Temat ten należy do najbardziej dyżurnych w naszym kraju. Praktycznie każdego dnia mamy okazję do utyskiwań na stan polskich dróg, są one też bardzo często przedmiotem wymiany uwag służących do nawiązania rozmowy z kimś obcym, podobnie jak pogoda.
<!** Image 1 align=left alt="http://www.express.bydgoski.pl/img/glowki/blazejewski_krzysztof.jpg" >Raport Najwyższej Izby Kontroli o przygotowaniach do Euro 2012 w części dotyczącej dróg właściwie nikogo nie zaskoczył, bo i zaskoczyć nie mógł. Koń, jaki jest, wszyscy widzą. A jednak w tej dziedzinie prawdziwy postęp jest wciąż równie odległy jak, nie przymierzając, lot załogowy na Marsa.<!** reklama>
Czy można to jakoś zrozumieć? Pewnie tak, choć musi to być piekielnie trudne. Zwłaszcza po wakacyjnych wyjazdach, kiedy można porównywać do woli polską infrastrukturę z tą, która istnieje w innych pobliskich krajach. I wcale nie mam na myśli Zachodu. Wystarczy popodróżować po krajach byłego bloku KDL, żeby zdumieć się tempem, w jakim powstają u nich europejskie szosy i ich jakością. Nowe autostrady i drogi szybkiego ruchu tną Bałkany niemal dosłownie w oczach, mimo iż kraje te nie korzystają z funduszy Unii Europejskiej, a górzyste ukształtowanie terenu wymusza całe serie tuneli, wiaduktów i nietypowych rozwiązań w postaci czasowych objazdów. Nawet drogi na wyśmiewanej przez nas Białorusi w porównaniu z polskimi to superstandard. Jedynie na Ukrainie i w Rosji możemy podnieść nieco poziom własnego samopoczucia i z ulgą zadziwiać się, jak po czymś takim w ogóle można jeździć. Czy tak być musi? Czy tak będzie już zawsze? Na razie nic nie wskazuje na to, by cokolwiek mogło ten stan zmienić. Nawet Euro 2012 rady sobie nie dało...