24 X 1929 r. Na giełdzie nowojorskiej nastąpił olbrzymi krach finansowy, wywołany drastycznym spadkiem kursów walut i akcji. Spowodował ogólnoświatowy kryzys gospodarczy. Historia sprzed prawie 80 lat. Wszyscy się jej boją.
<!** Image 2 align=right alt="Image 104916" sub="W czasach wielkiego kryzysu gospodarczego. Kozackie Góry, osiedle bezrobotnych w Toruniu. / Fot. Ze zbiorów Tadeusza Zakrzewskiego">Załamanie pomyślnej koniunktury gospodarczej w Stanach Zjednoczonych w 1929 roku wywarło ogromny wpływ na wszystkie dziedziny życia w ówczesnej Polsce. Najdotkliwiej odczuwały to przemysł i rolnictwo. Zapanował potworny chaos finansowy. Z dnia na dzień tracili wszyscy, zarówno bogaci, jak i biedni. Los wielu ludzi stanął pod znakiem zapytania.
Niemal we wszystkich większych zakładach gwałtownie spadała produkcja. Wiele mniejszych firm zostało zlikwidowanych z powodu bankructwa.
Katastrofalnie wzrosło bezrobocie. W miastach najtrudniejsza była sytuacja robotników i rzemieślników, zatrudnionych w przemyśle: metalurgicznym, maszynowym, górniczym, chemicznym oraz drzewnym. Na wsi powszechnie występowało zjawisko nadprodukcji artykułów rolniczych, których nie można było łatwo sprzedać. Wielu zadłużonych rolników straciło swoje gospodarstwa. Do dzisiaj w naszym regionie żyją członkowie rodzin, które poważnie ucierpiały w tych niezwykle trudnych czasach.
Życie na bruku
- W latach wielkiego kryzysu gospodarczego miałem zaledwie 10 lat. Mój ojciec pracował jako ślusarz w Bydgoskiej Fabryce Budowy Maszyn Löhnerta, dzisiejszym „Makrum” - zaczyna swoją opowieść Paweł Kowalczyk, przedwojenny mieszkaniec Bydgoszczy. W 1930 roku - z powodu drastycznego spadku produkcji w zakładzie - ojciec Pawła został zwolniony z pracy. Podobny los podzieliło wielu jego kolegów. W tym czasie masowo zwalniano robotników zatrudnionych w największych bydgoskich fabrykach: „Unja”, „Kauczuk”, „Kabel” oraz „Lloyd”.
<!** reklama>- Moja rodzina znalazła się na skraju bankructwa. Ojciec był jedynym naszym żywicielem. Matka, jak większość kobiet, nie pracowała. Zajmowała się wychowaniem trójki dzieci. Nie otrzymaliśmy żadnej pomocy ze strony państwa - wspomina Paweł Kowalczyk.
W obliczu kryzysu władze II Rzeczypospolitej zachowały się biernie. Liczyły na samoczynną regulację gospodarki. Ich głównym celem była obrona silnego złotego oraz obsługa zadłużenia zagranicznego. Strategia ta doprowadziła do dramatycznego pogorszenia sytuacji wielu ludzi, a umacniający się złoty przyczynił się do upadku eksportu.
- W końcu 1932 r. musieliśmy opuścić mieszkanie, ponieważ nie płaciliśmy czynszu. Skierowano nas do baraków. Mieszkaliśmy w jednym pokoju wraz z inną wielodzietną rodziną bezrobotnych. Warunki były ciężkie - wraca do tamtych czasów Paweł Kowalczyk. - Spaliśmy na drewnianych pryczach. Panował brud i szerzyły się choroby. Jedliśmy raz dziennie. Zazwyczaj były to kartofle. Ojciec robił wszystko, aby nasz los uległ zmianie. Chwytał się każdej pracy, np. robót publicznych, organizowanych przez Urząd Pracy. Dorywczo naprawiał zamki oraz dorabiał klucze.
To nie wystarczało na zaspokojenie podstawowych potrzeb. Rodzina byli niedożywiona. - Często wraz z rodzeństwem żebraliśmy - wyznaje Kowalczyk. - Chodziliśmy po kamienicach śpiewając i grając. Nieraz dobrzy ludzie ulitowali się nad nam rzucając kromkę chleba.- Taka sytuacja trwała do 1935 roku, kiedy to koniunktura gospodarcza w Polsce znacznie się poprawiła. Większość bydgoskich zakładów wznowiła swoją produkcję.
Ucieczka przed biedą
- Karl i Maria Zimmerhofowie byli mieszanym małżeństwem polsko-niemieckim. W Toruniu osiedlili się krótko przed wybuchem I wojny światowej. Posiadali niewielki sklepik z artykułami galanteryjno-drogeryjnymi - opowiada ich wnuczka, Katarzyna Kernst, Polka obecnie mieszkająca w Niemczech.
Zimmerhofom wiodło się bardzo dobrze. Ich sklep przynosił niezłe dochody. Mieli pokaźne oszczędności w banku. Okres pomyślności trwał do jesieni 1929 roku.
- Po wielkim krachu na giełdzie nowojorskiej dziadkowie stracili prawie wszystkie oszczędności. Sklep zaczął przynosić coraz mniejsze dochody. Ludzie zaciągali pożyczki na książeczkę sklepową i nie byli wstanie ich oddawać. Prowadzenie interesu przestało się dziadkom opłacać - mówi ich wnuczka. - Postanowili sprzedać sklep. Uzyskaną gotówkę przeznaczyli na zalepienie dziur w rodzinnym budżecie. Jednak to na niewiele się zdało. Pieniądze szybko się skończyły.
O zasiłku dla bezrobotnych nie było mowy. Prawodawstwo II Rzeczypospolitej nie przewidywało wsparcia materialnego dla osób prowadzących działalność gospodarczą.
- Dziadek próbował niemal wszystkiego, aby odbić się od dna. Zajmował się drobnym handlem i rzemiosłem ulicznym - mówi Katarzyna Kernst. - W końcu 1934 r. w obawie przed całkowitym bankructwem Zimmerhofowie wyjechali do Niemiec.
Chleb był od święta
Pod koniec 1929 roku ceny artykułów rolnych spadały znacznie szybciej niż przemysłowych. Wzrosły też koszty utrzymania gospodarstw. Rolnicy postanowili produkować więcej, aby zrekompensować swoje straty.
- Moi rodzice Kazimierz i Marta Wiśniewscy pochodzili z Kęsewa, niewielkiej wsi w powiecie tucholskim. W okresie międzywojennym posiadali 4-hektarowe gospodarstwo rolne - mówi Maria Podolska, mieszkanka Torunia. - W tych trudnych latach zagospodarowali kilka nieużytków leśnych pod uprawę ziemniaków i buraków. Jednocześnie zmniejszyli własne wydatki. Oszczędzali na wszystkim. Wcześniej kładliśmy się spać, aby nie palić lamp naftowych. Jedliśmy mniej i znacznie gorzej niż zwykle. Wszystko gotowaliśmy i smażyliśmy bez przypraw. Chleb na naszym stole gościł tylko od święta. Ojciec chodził do kościoła w jednej, starej i pocerowanej koszuli i rozpadających się butach. Inne jego ubrania matka przerobiła na spodnie i sukienki dla rodzeństwa. Często rodzice jeździli do miasta na targ, aby cokolwiek sprzedać. Próbowali też dorobić na folwarku, ale tam zamiast gotówki płacono w naturze. Wielu naszych okolicznych sąsiadów pogrążyło się w długach i straciło całe gospodarstwa.
Historia lubi się powtarzać. Czy ta sprzed prawie 80 lat również?
Opinia
<!** Image 3 align=right alt="Image 104916" sub="Fot. Maciej Kosobucki">Doktor Piotr Fiszeder z Katedry Ekonomii i Statystyki Wydziału Nauk Ekonomicznych i Zarządzania UMK w Toruniu:
- Kryzys (dziś najważniejszy temat gospodarczy) rozpoczął się już ponad rok temu w sektorze kredytów hipotecznych w USA. Kryzys finansowy i często związana z nim recesja nie jest zjawiskiem nadzwyczajnym. Co kilka lat przechodzi go jakiś kraj lub grupa krajów, np. w 1997 r. - kraje Dalekiego Wschodu, w 1998 r. - Rosja. To, co wyróżnia obecny kryzys, to fakt, że dotyka on najsilniejszą gospodarkę na świecie. Z uwagi na rosnącą globalizację i integrację, łatwo rozprzestrzenia się na inne kraje. Porównywanie tego kryzysu do Wielkiego Kryzysu z lat 1929-1933 jest, moim zdaniem, niesłuszne. Teraz mamy do czynienia ze skoordynowaną reakcją większości rządów na świecie w postaci planów pomocowych, dotyczących m.in. gwarantowania pożyczek międzybankowych i depozytów, dokapitalizowania bądź częściowej nacjonalizacji banków, zwiększenia dostępności kredytów dla przedsiębiorców. Kongres USA jako pierwszy uchwalił plan wykupu złych długów banków, a banki centralne obniżają stopy procentowe. Te działania spowodują znaczące ograniczenie negatywnych skutków kryzysu, jednakże nie zapobiegną wystąpieniu w przyszłym roku w wielu krajach recesji i wzrostu bezrobocia.
Polską gospodarkę również dotykają skutki kryzysu w USA, obecnie w większości związane z zawirowaniami na rynkach finansowych, np. znaczące wahania kursów walutowych. W przyszłym roku należy się spodziewać znaczącego spadku tempa wzrostu produkcji i lekkiego wzrostu bezrobocia. Jednakże z tej racji, że nie ma „przegrzania” gospodarki, jest silny popyt wewnętrzny i inwestycje są współfinansowane z UE, w Polsce nie powinna wystąpić recesja. Rozwój sytuacji będzie zależał od tego, czy w 2010 r. w gospodarce światowej zacznie się ożywienie. Z pewnością nie powtórzy się Wielki Kryzys, gdy w latach 1929-1935 doszło w Polsce do gwałtownego załamania wielkości produkcji i dużego spadku cen żywności (średnio ponad 60 proc.). Załamał się handel światowy, ponieważ poszczególne kraje chroniły rynki wewnętrzne, wprowadzając wysokie cła. Do tak dużego i długotrwałego załamania przyczyniła się również nieudolna polityka rządu i Banku Polskiego, polegająca na utrzymywaniu wysokiego kursu złotówki, wprowadzaniu ograniczeń kredytowych, zmniejszeniu środków na inwestycje oraz cięciu wydatków budżetowych.
Wielki kryzys
W Toruniu i Bydgoszczy
W ciągu kilku kolejnych lat po amerykańskim czarnym czwartku dochód narodowy II RP spadł o ponad połowę. W 1934 r. liczba zarejestrowanych bezrobotnych w Polsce wynosiła 414 tys., co najmniej drugie tyle umykało statystykom. Na terenie Bydgoszczy największy wzrost bezrobocia był w latach 1931-1932 - około 300. Dla Torunia najtragiczniejszy był 1932 r., kiedy liczba osób poszukujących pracy wynosiła 7330. Zasiłek dla bezrobotnych przysługiwał tylko pracownikom ubezpieczonym w Funduszu Bezrobotnych, czyli około jednej trzeciej zatrudnionych. Wypłacano go przez maksymalnie przez 17 tygodni, w wysokości 30 proc. utraconych zarobków.