Z KRZYSZTOFEM SIKORĄ, przewodniczącym sejmiku województwa kujawsko-pomorskiego, kanclerzem Wyższej Szkoły Gospodarki, rozmawia Hanna Walenczykowska.<!** Image 2 align=none alt="Image 156637" sub="Krzysztof Sikora postanowił zrezygnować z udziału w życiu politycznym - nie wystartuje w najbliższych wyborach samorządowych. Fot. Dariusz Bloch">
Naprawdę zamierza Pan odejść z polityki?
Tak. Podjąłem już decyzję. Nie wezmę udziału w tegorocznych wyborach samorządowych. Spełniłem swoje obowiązki i odchodzę. Zresztą uważam, że organy wykonawcze - nie myślę tu o konkretnych przykładach z Bydgoszczy lub innego miasta - powinny pracować tylko przez dwie kadencje.
Powodami Pańskiej decyzji są...
Rezygnuję już po pierwszej kadencji, bo trudno by mi było pociągnąć kolejne cztery lata. Przewodniczący sejmiku organizuje pracę samorządu województwa. Podczas mojej kadencji sejmik dysponował ogromnymi pieniędzmi. Przewodniczący jest pracodawcą dla marszałka i nadzoruje jego działalność. Poza tym, mniej interesuje mnie polityka. Dlatego, nigdy nie zabiegałem o to, by ciągle zaznaczać swoją obecność w mediach. A to trzeba robić, jeśli się chce być rozpoznawalnym politykiem. Podziwiam takich ludzi. Nie dałbym rady, choćby dlatego, że na początku tej kadencji miałem poważne problemy zdrowotne. Bardzo się nacierpiałem. Nowotwór mam za sobą... Wymęczył mnie psychicznie.
Jak Pan ocenia swoją pracę w samorządzie?
Starałem się wprowadzać pewne idee, na przykład zintegrować region. Myślę, że wiele mi się w tej dziedzinie udało. Zorganizowałem w latach 2007-2009 cykl spotkań. Uczestniczyli w nich prezydenci, wójtowie, radni. Były również spotkania samorządowców z szefami najważniejszych w regionie instytucji i największych firm.
BiT City?
Tak! Zabiegałem o integrację Bydgoszczy i Torunia, choć często za to obrywałem. Wygrają tylko te regiony, które mają silne centra. Bydgoszcz i Toruń to miasta leżące blisko siebie. Nie ma co dumać. To jest oczywiste, że powinny stworzyć silną aglomerację. Na początku kadencji, kiedy o tym mówiliśmy, pozostała część województwa bała się uznając, że władze zapatrzą się tylko na te dwa miasta. Tak się nie stało.
Pańska idea numer trzy.
Kontynuowanie niektórych działań poprzedników... Uważałem i uważam tak nadal, że należy uszanować tych, którzy byli przed nami. Nie było też destrukcyjnego myślenia lewicy. O rzeczach trudnych powinno się dyskutować, a nie wojować. Województwo musi być dobrze reprezentowane na zewnątrz. Znakomicie robiła to przewodnicząca Lucyna Andrysiak. W Warszawie jesteśmy przecież rozpoznawalni dla wybitnych osób.
Ile prawdy jest w stwierdzeniu, że w podjęciu decyzji „pomógł” Panu konflikt w regionalnych strukturach Platformy Obywatelskiej?
Przyznaję, że to także miało wpływ. W 2008, a potem w 2009 roku opowiadałem się za zmianą wicemarszałka. Mówiłem, że tylko marszałek powinien być polityczny. Natomiast na jego zastępców należało powołać czterech świetnych apolitycznych technokratów. Byłoby może trochę inaczej, gdybyśmy toczyli mniej sporów personalnych, a więcej ideowych.<!** reklama>
Uczestniczył Pan jednak w sporach personalnych, bo przecież nie był Pan bezkrytyczny wobec poczynań marszałka Piotra Całbeckiego.
Czasami krytykowałem, ponieważ byłem przeciwnikiem kontynuacji szerokiej koalicji z PiS. Ale bardzo pana marszałka szanuję, zwłaszcza za ambicję. Nie zgadzałem się z nim też co do metody sprawowania władzy. Marszałek nie potrzebuje samych klakierów. Można się wprawdzie nim zachwycać, ale krytycy są niezbędni. Myślę, że marszałek Piotr Całbecki skoncentrował się bardziej na Toruniu. Szkoda... Idei dwumiasta nie udało mi się wprowadzić, choć jest ona najlepsza. Zwłaszcza dla młodych ludzi, studentów nie tylko bydgoskich uczelni. Trzeba ich przecież jakoś przekonać, by zechcieli zostać.
Wspomniał Pan o uczelni. Czy Wyższa Szkoła Gospodarki zyskała na tym, że jest Pan przewodniczącym sejmiku i zajmuje się polityką?
Nie. WSG straciła. Nie zabiegałem, bo nie mogłem tego robić, o środki z Regionalnego Programu Operacyjnego. Mogłem jedynie starać się o to, by szkoły niepubliczne były traktowane tak samo jak uczelnie państwowe. WSG korzysta z innych źródeł finansowania. Na przykład bierze udział w realizacji ogólnopolskich projektów. Z RPO mamy zero.
Wracając do polityki. Czy prawdą jest to, że teraz w czasie konstruowania list kandydatów radni, którzy krytykowali marszałka, mają problemy? Myślę o bydgoskim radnym Włodzisławie Gizińskim i toruńskim radnym Leszku Kawskim, przewodniczącym klubu radnych PO.
Prawda. To problem, który bardziej związany jest z przewodniczącym regionu, posłem Tomaszem Lenzem. PiS ma podobny problem z europosłem Markiem Migalskim. Istnieją jednak granice. Partia nie może być towarzystwem wzajemnej adoracji, bo to prowadzi do dyktatury lub śmierci tej partii. Polityka jest grą zespołową.
Plany.
Nie zamierzam wycofywać się z życia publicznego. Będę działał w ogólnopolskich organizacjach.Będziemy dalej walczyć o to, by inni z szacunkiem zdejmowali czapki przed województwem kujawsko-pomorskim.