Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pogromcy Góry Śmierci

Jacek Kiełpiński
To nie jest otwarta impreza masowa. Nie ma tu kolorowych, leciutkich ciuszków. Są mundury i ciężkie, regulaminowe buty. To Bieg o Nóż Komandosa - słynne, owiane legendą Mistrzostwa Polski Służb Mundurowych w Crossie, coroczny sprawdzian ich kondycji.

To nie jest otwarta impreza masowa. Nie ma tu kolorowych, leciutkich ciuszków. Są mundury i ciężkie, regulaminowe buty. To Bieg o Nóż Komandosa - słynne, owiane legendą Mistrzostwa Polski Służb Mundurowych w Crossie, coroczny sprawdzian ich kondycji.

<!** reklama>

Lubliniec. Miasto na Śląsku. Tu życie kręci się wokół Jednostki Wojskowej Komandosów. Nikogo nie dziwi, że z okazji jej święta pojawia się premier, by osobiście wręczyć odznaczenia żołnierzom wracającym z Afganistanu. Bo JWK to uderzeniowa, doskonale wyposażona, wzorcowa jednostka naszej armii. I dlatego właśnie ona ma prawo spytać: Jak tam z waszą formą, koledzy w innych mundurach?

Wśród tysięcy imprez biegowych organizowanych w kraju za kultowe uchodzą trzy: Bieg Katorżnika, Maraton Komandosa i Bieg o Nóż Komandosa. Wszystkie organizuje Wojskowy Klub Biegacza „Meta” przy JWK w Lublińcu.

<!** Image 3 align=none alt="Image 222197" sub="Major Jan Stachow z młodą spadochroniarką.(FOT. TORUŃSKI KLUB INTEGRACJA)">

Im trudniej, tym lepiej

- Gdy w 1997 przebiegliśmy Maraton Warszawski w mundurach, była to w Polsce kompletna nowość - wspomina starszy chorąży sztabowy Zbigniew Rosiński, wiceprezes „Mety”, ultramaratończyk. - Dziś cywile nas naśladują, wielu pragnie sprawdzić się w Maratonie Komandosa, podczas którego dystans 42 kilometrów pokonać trzeba nie tylko w wojskowych butach i mundurze, ale też z plecakiem ważącym dziesięć kilogramów. Z kolei w Biegu Katorżnika - na który zapraszamy cywili - przyciąga szczególnie przeprawa przez bagna. Ogólnie: im trudniej, tym lepiej. Ta zasada obowiązuje także w Nożu. Gdy pierwszy raz poprowadziliśmy trasę Biegu o Nóż Komandosa przez Górę Śmierci, obawialiśmy się, że to może przesada. Dziś wbiegniecie na nią kilka razy.

Na starcie w Kokotku pod Lublińcem tłum w mundurach polowych różnych formacji. Przegląd butów, w których można chodzić po lodzie i ogniu, ale biegać... niekoniecznie. Zawodnicy dzielą się na tych, którzy przyjechali wcześniej, zdążyli zaliczyć rekonesans trasy i wiedzą, co ich czeka, oraz tych, którzy woleli tego nie oglądać. Dość wrażeń przyniosło im podpisanie oświadczenia: „Jestem świadom, iż udział mój w Biegu o Nóż Komandosa może narazić mnie na utratę zdrowia lub życia”.

- Najpierw się rozgrzeją, a potem... naszamoczą. Góra jest jedna, ale można ją atakować z kilku stron - zauważa tegoroczny twórca trasy, chorąży rezerwy Grzegorz Lancman. Wielu uczestników chciało go już przed biegiem poznać i pogratulować pomysłowości. Bo uczestnikom zasada im trudniej, tym lepiej też odpowiada.

Generał Roman Polko, startujący tu regularnie, serdecznie ściska niepełnosprawnego sportowca na wózku, torunianina Leszka Bohla, który rusza na specjalną trasę dostępną dla wózkowiczów. WKB „Meta” od lat wspiera sport niepełnosprawnych. Tu nikt nie kryje, że armii zależy, by wojskowi inwalidzi, szczególnie ci po misjach, poszli śladem Bohla.

Startujących żegna Marta Potasińska, wdowa po generale broni Włodzimierzu Potasińskim, twórcy polskich Wojsk Specjalnych, który zginął w katastrofie smoleńskiej. Bieg nosi jego imię. Na mecie pani Marta będzie wręczać medale i ściskać dłonie. Ale trzeba do niej dotrzeć o własnych siłach.

Wielu się przewraca

Rozgrzewka według chorążego Lancmana to około sześciu kilometrów po asfalcie. Okazuje się, że niektórzy uczestnicy biegną w... podkutych butach. Mnie udało się pożyczyć lżejsze buty pustynne, ale już po pierwszych metrach wiadomo, że każdy but z wysoką cholewką biegu nie ułatwia. Najstarszy startujący, 85-letni były komandos Jan Stachow, biegnie w starych „opinaczach”, butach śniących się do dziś tym, co niegdyś poszli w kamasze.

Trudności zaczynają się od siódmego kilometra. Coraz bardziej pofałdowane leśne ścieżki, korzenie, piach. Zbieg, a właściwie zjazd jęzorem głębokiego piasku, nawrót i wreszcie... jest. To tę wysoką, stromą piaszczystą skarpę zwą tu powszechnie Górą Śmierci. Zwycięzca biegu, szeregowy Tomasz Grycko z I Lęborskiego Batalionu Zmechanizowanego przyzna na mecie, że nawet on ten odcinek pokonywał marszem. Zawodnicy wspinają się gęsiego, po głębokich śladach poprzedników jak po stopniach. Na szczycie są tylko chwilę, czeka ich równolegle wytyczony zbieg, podczas którego wielu się przewraca.

- Zahaczyłem o korzeń, runąłem i rozwaliłem tam kolano. Do mety ledwo się dokulałem - to wspomnienia Dawida Gołębiewskiego z Ochotniczej Straży Pożarnej w niewielkim Iłowie, któremu po powrocie z Noża koledzy przygotują nielichą fetę za to, że dzięki niemu po raz pierwszy byli reprezentowani w tej prestiżowej imprezie.

Na mecie, wśród pałaszujących wyśmienitą grochówkę, słychać komentarze dotyczące tych służb, których reprezentantów zabrakło. Niektóre mocno złośliwe. Ogólnie jednak uczestników co roku przybywa. 17 Bieg o Nóż Komandosa rozegrany 4 października ukończyło 664 zawodników. Dzień później w Afganistanie pobiegło 127 żołnierzy.

A co o kondycji służb sądzą uczestnicy tego testowego biegu przełajowego?

- Uważam, że każdy mundurowy powinien być w stanie to przebiec. Ale doskonale wiem, że tak nie jest - przyznaje młoda policjantka Jolanta Latoń, którą obwołano miss biegu. - Choćby obowiązkowe testy sprawnościowe w policji nie są wyśrubowane. Limit czasu 1 minuta i 45 sekund na... - tu atrakcyjna brunetka wymienia przez blisko półtorej minuty kolejne zadania: przewroty, przenoszenia manekina, rzuty piłką lekarską, biegi wahadłowe itd. - To, moim zdaniem, strasznie dużo. Mnie to zajęło minutę i 17 sekund.

Ale przecież o to właśnie chodzi, by poszczególne służby wystawiały do biegu swoich najlepszych. Pytanie: Co z resztą?

- Test Coopera powinien obowiązywać w wojsku, a także w innych służbach, każdego - mówi zwycięzca Tomasz Grycko.

Gdyby przebiegł każdy...

Do testu Coopera, czyli maksymalnie wysilonego biegu przez 12 minut, w którym ocenia się pokonany dystans, nawiązał też najstarszy uczestnik.

- Odnoszę wrażenie, że kiedyś w wojsku więcej biegaliśmy - mówi 85-letni major Jan Stachow. - A bieganie, jak wiadomo, to podstawa. Gdy byłem w USA, każdy mi się chwalił, jak wypadł w ostatnim teście Coopera, który tam żołnierze zaliczali raz w tygodniu. Przyjąłem tę zasadę, też chodzę co tydzień na stadion i biegnę przez 12 minut. Dziś mam wyniki między 1900 a 2100 metrów. Szczerze? Każdy noszący mundur powinien być w takiej formie, by w dowolnym czasie, bez przygotowania, dziesięciokilometrową trasę tego biegu pokonać. To byśmy dopiero mieli armię! <

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!