Toruńskie „Nowości” poinformowały wczoraj o tym, że w szpitalu na Bielanach kobiety oblegają położniczą izbę przyjęć. Panie, chcą jak najszybciej znaleźć się w szpitalu po to, by w czasie ostatnich dni ciąży czuć się bezpiecznie.
CZYTAJ TEŻ:Tragedia we Włocławku. Bliźniaki nie żyją. Owsiak zbulwersowany
- Od lekarza usłyszałam, że to echo wydarzeń we Włocławku - powiedziała „Nowościom” pani Krystyna.
[break]
W toruńskim szpitalu zaczyna brakować miejsc. Dlatego też przyszłe mamy po przeprowadzeniu specjalistycznych badań, najczęściej, wracają do domu i czekają na wolne miejsce.
Zła sława szpitala
- Te, którym nie udaje się dostać na Bielany przyjeżdżają prosto do nas - przyznaje Marek Nowak, dyrektor Szpitala Regionalnego w Grudziądzu. - Dziewczyny boją się. Mamy dużo pań, które powinny trafić do Włocławka, ale nie chcą. Nasza patologia ciąży jest ostatnio przeładowana. Podjęliśmy z ordynatorem decyzję, że nie przyjmujemy, jeśli nie jest to konieczne. Im wcześniej kobieta znajdzie się w warunkach szpitalnych, tym dla niej gorzej.
W bydgoskich szpitalach coraz częściej zaczyna się mówić o psychozie, którą wywołała śmierć nienarodzonych dzieci we włocławskim szpitalu. I nie ma się czemu dziwić. Pacjenci, często cierpiący i przestraszeni, właśnie w szpitalu szukają nie tylko pomocy medycznej. Czekają na to, by opiekujący się nimi lekarze dali im nadzieję.
- Niektórzy pacjenci, którzy trafiają na oddział chirurgiczny, przestrzegają nas, mówiąc bardzo ostro: - Tylko nie odwalcie fuchy tak jak ci z Włocławka - zdradza jeden z lekarzy. - Trudno jest prowadzić takich pacjentów. Dlatego też wielu lekarzy myśli o wyjeździe z kraju.
Poza tym na bydgoskich oddziałach położniczych nie dzieje się nic, co mogłoby budzić niepokój.
- Chociaż rozbudowaliśmy oddział, łóżek ciągle mamy za mało. Nie sądzę jednak, żeby było to skutkiem włocławskiej tragedii - uważa Marek Lewandowski, dyrektor Szpitala Ministerstwa Spraw Wewnętrznych w Bydgoszczy. - Jeśli kobieta czuje się dobrze, to nie szuka miejsca w szpitalu. Patologia ciąży jest najnudniejszym oddziałem na świecie.
Marszałek finansuje położnictwo
Spokojnie jest także w Szpitalu Uniwersyteckim nr 2 im. Biziela, w którym trwa doposażanie Kliniki Położnictwa, Chorób Kobiecych i Ginekologii Onkologicznej. „Biziel” znalazł się także na liście szpitali, które zostaną wsparte przez Urząd Marszałkowski. Planowany budżet realizacji tego programu, to ok. 5 mln złotych.
- Chcę wyraźnie podkreślić, że programem, który konsultowaliśmy także z ministrem zdrowia, obejmujemy wszystkie działające w województwie oddziały położnicze, których mamy 23 - oświadcza Piotr Całbecki, marszałek województwa. - Z oczywistych względów szczególną uwagę poświęcamy doposażeniu bydgoskiej Kliniki Położnictwa, Chorób Kobiecych i Ginekologii Onkologicznej Szpitala Uniwersyteckiego nr 2 im. Biziela, w której hospitalizuje się pacjentki z najpoważniejszymi przypadkami ciąż zagrożonych i powikłanych.
Na co bydgoski szpital przeznaczy te pieniądze?
- Zamierzamy kupić dwa najwyższej klasy aparaty ultrasonograficzne, aparaty KTG, służące do monitorowania akcji serca płodu, oraz system komputerowy, który będzie analizować dane - wylicza Kamila Wiecińska, rzecznik szpitala Biziela.
Warto dodać, że potrzeby lecznic zbadał konsultant wojewódzki w dziedzinie położnictwa i ginekologii, profesor Marek Grabiec. Wszystkie, podobnie jak „Biziel”, otrzymają dobrej klasy aparaty ultrasonograficzne, aparaty KTG pozwalające na jednoczesne monitorowanie pracy serca płodu i czynności skurczowej macicy (w tym do intensywnej opieki przedporodowej ciąż bliźniaczych), specjalne wózki do przewozu tej aparatury oraz ultradźwiękowe detektory tętna płodu.