[break]
- Ścisnęło nas w gardle, że ktoś tak mógł potraktować małe dziecko - Wojciech Wojciechowski, dowódca jednostki straży pożarnej w Chełmży, w zawodzie jest od 32 lat, ale podobnego przypadku nie pamięta.
W czwartek, kilka minut po godzinie 16 na placu przed remizą przy jednym ze stojących tam wozów strażacy odkryli porzuconego 1,5-rocznego chłopca w wózku.
- Był radosny, skory do zabawy, zbyt mały, żeby zrozumieć, w jakiej sytuacji się znalazł - opowiada dowódca strażaków. Dziecko trafiło od razu do położonego po sąsiedzku komisariatu policji.
Szybko ustalono, że chłopca porzuciła biologiczna matka, 17-latka i jej 26-letni partner (nie jest ojcem dziecka). Oboje są mieszkańcami Zabrza. Zostali zatrzymani przez policję z Chełmży na przystanku autobusowym. Od trzech dni poszukiwali ich śląscy policjanci specjalizujący się w porwaniach opiekuńczych.
9 listopada w poniedziałek nastolatka i jej starszy o dziewięć lat partner, jak co dzień wyszli na spacer z dzieckiem, ale tym razem nie wrócili. - Najpierw uspokajali babcię, że są u znajomych, a dziecko śpi, potem przestali odbierać telefon - informuje rzecznik policji w Zabrzu.
Policja ustaliła, że dzień przed porzuceniem dziecka para zameldowała się w jednym z hoteli w Bytomiu, z którego ukradła 700 złotych. Na podróż do odległej o kilkaset kilometrów Chełmży zdecydowała się nieprzypadkowo. Mieszka tam rodzina konkubenta nastolatki.
Dlaczego porzucili chłopca? - W tym czasie i miejscu dziecko im zawadzało - mówi Tomasz Sobczak z Prokuratury Rejonowej Toruń-Wschód, gdzie wczoraj przesłuchano parę i postawiono obojgu zarzuty porzucenia dziecka. Grozi im do 3 lat więzienia.
- W tym wypadku o porwaniu nie możemy mówić. Para wzięła chłopca na spacer za zgodą babci, która jest opiekunem prawnym, ale oprócz porzucenia odpowiedzą też za bezprawne zatrzymanie małoletniego - informuje Agnieszka Żyłka z Komendy Miejskiej Policji w Zabrzu.
Półtoraroczny chłopiec trafił na obserwację do chełmżyńskiego szpitala. Jest w dobrej kondycji. O jego dalszych losach zadecyduje Sąd Rodzinny w Toruniu.
- Dobrze, że nastolatka miała tyle oleju w głowie, żeby zostawić dziecko przed jednostką straży pożarnej, a nie na przykład w parku, bo historia mogła się skończyć dla malca bardzo źle - mówią policjanci.