Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pod celą dziadki siedzą cichutko

Redakcja
Mówią o nich „dziadki” lub „zgredziki”. Na przykład: „Ej dziadek, platery pozmywaj”. Albo: „Zgredzik, do blatu nie podchodź. Na koju szamiesz”. Każą im sprzątać, dzielić się paleniem, jedzeniem i nie podskakiwać.

Mówią o nich „dziadki” lub „zgredziki”. Na przykład: „Ej dziadek, platery pozmywaj”. Albo: „Zgredzik, do blatu nie podchodź. Na koju szamiesz”. Każą im sprzątać, dzielić się paleniem, jedzeniem i nie podskakiwać.

<!** Image 2 align=middle alt="Image 38048" sub="Rencista Stefan nigdy w życiu nie pomyślał, że znajdzie się kiedyś w więzieniu. Ma 6 dzieci i 8 wnuków. Wynosi co rano śmieci, sprząta palarnię i cieszy się, że ma zajęcie.">- To najspokojniejsza kategoria osadzonych - chwalą ich więzienni strażnicy i wychowawcy. Dodają: - Jacy tam z nich przestępcy. Większość nie powinna siedzieć.

Mowa o przypadkowych sprawcach drobnych przestępstw, ludziach w średnim i podeszłym wieku, których w ostatnich latach przybywa w polskich więzieniach. Pierwszy raz karani, nie mający wcześniej kontaktu ze środowiskiem przestępczym, czują się w więzieniu jak na obcej planecie.

Ostatni do miski i toalety

- Człowiek cały dziki jest na początku. Przez pierwszych pięć nocy nie spałem. Myślałem i myślałem. O domu, o rodzinie i tym, jak tu trafiłem - mówi 56-letni Stefan spod Chełmży. Pijany jechał rowerem. Przysięga, że tylko to ma na sumieniu. W areszcie, gdzie kilka dni spędził w tak zwanej celi przejściowej, nie mógł spożywać posiłków przy stole, bo nie podobało się to grypsującym.

W wyniku społecznego nacisku, by karać surowiej, oraz zmian w prawie karnym, masowo trafiają za kratki sprawcy czynów, wywołujących uśmiech politowania. Jazda traktorem „na bani”, notoryczne używanie roweru pod wpływem alkoholu, niezapłacenie grzywny, niepłacenie alimentów, nieodpracowanie godzin na cele społeczne.

Janusz nie jest stary, ale w więzieniu i tak pozostanie dziadkiem. Ma 50 lat i jeszcze cztery miesiące z sześciu do odsiedzenia: za jazdę na rowerze po pijanemu (prawa jazdy nigdy nie miał, kartę rowerową zgubił w dzieciństwie). Tutaj tacy jak on są prawie na końcu hierarchii. Ostatni w kolejce do toalety i do miski, pierwsi do sprzątania i usługiwania innym.

- W Warszawie siedziałem pod celą z takim młodym cwaniakowatym, który wszystkich ustawiał. Platery myłem, czyli talerze. Jak zaparowały, to darł się, że brudne i musiałem wycierać. Alimenciarz, co miał 46 lat, podłogę zamiatał, ale potem zastąpił go facet, który za grzywnę siedział - opowiada mężczyzna o dobrodusznej twarzy i przepraszających oczach. Dlaczego mówi „pod celą”, a nie „w celi”? Bo tutaj wszyscy tak mówią. Oczy wypełniają się łzami, kiedy pada pytanie o dzieci.

<!** reklama left>- Tacy się w więzieniu nie liczą. Byle małolat jedzie z dziadkiem i buduje sobie na tym reputację w celi. Siedziałem z 60-latkami, którzy nie byli w stanie wejść na górną pryczę, bo cierpieli na dyskopatię. Ciągle narzekali i budzili tym agresję w młodych. W końcu stawali się ofiarami szyderstw i lądowali na samym dnie hierarchii - opowiada Sławomir Sikora, pierwowzór jednego z bohaterów głośnego filmu „Dług”, skazany na 25 lat za podwójne zabójstwo. Spędził w izolacji ponad 10 lat, od roku korzysta z prawa łaski. Mówi, że kilka razy był świadkiem upokarzających scen na spacerniaku. - Młody walił starszego z otwartej dłoni w twarz.

- Mam dwie córki. Nie odwiedzają, bo za daleko. Tylko piszą - Janusz pociąga nosem i wzdycha: - Żeby na stare lata ojca zamykać - kręci głową. Na spacerniaku inni więźniowie śmieją się z niego, że przeżywa i że siedzi za „hulajnogę”, czyli jazdę na rowerze.

Nie chcą grypsować

Od niedawna Janusz jest na oddziale półotwartym w Fordonie. W celi ma spokój, bo siedzi z podobnymi sobie. Czyta gazety, ogląda telewizję. Przeniesiono go z więzienia, gdzie osadzony był z młodymi kryminalistami. Młodzi, ćwicząc bicepsy więzienną metodą „twoja-moja”, podarli prześcieradło Janusza i teraz mężczyzna myśli, że właśnie za to został karnie przeniesiony do Fordonu. Żadnemu wychowawcy prawdy o prześcieradle nie powiedział, bo bał się, że jak naskarży, to będzie skończony. Zresztą musiał się podporządkowywać zasadzie, że nie wolno samemu chodzić do oddziałowego czy wychowawcy.

- Ci młodzi bali się, że mogę opowiedzieć, co się w celi dzieje. Zaraz by było, że sprzedaję, czyli donoszę. Jak miałem jakąś sprawę do wychowawcy, to zgłaszałem starszemu celi i on to przekazywał dalej - mówi Janusz.

W czasie swojej krótkiej odsiadki spotkał kilku takich jak on. Nie zapomni 70-letniego staruszka z Legionowa, który prosto z kryminału pojechał do zakładu dla psychicznie chorych, bo zaczął mieć urojenia.

- Zakręcenia dostał. Myślał, że w ścianie są drugie drzwi, tylko zamurowane - pamięta Janusz.

Leon nie ma jeszcze pięćdziesiątki, ale wygląda na dużo starszego. Ciągnikiem wiózł sąsiadce ziemniaki - miał we krwi 3 promile alkoholu. Pod Toruniem prowadzi kilkuhektarowe gospodarstwo i wychowuje samotnie szóstkę dzieci. Żona zmarła kilka lat temu. Zamknięto go, bo w czasie dozoru kurator nie widział go trzeźwego.

- Martwię się, że nie będzie po co wrócić, że wszystko rozkradną. Dzieci sobie same nie poradzą - żali się siwawy mężczyzna w burym swetrze. Nerwowo skubie palce patrząc w podłogę. Dwójka najmłodszych synów jest u sióstr zakonnych w Grudziądzu. O nich martwi się najbardziej.

W areszcie śledczym w Toruniu 21-letni grypsujący kazał mu sprzątać muszlę klozetową, myć talerze i powtarzać słowa z grypsery. Kiedy rolnik nie mógł zapamiętać dziwnie brzmiących sformułowań, wszyscy z niego drwili i dokuczali.

- Oj, matko kochana - mężczyzna na wspomnienie tych scen spuszcza głowę zawstydzony. Duże, spracowane dłonie chowa pod blat biurka. - Takie dziwne to były słowa - kręci głową. - Wszystko na raz się zwaliło. Tu człowiek myśli o rodzinie, o Piotrusiu, o Józiu, a tu oni mnie gnębią. Dom wariatów - Leon łapie się za głowę. Nie wie, czy wszystko może powiedzieć, jeszcze nie nauczył się więziennych zwyczajów. Pod kluczem jest dopiero od trzech tygodni.

- Z największą agresją stykają się kierowcy i rowerzyści, bo to przypadkowi przestępcy, do więzienia kompletnie się nie nadają. Odstają od całej reszty - dodaje Sławomir Sikora. Pamięta starszych mężczyzn, którzy z poczucia przyzwoitości opowiadali strażnikom, co się dzieje w celi, nie wiedząc, że łamią jedno z najświętszych przykazań niepisanego kodeksu więziennego.

- Ci ludzie nie grypsują, unikają konfliktów, nie są roszczeniowi - mówi Wojciech Wilk, rzecznik Zakładu Karnego w Fordonie.

<!** Image 3 align=right alt="Image 38048" sub="Janusz nie zapłacił grzywny, więc wsadzono go na sześć miesięcy do więzienia. W celi nauczył się jednego: froterować podłogę.">- Nie ma z ich udziałem żadnych incydentów. Grzecznie sobie siedzą. Staramy się osadzać ich tak, żeby w jednej celi 65-latek nie znalazł się z 22-latkami - podkreśla Leszek Lubicki, zastępca dyrektora Zakładu Karnego we Włocławku.

Kara zbyt surowa

- Kryminał to nieadekwatna kara dla tych ludzi. Niestety, w Polsce funkcjonuje taki rodzaj myślenia na poziomie mitu, że wszystkich trzeba wsadzać za kraty - nie ma złudzeń profesor Andrzej Bałandynowicz z Uniwersytetu Warszawskiego, który w ostatniej swojej książce przedstawia cały wachlarz kar wolnościowych, od zadośćuczynienia po ograniczenie wolności i dozór elektroniczny i nawołuje do częstszego ich stosowania. Szacuje, że w polskich więzieniach może przebywać ok. 10 tys. ludzi, wobec których powinno się zastosować inny rodzaj kary.

Sławomir Sikora: - Nie zapomnę 76-letniego faceta, który dostał 6 miesięcy za kradzież na melinie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!