Pierwotny projekt Pracowniczych Planów Kapitałowych, ogłoszony cztery miesiące temu i promowany przez samego premiera Mateusza Morawieckiego, został z jednej strony przyjęty ciepło, jako dobry pomysł na pobudzenie Polaków do oszczędzania na przyszłość, ale z drugiej - skrytykowany, zwłaszcza przez pracodawców, bo przerzucał na nich niemal wszystkie koszty reformy. Projektowi zarzucano też, że zapisana w nim dobrowolność systemu jest pozorna – w praktyce niemal każdy pracownik (a więc i jego pracodawca) był do PPK z automatu zapisywany i musiał się mocno wysilić, by zrezygnować. Pracodawcom za „zniechęcanie pracowników do PPK” groziły potężne kary. Nie było też pewne, czy rząd nie spróbuje za jakiś czas znacjonalizować owych oszczędności, jak to było z OFE.
Po czterech miesiącach mozolnych konsultacji z zasiadającymi w Radzie Dialogu Społecznego związkowcami i pracodawcami rząd zgodził się wpisać do ustawy gwarancję nienaruszalności środków gromadzonych w PPK: formalnie będą to pieniądze prywatne, jak lokaty w banku.
Z punktu widzenia pracodawców – będzie dużo mniej biurokracji (przejmą ją instytucje finansowe), znikła też wspomniana odpowiedzialność karna. Zgodnie z postulatem rzemiosła, system nie obejmie czeladników. Rząd zgodził się też na to, by państwowe dopłaty do oszczędzających w PPK obowiązywały cały czas, a nie tylko przez dwa lata po wprowadzeniu systemu.
Z punktu widzenia pracownika sytuacja będzie prosta: pracodawca pobierze z jego pensji odpowiednią składkę i przeleje na konto PPK. Sama składka będzie formą zrzutki: np. jeśli ktoś zarabia 4 tys. zł brutto, odda do PPK 80 zł (o tyle zmniejszy się jego płaca netto, czyli na rękę), a pracodawca dołoży z własnych funduszy 60 zł. Dodatkowo państwo da każdemu uczestnikowi systemu 250 zł na start oraz 240 zł za każdy kolejny rok oszczędzania. Efektem ma być emerytura wyższa o kilkaset złotych niż w przypadku samego tylko oszczędzania w ZUS.
Zmniejszono przy tym obciążenie obowiązkowymi składkami tych, którzy zarabiają najmniej: składka od wynagrodzenia niższego niż 120 proc. płacy minimalnej będzie mogła wynieść 0,5 proc. Dla pozostałych będzie to co do zasady 2 proc. (z możliwością dobrowolnego zwiększenia kwoty).
Program ma być szeroko reklamowany. Według wstępnych szacunków, skorzysta z niego nawet 11 milionów Polaków. W ciągu dekady cały system (wraz dopłatami) kosztować ma podatników ponad 3,5 mld zł rocznie, czyli siedem razy mniej niż program Rodzina 500 plus.
ZOBACZ KONIECZNIE:
FLESZ: Letnie upały - jak reagować w razie udaru słonecznego?
Źródło: vivi24
Follow https://twitter.com/dziennipolski