Po ostatnich wyborach pozostało niewiele wyborczych materiałów, ale za te, których nie uprzątnięto, trzeba zapłacić krocie.
<!** Image 2 align=none alt="Image 172596" sub="Komitety wyborcze starały się dokładnie posprzątać miasto. We własnym interesie, bo każdy „zapomniany” plakat sporo je kosztuje Fot. Archiwum/Dariusz Bloch">Sprzątanie zleca ratuszowy wydział gospodarki komunalnej i ochrony środowiska, a faktury wystawia się politykom.
- Nie dostaliśmy żadnej informacji o tym, że mamy płacić za usunięcie naszych starych materiałów wyborczych. Bardzo skrupulatnie podchodziliśmy do tego problemu. Wyznaczyliśmy koordynatorów, którzy byli za to odpowiedzialni - mówi Łukasz Schreiber z PiS. - Rozmawiałem o tym ze skarbnikiem. Nikt nie miał do nas zastrzeżeń.
Podobnie twierdzi Ireneusz Nitkiewicz z SLD. - Staraliśmy się bardzo dokładnie po sobie posprzątać.
<!** reklama>Przedstawiciele komitetów uważają, że wybrana przez ratusz firma policzyła sobie za usługi za dużo, ściągała też plakaty z miejsc komercyjnych, a więc przeznaczonych na reklamy i przez komitety opłaconych.
Jeden z bydgoskich komitetów otrzymał pismo, w którym firma wskazuje, że usunąć musiała 2,7 plakatu, co wyceniła na ponad 200 złotych.
- Nasz komitet otrzymał wniosek o uregulowanie tego zobowiązania. Wyjaśniamy to, bo uważamy, że kwota naliczona za usługi firmy jest zbyt wysoka - przyznaje Jakub Mikołajczak z PO.
- Płacili wszyscy, bez względu na partię. Płaciła PO, płaciło PiS, płacił SLD, komitety prezydenta Dombrowicza i Bruskiego. Skłamałbym, gdybym powiedział, że to nie był dobry interes - mówi „Expressowi” właściciel firmy Baldex z Dobrcza, która na zlecenie ratusza sprzątała po wyborach. - Jeśli jednak ktoś myśli, że to łatwe pieniądze, to się myli. Wiedzą o tym ci, którzy próbowali taki przyklejony plakat zerwać. A plakaty były dosłownie wszędzie - od trafostacji po ściany kamienic. Musieliśmy bardzo uważać, żeby przy okazji zrywania plakatu nie odeszła farba, bo wtedy właściciel budynku mógłby mieć do nas pretensje i obciążyć nas kosztami. Dobre kilkanaście dni pracowaliśmy nad tymi plakatami. Zaczęliśmy dość późno, więc część została już pozalepiana innymi materiałami. Gdybyśmy zaczęli wcześniej, rachunki zapewne byłyby wyższe.
Po ostatnich wyborach samorządowych najwyższe rachunki za usuwanie plakatów otrzymały największe partie. PO zapłaciła ponad 1000 złotych, PiS - ponad 400 złotych, a Samoobrona - blisko 200 złotych. - Plakaty pozostały najczęściej na małych, zapomnianych osiedlowych uliczkach - wyjaśnia „Expressowi” Hanna Pawlikowska, wicedyrektorka wydziału gospodarki komunalnej i ochrony środowiska bydgoskiego ratusza.
Teraz kwoty do zapłaty są o wiele wyższe.
Urząd rozpisał konkurs na wykonanie usługi usunięcia pozostałych po wyborach plakatów. Swoje oferty zgłosiły dwie firmy, z których jedna zaproponowała 10 złotych za zdjęcie plakatu, a druga 75. Wybraliśmy tańszą - mówi Piotr Kurek, rzecznik prezydenta Bydgoszczy.
- To żerowanie na partiach. Sam po wyborach jeździłem ze znajomym i ściągaliśmy plakaty. Mieliśmy ze sobą szpachelki i zraszacz na wodę. Zdjęliśmy około stu kilkunastu plakatów w jeden dzień. Za taką robotę firma wzięłaby kilkanaście tysięcy złotych. Chciałbym tak zarabiać. To jest chyba świetny biznes. Parę zostało. Niedawno widziałem jeden swój plakat, który został odsłonięty, gdy spadł zakrywający go anons z zaproszeniem na jakąś dyskotekę. Więc powinienem teraz zapłacić za to karę? - pyta jeden z bydgoskich radnych.