https://expressbydgoski.pl
reklama
Pasek artykułowy - wybory

Po władzę choćby z mieczem

Krzysztof Błażejewski
Przez ostatnie 20 lat doskonale nauczyliśmy się korzystać z demokracji i wolności słowa. Dlatego podczas kampanii wyborczych wytykamy kandydatom - na przykład - bicie żony, kradzież kaczki albo kupowanie głosów wyborców za kieliszek wódki.

Przez ostatnie 20 lat doskonale nauczyliśmy się korzystać z demokracji i wolności słowa. Dlatego podczas kampanii wyborczych wytykamy kandydatom - na przykład - bicie żony, kradzież kaczki albo kupowanie głosów wyborców za kieliszek wódki.

<!** Image 2 align=none alt="Image 158847" sub="Mimo wielkich przemian w Polsce, obyczaje wyborcze i sceneria głosowania nadal pozostają takie same. Zdjęcie wykonano podczas pierwszych wolnych wyborów samorządowych
w 1990 roku. / Fot. Archiwum">21 listopada znów wybierzemy tysiące radnych. W naszej najnowszej historii będą to szóste wolne wybory. Jednocześnie po raz trzeci już głosować będziemy na prezydentów miast, burmistrzów i wójtów. Z pewnością nie zabraknie wzajemnych oskarżeń, zaskakujących rozstrzygnięć, odwołań, i afer wywołanych przez tych, którym zaufamy. Jak to w prawdziwej demokracji.

<!** reklama>Prezydent strzela na wiwat

Historia wolnych wyborów w powojennej Polsce liczy sobie okrągłe 20 lat. Po raz pierwszy odbyły się one 27 maja 1990 roku po barwnej kampanii, pełnej gorących polemik i obietnic. Jednak przede wszystkim była to kampania jednocząca ludzi nadzieją. Komitety obywatelskie rywalizowały głównie z „Solidarnością” i PSL. Kandydatów nie było zbyt wielu. W naszym regionie w kilkudziesięciu okręgach zgłoszono po jednym chętnym, w siedmiu nie było nawet jednej takiej osoby (m.in. w Lubiczu, Osieku, Rogoźnie, gminie Lipno). Do wyborów stanął też komitet... parafialny w Bobrownikach.

W województwie bydgoskim głosowało 45 proc. uprawnionych, w toruńskim - 42, we włocławskim - 37. W Bydgoszczy wygrał Komitet Obywatelski, w Toruniu i Grudziądzu - przytłaczająco „Solidarność”. Mimo iż rady mogły się już konstytuować i wybierać prezydentów, burmistrzów i wójtów, oficjalne wyniki wyborów przedstawione zostały dopiero... jesienią i do tej pory SdRP w Bydgoszczy utrzymywała, że została pokrzywdzona, otrzymując zamiast 48 mandatów tylko 6.

Wójtem gminy Lipno został popierany przez PSL Wiesław Ośmiałowski, jedyny w tym gronie na terenie województwa samorządowiec z wykształceniem podstawowym. Nikt zapewne nie przypuszczał, że przetrwa na tym stanowisku co najmniej równe 20 lat.

Spośród wielu barwnych samorządowców z tamtego okresu bydgoszczanie zapamiętali zapewne swojego prezydenta, Edwina Warczaka, który po zakrapianej kolacji w Filharmonii Pomorskiej strzelił na wiwat z pistoletu gazowego.

<!** Image 3 align=none alt="Image 158847" sub="Przed wyborami w 2006 roku w sklepach, na dodatek w promocji, pojawiła się kiełbasa wyborcza. Czy taka oferta pojawi się również obecnie? / Fot. Adam Zakrzewski">Kto sforsuje sejf?

Cztery lata później, 19 czerwca 1994 roku, kandydatów było już znacząco więcej, średnio po trzech i pół na jedno miejsce. Pojawiły się też lokalne komitety, niezwiązane z żadną partią, np. Ruch na Rzecz Kultury (Bydgoszcz), Niezależni, Samorządni, Bezpartyjni (Toruń), czy Grudziądzka Koalicja Mieszczańska. W większości okręgów wygrał jednak Sojusz Lewicy Demokratycznej. Do sfałszowania wyborów przez usunięcie jednych kartek i dosypanie „właściwych” doszło w Pruszczu Pomorskim. Głosowanie trzeba było powtórzyć.

W tamtych latach odnotowano jeszcze inną ciekawą sytację. Na wójtów dwóch różnych gmin, aczkolwiek położonych po sąsiedzku na południowym skraju Borów Tucholskich, wybrane zostało... małżeństwo. Marek Topoliński wójtem Świekatowa został w normalnym trybie. Jego żona, Zofia, triumfowała zaś podczas przyspieszonych wyborów w gminie Lniano w 1995 roku. Zresztą później oboje zostali wybrani w swoich gminach na kolejną kadencję.

W 1998 roku w nowo powstałym województwie kujawsko-pomorskim o 2968 mandatów tylko w radach gmin ubiegało się prawie 11 tys. kandydatów. Po powstaniu powiatów po raz pierwszy trzeba było uwzględnić w głosowaniu aż trzy listy - do sejmiku, rady powiatu i rady gminy. W Toruniu - dla wsparcia miejscowej prawicy - wizytę złożył Marian Krzaklewski i otrzymał od swoich sympatyków... dwa „krzyżackie” miecze. W Nieszawie wybory rozpoczęły się z czterogodzinnym opóźnieniem, ponieważ stary sejf w urzędzie miasta z kartami do głosowania zaciął się tak skutecznie, że nie dali rady go otworzyć ani ślusarze, ani strażacy. Trzeba było drukować nowe karty we Włocławku.

Także we Włocławku odnotowano fakt kupowania głosów za wódkę, wino lub gotówkę. Na gorącym uczynku zatrzymano dwóch kandydatów na radnych. Podjeżdżali oni pod lokale wyborcze samochodem, którego bagażnik był wypełniony alkoholem. W tym samym mieście poruszenie wywołał fakt kandydowania na radnego Don Wasyla, lidera zespołu „Roma”.

Skandalem zakończyło się odbieranie protokołów wyborczych w Bydgoszczy. Szefowie obwodowych komisji stali przez całą noc w kolejce w ratuszu z protokołami i workami pełnymi kart, by je złożyć komisji wojewódzkiej.

W Chełmnie wyniki wyborów wywołały skrajne emocje. Przed tablicą ogłoszeń na budynku urzędu miasta doszło do bójki starszych panów z lewicy i prawicy. Interweniowała straż miejska. Jeden z uczestników bójki zmarł na atak serca na chodniku.

W Bydgoszczy lewica zyskała możliwość samodzielnego rządzenia dzięki aż 33 mandatom. Prezydentem miał zostać Kazimierz Drozd. Jednak po nagłośnieniu przez prasę, że rok wcześniej skazany został przez sąd za pobicie żony, a ZUS domaga się od niego zwrotu 22 tys. zł bezprawnie pobranego zasiłku chorobowego, kandydat zrezygnował. Dopiero 22 dni po wyborach, na prezydenta klub radnych SLD desygnował Romana Jasiakiewicza, który w wewnętrznej rywalizacji pokonał Grażynę Ciemniak.

<!** Image 4 align=right alt="Image 158847" sub="Najbardziej zdyscyplinowaną grupą społeczną, jeśli chodzi
o udział w wyborach, są ludzie starsi. Mimo iż generalnie frekwencja w wyborach samorządowych wynosi ok. 30-40 proc., w tym przedziale wiekowym jest znacznie wyższa. Zdjęcie zostało wykonane podczas wyborów w 1994 roku. / Fot. Archwum">Głos za gram amfetaminy

W 2002 roku, kiedy po raz pierwszy w bezpośredni sposób wybierano prezydentów, burmistrzów i wójtów, w Bydgoszczy zwyciężył Konstanty Dombrowicz, który rozdał mieszkańcom tysiące jabłuszek. Jego rywal, Bronisław Baranowski, serwował czekoladki i portreciki z napisem „Nie jestem młody, nie jestem szczupły, ale jestem uczciwy”. Na włocławskim deptaku za głos na „właściwego” kandydata płacono 20 zł lub... gram amfetaminy.

Frekwencja okazała się zaskakująco niska - niecałe 30 proc. W przeważającej większości okręgów potrzebna była druga tura, a rywalizowano łeb w łeb, np. w Toruniu Michał Zaleski otrzymał 25 proc. głosów, Jan Wyrowiński - 24, w Grudziądzu Andrzej Wiśniewski - 31, a Bożesław Tafelski - 28. Największą sensację odnotowano jednak w Bydgoszczy. W pierwszej turze Roman Jasiakiewicz pokonał Konstantego Dombrowicza 45:20, w drugiej przegrał 45:55. W Pakości zaś burmistrza... zabrakło. Jedyny kandydat, Ryszard Jagodziński, nie uzyskał wymaganych 50 proc. W tej sytuacji o wyborze zdecydować miała nowa rada miasta.

Na oficjalne wyniki znów trzeba było czekać bardzo długo. Specjalnie zakupiony system informatyczny działał tylko przez kilka minut. Potem padł, a komisje musiały liczyć głosy „ręcznie”.

Prysznicowa reklama złóż

Przed wyborami 12 listopada 2006 roku sensację wzbudziły reklamowy filmik na portalu YouTube kandydata z Nakła, który sfilmował się pod prysznicem z dwukrotnie młodszą dziewczyną, chcąc zwrócić uwagę na „możliwość wykorzystania złóż geotermalnych”, oraz pomysł kandydata z Bydgoszczy, który - by móc ubiegać się o mandat we wsi Lniano - zameldował się na działce letniskowej. Lokalną burzę wywołało też oskarżenie burmistrza Aleksandrowa Kujawskiego o kradzież... żywej kaczki. W Bydgoszczy liczne zarzuty w związku z prowadzoną działalnością gospodarczą postawiono Janowi Rulewskiemu, który zdecydował się kandydować na prezydenta miasta z bardzo mizernym, jak się potem okazało, wynikiem - 3,5 proc.

Rekordzistami okazali się Krzysztof Dąbkowski, wójt z Tłuchowa (96 proc. głosów poparcia) i Michał Grabski, wójt z Osia, na którego głosowało 92,61 proc. wyborców. Podczas tych wyborów zwyciężali także i „długowieczni” rekordziści, np. Tadeusz Smarz, który funkcję wójta gminy Zławieś Wielka położonej między Toruniem i Bydgoszczą sprawuje niezmiennie jeszcze od lat 80. zeszłego stulecia.

Tylko ok. 400 głosami przegrała wybory w Barcinie osławiona „Czarna Róża”, czyli Ewa Gołąb-Stankiewicz, burmistrz miasta w latach 90. i od 2002 roku. Jak informowała miejscowa prasa, w czasie sprawowania kadencji zorganizowała, m.in., w urzędzie wystawę przedmiotów „z różą” (stąd jej przydomek), do zwiedzania której zmuszała urzędników zamykając drzwi na klucz, sztorcowała pracowników przy interesantach, tych ostatnich wysyłając np. do zrobienia kanapek. Innym razem nazwała radnych „matołami, głąbami i głupkami”, a wiceprzewodniczącą „dentystą sadystą”. Wydała tomik złośliwych fraszek poświęconych radnym. Zapowiedziała, że ograniczy radnym spożywanie kawy i herbaty podczas sesji i wyznaczy terytorium, po którym wolno im będzie się poruszać. W odpowiedzi radni zaapelowali do pani burmistrz o poddanie się badaniom psychiatrycznym. Kilka lat wcześniej, czasowo odsunięta od władzy Stankiewicz, zajęła swój dawny gabinet z... samurajskim mieczem w ręku. Wezwano pogotowie, które w kaftanie bezpieczeństwa zabrało ją do Świecia. Po przegranych wyborach w 2006 roku oznajmiła bez ogródek: - Czuję właściwie ulgę, że nie będę musiała współpracować z tymi radnymi.

Chorzy, renciści i emeryci

Po ostatnich wyborach miała miejsce dość dziwna epidemia. W Kujawsko-Pomorskiem zachorowało 4 z 7 starostów, którzy po wyborach musieli się pożegnać ze stanowiskami. Na 30 byłych już wójtów i burmistrzów, zaniemogło 15. Pięciu innych przeszło natychmiast na emerytury, a jeden zaczął starać się o rentę.

Niezadowolonym z wyników, jak zawsze, pozostały jeszcze referenda. Jeśli uda się je zorganizować i zachęcić mieszkańców do udziału, co, jak polska praktyka pokazuje, jest bardzo trudne. Między innymi w 2009 roku podczas referendum w Łabiszynie w sprawie wniosku o odwołanie burmistrza Jacka Kaczmarka, sprawującego ten urząd trzecią kadencję, do urn poszło zaledwie 6 procent uprawnionych...

Tak było...

„Dobrze spełni swój obowiązek tylko ten, kto będzie głosował bez skreśleń”

Pierwsze powojenne wybory rad województw, powiatów, miast, gmin i gromad odbyły się dopiero 9 lat po wojnie! Pierwsze rady, zaraz po wyzwoleniu, powołano „z urzędu”: w większości znaleźli się w nich towarzysze zaufani i sprawdzeni, choć nieznani na miejscowym gruncie, a tym samym niemający rozeznania w terenie.

Do urn ludowa władza poszła dopiero jesienią 1954 r., kiedy to na 5 grudnia zapowiedziano pierwsze wybory do rad, które „przyciągną nowe setki tysięcy ludzi do bezpośredniego rządzenia krajem i umocnią bratni sojusz robotników i chłopów”. W tych pierwszych powojennych wyborach do rad liczba kandydatów („wzorowych i zasłużonych obywateli”) nie mogła być większa od liczby miejsc!

Drugie wybory do rad odbyły się już po październikowym przełomie. W kampanii domagano się od nowych radnych utrzymywania ściślejszej więzi z wyborcami i zbierania się przynajmniej raz na kwartał. Jak można z tego wnioskować, wcześniej wzorowi i zasłużeni obywatele radni musieli być z tym na bakier... Obowiązywało hasło zaproponowane przez Gomułkę rok wcześniej przy wyborach do Sejmu: „Dobrze spełni swój obywatelski obowiązek tylko ten, kto będzie głosował bez skreśleń”. Po raz pierwszy i jedyny były to wybory dwudniowe. 31 stycznia 1958 r. głosowano w tzw. okręgach przemysłowych. Ten eufemizm określał duże zakłady pracy, których w Bydgoskiem wyodrębniono 17. Dopiero dwa dni później, w niedzielę, 2 lutego, do urn poszły miasto i wieś.

Od 1961 r. rozpoczął się regularny serial wyborów rad co cztery lata w połączeniu z wyborami do Sejmu. Takie kampanie odbyły się pięciokrotnie. W tym okresie liczba kandydatów przekraczała liczbę miejsc średnio o 50 proc. Obowiązywała jednak zasada, że jeśli na karcie nikogo nie skreślono, to głos jest oddany na pierwszych kilka nazwisk, w zależności od liczby miejsc. Ten prosty pomysł okazał się nie dość, że wygodny, to jeszcze w praktyce gwarantował wybór „właściwych kandydatów”.

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski