https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Polowanie na starszą panią

Bandyci wybili staruszkiem szybę. Skopali go, na klatce schodowej było pełno krwi. Wiedzieli, że wraca z banku  i czekali na niego. Wełniany beret uratował mu życie. Nie wiadomo jednak, czy będzie chodził o własnych siłach.

Bandyci wybili staruszkiem szybę. Skopali go, na klatce schodowej było pełno krwi. Wiedzieli, że wraca z banku i czekali na niego. Wełniany beret uratował mu życie. Nie wiadomo jednak, czy będzie chodził o własnych siłach.

<!** Image 2 align=middle alt="Image 19504" >85-letni Mieczysław P., były prokurator, leży w szpitalu z przetrąconym biodrem i złamaną kością udową. Ma rany na rękach, którymi zasłaniał się, wpadając na szybę. Na szczęście głowa jest cała, mężczyzna zawdzięcza to prawdopodobnie grubemu beretowi z wełny. Załamał się psychicznie.

W biały dzień

- Beret był cały we krwi - mówi bliska płaczu córka poszkodowanego. - Ojciec pobrał 2 tys. zł, bo chciał wyjechać w maju do sanatorium. Musieli obserwować go już w banku, a potem pewnie szli za nim na osiedle. Trzech ich było. To się stało w biały dzień. Około czternastej - dodaje kobieta. Jej sąsiedzi od ręki potrafią wskazać kilka starszych osób, które zostały napadnięte w podobny sposób.

Bandyci mieli ułatwione zadanie. Mogli usłyszeć, jaką kwotę mężczyzna wypłacił przy okienku. Mieczysław P. cierpi na niedosłuch i mówi podniesionym głosem. A portfel nosi w zewnętrznej kieszeni kurtki. Wystarczyło słuchać i obserwować, gdzie wkłada pieniądze.

- Udając zwykłych klientów, stoją w kolejce i robią rozpoznanie. Kto, ile wypłaca, gdzie chowa pieniądze. Potem śledzą taką osobę i czekają na odpowiedni moment. Staruszek wchodzi do klatki schodowej i już myśli, że dowiózł pieniądze bezpiecznie do domu... a tu zaskoczenie - mówi anonimowo policjant operacyjny.

Napad na emerytowanego prokuratora zdarzył się w ubiegłym tygodniu na jednym z bydgoskich osiedli. Policja przyznaje, że był wyjątkowo brutalny.

Do podobnych zdarzeń, tyle że mniej krwawych, dochodzi niemal każdego tygodnia na terenie całego województwa. W przestępczej gwarze nazywa się to „chodzeniem na babcie”.

Policjanci nie są w stanie podać konkretnej liczby przypadków, w których poszkodowane zostały starsze osoby, bo dane statystyczne nie obejmują wieku ofiar. Z tego samego powodu nie wiadomo, ile takich kradzieży i napadów rabunkowych nie znajduje rozwiązania. Wprowadzony do policji uproszczony system rejestrowy, mający ułatwić pracę funkcjonariuszom, pozwala umorzyć postępowania w drobnej sprawie już po 5 dniach.

- Sprawy drobne to np. włamania do piwnic i kradzieże - mówi nadkomisarz Lilianna Kruś-Kwiatkowska, rzeczniczka Komendy Miejskiej Policji w Toruniu. - Jeśli mamy do czynienia z pospolitym przestępstwem, nie ma świadków i sprawa nie rokuje szybkiego wykrycia, kończymy ją. Ale to nie znaczy, że jej nie ma. Pokrzywdzony nie traci swoich praw, a my zawsze do sprawy możemy wrócić. Prowadzimy bieżące analizy i nawet po długim czasie, jeśli trafimy na sprawcę, podejmujemy postępowanie - zapewnia rzeczniczka.

W odczuciu starszych ludzi i ich rodzin uproszczona policyjna procedura ułatwia bagatelizowanie tego typu przestępstw, dlatego część z nich nie jest zgłaszana.

Irena S., 76 lat: - Około południa wracałam z zakupów. Otwierałam właśnie drzwi na klatkę schodową, kiedy poczułam, że ktoś wyrywa mi torbę. Krzyknęłam, ale złodziej zdążył odjechać. Był na rowerze. Młody. Wcale tego nie zgłaszałam policji, bo, na szczęście, portfel miałam przy sobie. Dwie moje znajome straciły portfele, bo dały się nabrać na pomoc przy niesieniu siatki z zakupami. Złodziej był uprzejmy, zaniósł torbę na górę, grzecznie się pożegnał, a po drodze wyjął portmonetkę.

Śledztwo nie ma sensu

- Mamę obrabowali dwa razy. Za pierwszym razem, kiedy wyjęli jej z torebki tysiąc złotych, zawiadomiliśmy policję. Ale musiałem tam dzwonić i przekonywać policjanta, by przyszedł, przesłuchał mamę, pokazał jej zdjęcia jakichś notowanych złodziei i w ogóle, żeby zajął się sprawą jak należy - mówi nasz czytelnik, były policjant. Drugiego zdarzenia już nie zgłaszał swoim kolegom po fachu.

- Szli za mamą z banku i zaatakowali ją w bramie. Zabrali tylko 50 zł, więc stwierdziłem, że zgłaszanie tego policji nie ma sensu, bo i tak nikt się tym nie zajmie. Wklepią w komputer i koniec. A komputer sprawcy nie znajdzie. - To nieprawda. Nawet w przypadku wykroczenia, gdy skradziona rzecz nie przekracza wartości 250 zł, prowadzimy normalne postępowanie, jak w sprawie o przestępstwo - zapewnia Ewa Przybylinska, rzecznik KMP w Bydgoszczy.

Bandyta jak klient

Jak się dowiedzieliśmy nieoficjalnie, policja prowadzi też działania operacyjne, m.in., w bankach. Policjanci przeglądają zapis bankowych kamer, wtapiają się w tłum, obserwując potencjalnych sprawców.

- Tego typu działania prowadzą na bieżąco komisariaty. My wkraczamy wtedy, gdy na jakimś terenie dochodzi do większej liczby zdarzeń - mówi policjant z sekcji kryminalnej KMP w Bydgoszczy.

Ochroniarz z banku: - Szczerze? My też obserwujemy. I co z tego? Widzę człowieka i co, mam go wyprosić? Dlaczego? To jest miejsce publiczne i każdy ma prawo tu przebywać. Poza tym przestępca wygląda tak samo jak każdy inny klient. Niczym się nie wyróżnia.

86-letnia Kazimiera N. z ulicy Moczyńskiego w Bydgoszczy była napadana w ubiegłym roku dwukrotnie, przed swoim domem - w maju i lipcu. Oba zdarzenia miały podobny przebieg: grupa wyrostków śledzi ją od banku i przed blokiem wyrywa torebkę.

- Nie mamy zastrzeżeń do pracy policji. Przyjechali, spisali zeznania. Może nawet i pokazywali jakieś zdjęcia, ale ciocia i tak nie rozpoznałaby tych złodziei. Nie umiała opisać ich wyglądu. Widziała tylko, że uciekli w stronę parku Witosa. Złodzieje działający w okolicy często porzucają tam dokumenty okradzionych - mówi Irena N., krewna poszkodowanej.

Ofiara na celowniku

W banku, w którym mogła być obserwowana Kazimiera N., przeprowadziliśmy eksperyment.

Nasz reporter, wcielając się w złodzieja udającego klienta, stał w kolejce i szukał potencjalnych ofiar. Kolejka była długa i w połowie wypełniali ją starsi ludzie.

Zadanie okazało się łatwiejsze niż przypuszczaliśmy. Ciężko oddychający mężczyzna pod osiemdziesiątkę mówi komuś, że przyszedł po pieniądze. Kobieta o lasce, widoczne trudności z poruszaniem, wkłada pieniądze do portfela tak, że można policzyć, ile wypłaciła. Portfel wsuwa do rozciągniętej kieszeni płaszcza. Staruszka w zielonym berecie przechodzi przez całą salę z otwartą torebką, szukając rękawiczek. Wypchaną portmonetkę widać doskonale.

Ochroniarz z banku rozkłada bezradnie ręce przed reporterem: - I co ja poradzę?

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski