.
Personalia bohaterów tekstu zostały zmienione