Zwiedzanie Chorwacji czy Włoch na łodziach wiosłowych? Na taki pomysł wpadli bydgoscy żeglarze ze „Szkoły Przygody”.
<!** Image 2 align=right alt="Image 30347" sub="Grupą zainteresowali się weneccy urzędnicy. Z każdej tamtejszej mariny bydgoszczanie mogą korzystać za darmo">Przyjaciele z czasów studiów, miłośnicy żeglarstwa i wodniactwa stwierdzili w końcu, że czas sformalizować swoje działania.
- Założyliśmy Stowarzyszenie „Szkoła Przygody”. Na początku chodziło o to, żeby nie było już pytań: „A kim wy właściwie jesteście?” Teraz mamy ponad 150 członków, nie tylko z Bydgoszczy - kulisy powstania grupy zdradza Jakub Zamyślewski, czuwający nad stowarzyszeniową kasą.
Tanie pływanie
Bydgoskie stowarzyszenie nie różniłoby się zapewne od innych, podobnych grup w Polsce, gdyby nie sposób podróżowania.
- Nasze rejsy bardziej przypominają spływy kajakowe. Podróżujemy bowiem szalupami DZ, czyli otwartopokładowymi łodziami o dziesięciu wiosłach. Stąd, między innymi, nazwa - tłumaczy skarbnik.
<!** reklama left>Takie podróżowanie jest tanie (koszt dwóch tygodni we Włoszech lub Chorwacji wraz z dojazdem to około 1900 złotych). Rejs jachtami byłby dwa razy droższy.
- Poza tym, takie łodzie wyróżniają się spośród setek innych. Zostało niewiele osób, które tak pływają. My nie oddalamy się od brzegów. Uważamy bowiem, że nie ma nic piękniejszego niż przybić do portu, zwiedzić okolice lub jakiś zameczek, a wieczór spędzić w portowej tawernie.
Dołączają „ekstremalni”
Nietypową grupą żeglarzy zainteresowali się weneccy urzędnicy i zaproponowali współpracę.
- Dzięki temu pobyt w każdej marinie mamy darmowy, podobnie jak korzystanie z jej zaplecza. Stwierdzili, że jesteśmy tak oryginalnym widokiem na tych wodach, że warto nam pomóc.
Za to kontakty z lokalnymi władzami nie wzbudzają entuzjazmu żeglarzy. - Pomyśleliśmy, że gdy będziemy na zagranicznych wojażach, przekażemy ludziom jakieś foldery czy gadżety z Bydgoszczy. Nie chodziło nawet o pomoc finansową, tylko wzajemną promocję. Niestety, zawsze nam odmawiano. Teraz daliśmy sobie z tym spokój, bez urzędników też się obejdziemy - tłumaczy żeglarz.
Poprzez stronę internetową stowarzyszenia fama o nim zaczęła rozszerzać się na cały kraj.
- Dołączyli do nas miłośnicy wspinaczki górskiej, „ekstremalni” rowerzyści, czy też eksploratorzy bunkrów. Zaczynamy skupiać wszystkich tych, którzy są znudzeni normalną, typową turystyką - cieszy się Jakub Zamyślewski.