Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Polak dostaje po zębach

Redakcja
Nie uśmiechamy się tak jak Włosi czy Niemcy, bo... nie mamy zębów. 40-letni Polak bez siekaczy to norma. Opublikowany niedawno raport NIK nie pozostawia złudzeń - z opieką stomatologiczną w Polsce jest tragicznie, a będzie jeszcze gorzej.

Nie uśmiechamy się tak jak Włosi czy Niemcy, bo... nie mamy zębów. 40-letni Polak bez siekaczy to norma. Opublikowany niedawno raport NIK nie pozostawia złudzeń - z opieką stomatologiczną w Polsce jest tragicznie, a będzie jeszcze gorzej.

<!** Image 3 align=right alt="Image 224129" sub="W Regionalnym Centrum Stomatologii w Toruniu gabinet dentysty to kolorowy pokój, w którym dzieci bawią się w stomatologów. To najlepsze lekarstwo na dentofobię. [Fot. Grzegorz Olkowski]">Dorosły człowiek ma 32 zęby, 16 w szczęce i 16 w żuchwie. Z przodu są jedynki, z tyłu ósemki. Można powiedzieć, że uśmiechamy się od ósemki do ósemki.

Nie w Polsce. W prowadzonym w naszym kraju od 1997 roku badaniu „Monitorowanie stanu zdrowia jamy ustnej” jest pozycja pod nazwą: „średnia liczba zachowanych zębów u osób w wieku 35-44 lat”. Mówi ona wszystko o uzębieniu Polaków.

Najgorzej jest w województwie podlaskim, gdzie statystyczny mieszkaniec regionu „zgubił” gdzieś 10 zębów! W Kujawsko-Pomorskiem człowiek między trzydziestką a czterdziestką

nie może się doliczyć ośmiu zębów!

Najlepiej jest w Trójmieście, województwie opolskim, wielkopolskim i na Dolnym Śląsku - tamtejsi mieszkańcy mogą się „pochwalić” brakiem jedynie czterech zębów.

Jak mówią eksperci, wcale nie chodzi o to, że poziom polskiej stomatologii odbiega od światowych standardów albo o to, że brakuje w Polsce dentystów. Przeciwnie, mamy bardzo dobrych specjalistów, korzystających z najnowocześniejszych technologii. Dzisiejszy gabinet dentystyczny dzieli cała epoka od tego, który pamiętamy z lat 80. czy 90. ubiegłego wieku. Nie ma przykrych zapachów,

nie ma bólu ani hałaśliwych wierteł,

jest za to lekarz o przyjaznym nastawieniu, komputerowe znieczulenie, prześwietlenia wykonywane za pomocą doustnej kamery i materiały pozwalające odtworzyć ząb, który dawniej nadawał się wyłącznie do usunięcia.

Jeśli chodzi o liczbę specjalistów też nie jest źle. Jak mówi Grzegorz Szpyt, prezes bydgoskiego oddziału Polskiego Towarzystwa Stomatologicznego, Polska ma jeden z wyższych w Europie wskaźnik nasycenia lekarzami dentystami - ponad 4,5 na 10 tysięcy ludności.

- Stan zdrowia jamy ustnej, szczególnie u osób zagrożonych próchnicą, zależy jednak nie od liczby dentystów, lecz od wyuczonych i stosowanych zachowań prozdrowotnych ludzi. Stąd ogromne znaczenie stomatologicznych programów profilaktycznych - mówi Szpyt.

Te jednak nie istnieją, bo ministerstwu brakuje na nie pieniędzy. Przed miesiącem NIK opublikowała raport oceniający dostępność i finansowanie opieki stomatologicznej ze środków publicznych. Wnioski można zawrzeć w kilku bolesnych zdaniach. W latach 2010-2012 nie działał ani jeden krajowy program z zakresu profilaktyki przeciwpróchniczej, finansowany przez Ministerstwo Zdrowia. W szkołach nie było ogólnokrajowych działań edukacyjnych i profilaktycznych, w dodatku zlikwidowano szkolne gabinety dentystyczne. Większość skontrolowanych gmin nie promowała profilaktyki chorób jamy ustnej i nie miała pojęcia o tym, co się dzieje na rynku publicznych usług stomatologicznych.

Nawet jeśli przytaczane przez Najwyższą Izbę Kontroli dane zawierają pewien margines błędu, to i tak rzeczywistość, którą ukazują, jest dramatyczna, zwłaszcza w odniesieniu do dzieci i młodzieży. Tylko osiem procent naszych piętnastolatków nie ma próchnicy. Cierpi na nią aż 96 procent osiemnastolatków i większość pięciolatków (badania Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, 2010-1012).

Zęby dzieci sześcioletnich są w gorszym stanie niż u ich rówieśników z Ugandy, Bośni czy RPA. Sześcioletni Duńczyk czy Francuz ma wskaźnik próchnicy cztery razy niższy od małego Polaka (to z kolei wynika z badań Światowej Organizacji Zdrowia, WHO). Co trzeci polski sześciolatek ma nieodwracalnie zniszczone 10 zębów.

W statystykach stomatologicznych przegrywamy niemal na każdym polu. Niepokojące jest to, że na przestrzeni ostatnich 15 lat, kiedy prowadzony jest monitoring, nic się nie poprawia. Wskaźniki są coraz gorsze.

<!** reklama>

Z dorosłymi też jest fatalnie. Próchnicę ma 99 procent dorosłych Polaków. Po protezy sięgają już 40-latkowie, a prawie połowa ludzi powyżej 65 roku życia nie ma własnych zębów. Jak podaje w oparciu o własne badania portal dentysta.eu (przepytano 3,5 tysiąca osób) 43 procent Polaków tak bardzo boi się dentysty, że kompletnie rezygnuje z leczenia. Boimy się także wysokich cen, niekompetencji i lekceważenia ze strony lekarza. Dlatego do gabinetu stomatologicznego

przychodzimy dopiero z bólem

i poważnym stanem zapalnym, kiedy dla uratowania zęba konieczne jest podjęcie leczenia kanałowego.

Niestety, koszyk stomatologicznych świadczeń gwarantowanych Narodowego Funduszu Zdrowia nie obejmuje nawet niezbędnego minimum, na przykład leczenia kanałowego większości zębów. Można je natomiast wszystkie za darmo i bez ograniczeń usuwać, i to w znieczuleniu. Ale nie leczyć. W Polsce refundowana jest dorosłym wyłącznie „kanałówka” sześciu zębów przednich, czyli od trójki do trójki. NFZ płaci też za wypełnienia czyli plomby, ale tylko z brzydkiego amalgamatu, nadającego się jedynie do zębów położonych głębiej. Za wypełnienia światłoutwardzalne czy wymagające specjalnego składu chemicznego pacjent płaci sam. NFZ pokryje nam też usunięcie kamienia nazębnego, lecz jedynie raz na rok.

- Ząb boli, dentysta udziela pierwszej pomocy, czyli zatruwa ząb, a przy kolejnej wizycie mówi pacjentowi, że za dalsze leczenie trzeba będzie zapłacić. No to pacjent rezygnuje i zgłasza się dopiero, gdy znowu zaczyna boleć. Ale wtedy jedynym wyjściem jest usunięcie, co też nie jest takie proste, ponieważ trudno się do stomatologa dostać. Do większości gabinetów świadczących usługi w ramach NFZ są długie kolejki - mówi Olga Bracha, stomatolog dziecięcy z Torunia.

O kolejkach nie dowiemy się z wykazu prowadzonego na stronie internetowej NFZ. Tylko nieliczne gabinety piszą prawdę, podając czas oczekiwania na zwykłą wizytę - zazwyczaj są to miesiące, na usługi ortodonty i protetyka czeka się po kilka lat!

Zadzwoniliśmy na próbę do kilku gabinetów figurujących w wykazie NFZ (w całym województwie jest ich ponad 500). Wybraliśmy te, które podały, że kolejek nie ma.

Kruszwica: - Proszę zadzwonić jutro. Ale zaraz, prywatnie czy na fundusz? Aha, jak na fundusz, to nie, mogę zarejestrować dopiero za półtora miesiąca. Boli? To nic, bo już mam takich, co czekają z bólem.

Brodnica: - My nie zapisujemy na terminy. Trzeba przyjść osobiście, najlepiej rano, bo przyjmujemy tylko pierwszych sześciu pacjentów, którzy się zgłoszą danego dnia. Kto pierwszy, ten lepszy. W kolejeczkę proszę się ustawić, ale tylko w poniedziałki, czwartki i piątki.

Świecie nad Osą: - Zapisy przyjmujemy raz na trzy miesiące, ale właśnie się zakończyły. Z bólem przyjmiemy od razu, ale jak nie boli, to proszę się zgłosić na początku stycznia.

Bydgoszcz: - Za trzy tygodnie przyjmiemy.

Z raportu NIK wynika paradoks. Z jednej strony miesiącami trzeba czekać na przyjęcie do stomatologa w ramach NFZ, z drugiej jednak, okazuje się, że prawie 80 proc. ubezpieczonych Polaków ani razu nie skorzystało w 2011 r. z tej formy leczenia zębów. Większość nie chodzi do dentysty wcale albo wybiera gabinety prywatne. Trudno zatem pojąć,

skąd się biorą kolejki.

- Po prostu ludzie się zapisują na wizytę, ale nie przychodzą. I nie ma żadnych sankcji. Z jednej strony to rozumiem, bo czy np. 2016 rok to jest logiczny termin? Ale z drugiej, gdybym wiedział, że pacjent nie przyjdzie, przyjąłbym kogoś innego - mówi dr n. med. Jerzy Jakubiak, kierujący Regionalnym Centrum Stomatologii w Toruniu.

Jak zauważa doktor Olga Bracha, wielką sztuką jest znalezienie stomatologa dla małego dziecka. Okazuje się, że spora grupa stomatologów nie lubi, nie umie albo uważa, że nieopłacalne jest leczenie zębów małym dzieciom, przy których zabiegi trwają dłużej i są trudniejsze. - W ramach kontraktu ogólnostomatologicznego trzeba jednak przyjąć nie tylko dorosłego, ale i małego pacjenta. Wiem natomiast, że rodziców odsyła się do gabinetów, które mają kontrakty na świadczenia wyłącznie dla dzieci i młodzieży. Tak nie powinno być - mówi lekarka.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!