Czują się niedowartościowani. Pracują po 300-400 godzin miesięcznie w kilku miejscach naraz. Zamiast odpocząć po 17 godzinach dyżuru, stają przy stole operacyjnym albo idą do poradni, by przyjąć tasiemcową kolejkę pacjentów.
<!** Image 2 align=left alt="Image 26532" >Chcieliby zarabiać tyle, ile ich koledzy w Szwecji czy Wielkiej Brytanii. Zarabiają trzykrotnie mniej, spędzając w pracy dwa razy więcej czasu. Polscy lekarze.
- Nierzadko zdarza się, że po dyżurze, zamiast iść do domu się wyspać, idzie się ponownie do pracy. Wielu moich kolegów tak robi. Jesteśmy permanentnie zmęczeni - mówi anestezjolog z II stopniem specjalizacji i 15-letnim stażem pracy, zatrudniony na etacie w jednym z kujawsko-pomorskich szpitali. „Na rękę” dostaje 1400 zł podstawowej pensji, do której może dorobić dyżurami. Bierze ich ok. 10-11 w miesiącu, za co otrzymuje dodatkowe 2,5 tys. zł. Najlepsze, bo podwójnie płatne, są dyżury w niedziele i święta. Prawie nie wychodząc ze szpitala, po miesiącu ciężkiej pracy, jako dobrej klasy specjalista może zarobić do 4 tys. zł.
200 procent normy
Etat to 168 godzin miesięcznie, czyli tyle, ile zakłada dyrektywa UE. Przewiduje ona, że w tygodniu można poświęcić pracy nie więcej niż 42 godziny. Jacek Rosa, bydgoski anestezjolog: - Nie znam nikogo, kto pracowałby mniej niż 300 godzin miesięcznie.
<!** reklama>- To jest chodzenie po bandzie - uważa chirurg Wojciech Zegarski, ordynator oddziału chirurgii onkologicznej w bydgoskim Centrum Onkologii, a jednocześnie szef kliniki uniwersyteckiej. W zawodzie od 27 lat. Oprócz etatu w szpitalu, jest zatrudniony na uczelni - wykłada, recenzuje prace doktorskie, prowadzi doktoraty, jeździ na sympozja, kongresy. Nie bierze dodatkowych dyżurów. - Lekarz musi się rozwijać, a nie będzie miał czasu i siły na zrobienie specjalizacji czy napisanie doktoratu, jeśli non stop dyżuruje - dodaje Wojciech Zegarski.
Średnia pensja szefa kliniki to ok. 3-3,5 tys. zł netto. Drugie tyle, za działalność naukową i dydaktyczną, oferuje uczelnia. Doświadczony chirurg, kierujący oddziałem, udzielający się naukowo, po blisko 30 latach pracy może zarobić ok. 7-8 tys. zł miesięcznie.
Na dwóch etatach
- Mój kolega 5 lat temu wyjechał do Szwecji. Po 2 latach został ordynatorem oddziału w klinice psychiatrycznej i w przeliczeniu na złotówki zarabia 15 tys. miesięcznie - mówi psychiatra pracujący na kontrakcie w jednym z regionalnych szpitali. Oprócz tego przyjmuje prywatnie. Zarabia ok. 4-5 tys. zł. W zawodzie jest od 10 lat. Jego żona, która jest lekarzem zabiegowym i zgodnie z obiegową opinią powinna zarabiać lepiej, dostaje w szpitalu klinicznym 1100 zł „na rękę”. Za 3 dyżury w miesiącu ma dodatkowo 500 zł. Dorobili się 80-metrowego mieszkania i 6-letniego samochodu Renault Scenic. Mają trójkę dzieci.
<!** Image 3 align=right alt="Image 26533" >- Nie chodzi o jakieś kosmiczne pieniądze - dodaje lekarz. - To, co mam, jest dla mnie wystarczające, tylko że ja to wyciągam pracując na 2 etatach. Na Zachodzie zarabiałbym więcej na jednym. Moja żona czasem spędza w pracy 31 godzin bez przerwy. Przychodzi do szpitala na siódmą rano. Potem o piętnastej zaczyna dyżur. Następnego dnia, zamiast się wyspać, ciągnie dalej do piętnastej. Jeśli w ostatnich godzinach pracy ma wykonać operację, to nawet gdyby była najlepszym specjalistą, nie będzie w stanie zagwarantować pacjentowi najwyższej jakości.
Jeden z portali medycznych przeprowadził w Internecie anonimową ankietę wśród lekarzy na temat ich zarobków. Wynik badania jest dość zaskakujący, jeśli przyjąć, że wypowiedzi respondentów były szczere. Wynika z nich bowiem, że 70 proc. lekarzy zarabia w swoim głównym miejscu pracy tyle, ile niewykwalifikowany robotnik czy sprzątaczka - nie więcej niż 1500 zł. Ponad połowa pracuje więc na dodatkowym etacie, a trzy czwarte bierze dyżury. Z badania wynika, że co piąty lekarz dyżuruje więcej niż 10 razy w miesiącu. Średnio polski lekarz spędza w pracy ponad 70 godzin tygodniowo, czyli prawie dwukrotnie więcej niż przewiduje dyrektywa UE o czasie pracy.
Powyższa statystyka, która pozwala już wyciągać smutne wnioski na temat jakości pracy i motywacji naszych lekarzy, nie pokazuje jednak skrajnych przypadków. A skrajności są takie: - Przeciętny lekarz pracuje na 2 etatach, ale tzw. silni faceci rypią, aż padną. A padają szybko. Średnia długość życia polskiego medyka to 55 lat - opowiada bydgoski lekarz. - Miałem kolegę, który brał 20 dyżurów w miesiącu. Mieszkał w szpitalu, ale zarabiał 10 tysięcy. Co się z nim stało? Wyjechał na Zachód.
- Lekarz, który pracuje ponad 10 godzin dziennie, szkodzi swojemu zdrowiu. Przy dwudziestym pacjencie jest tak wypalony, że do niczego się nie nadaje - mówi lekarz pediatra z powiatowego szpitala.
Jak najszybciej na Zachód
- Prawda jest taka, że dyrektorzy szpitali nie mają pojęcia, w ilu miejscach my pracujemy. Z jednego szpitala lecimy do drugiego, stamtąd do przychodni i znowu od początku. Nie dziwię się młodym, którzy tylko czekają, żeby zaraz po specjalizacji dać nogę na Zachód - mówi 37-letni anestezjolog z drugim stopniem specjalizacji. Jako ordynator oddziału dostaje 2,5 tys. zł netto. Dorabia sobie dyżurami - średnio 8 w miesiącu - co daje dodatkowo 1,5 tys. zł. Zatrudniony jest w 6 miejscach.
Jego młodszy kolega, który jest na tzw. rezydenturze i rozpoczyna dopiero karierę zawodową, może liczyć na 1200 zł netto. Żeby zarobić w sumie nieco ponad 2 tys. zł rzuca się w wir dyżurów, ale nie może przesadzać, bo ma w tym czasie zrobić specjalizację, brać udział w szkoleniach, dokształcać się.
- Rezydent w Polsce zarabia dziesięciokrotnie mniej niż jego odpowiednik na Zachodzie - mówi doktor Wojciech Zegarski. I zauważa: - Obserwujemy od jakiegoś czasu, że ucieka z medycyny najbardziej wartościowy materiał młodzieży. Powód? Niskie zarobki. Wybierają informatykę, finanse, prawo. Mówią, że studia medyczne są za długie, za trudne i za drogie.
Doświadczony, 40-letni chirurg z drugim stopniem specjalizacji, zatrudniony w publicznym szpitalu, zarabia ponad 3 tys. zł netto (licząc dyżury). W prywatnym gabinecie może dorobić od 1 do 3 tys. zł. - Kosztem życia rodzinnego i totalnego zmęczenia. Nic dziwnego, że młodych to nie pociąga. Około 30 proc. moich stażystów deklaruje wyjazd za granicę po zakończeniu specjalizacji - przyznaje dr Przemysław Paciorek, anestezjolog.
Jak twierdzą doświadczeni chirurdzy, szczyt możliwości zawodowych lekarz zabiegowy osiąga zwykle po kilkunastu latach praktyki. Jego droga do profesjonalizmu wygląda tak: 6 lat studiów, 2 lata stażu, 5 lat na specjalizację. - Taki świeżo upieczony specjalista to 31-letni zdolny człowiek, który jednak jest tylko czeladnikiem. Dobry chirurg zaczyna się dopiero przed czterdziestką - mówi dr Zegarski.
Mały pacjent, mały pieniądz
W branży medycznej, jak w żadnej innej, zaskakuje ogromna rozpiętość zarobków. Na to, ile zarabia lekarz, ma wpływ masa czynników. Najważniejsze to: rodzaj specjalności, staż pracy, poziom specjalizacji, miejsce zatrudnienia, stopień naukowy i renoma w środowisku. Największe szanse na ponadprzeciętne zarobki mają ginekolodzy i stomatolodzy z prywatną praktyką. Słabiej opłacane specjalizacje to lekarz rodzinny i pediatra.
- Mały pacjent, mały pieniądz - żartuje lekarz pediatra. - Młode małżeństwo woli pójść z dzieckiem za darmo do rejonu niż do prywatnego gabinetu, gdzie wizyta kosztuje od 50 do 100 zł - mówi.
Wysokie dochody osiągają kardiolodzy i anestezjolodzy na kontraktach, m.in., dlatego, że te procedury medyczne są wyżej wyceniane przez NFZ. Zdaniem lekarzy, opowieści o niebotycznych kwotach osiąganych na kontraktach są jednak grubo przesadzone.
Ostatni zgasi światło...
- Mam kontrakt w wysokości 9 tys. zł. Po zapłaceniu składki emerytalnej, ubezpieczenia, podatku i pokryciu innych wydatków (dojazdy do pracy, odzież ochronna itp.) zostaje mi około 5-6 tys. zł. Jeśli zachoruję, to z ZUS-u dostaję grosze. Kiedy idę na urlop, wcale nie zarabiam - wylicza plusy i minusy kontraktu toruński anestezjolog. - Wiem, że nie są to niziny finansowe. Ale też dlaczego miałyby być?
<!** Image 4 align=left alt="Image 26534" >Ginekolog z Bydgoszczy z II stopniem specjalizacji ujawnia, że w gabinecie prywatnym zarabia ok. 4 tys. zł miesięcznie. Oprócz tego na jego konto wpływa 3 tys. zł z kontraktu opiewającego na 5,5 tys. zł. - Jeżdżę 4-letnim citroenem C5, którego właśnie spłaciłem, mieszkam w kamienicy. Spłacam USG, bo inwestuję w gabinet. Chciałbym zarabiać tyle, ile moi koledzy w Szwecji, którzy pracują na jednym etacie. Ile? Około 20 tys. zł brutto.
- Wielu moich kolegów uczy się języków i szykuje się do wyjazdu. W małych szpitalach nie ma komu dyżurować. Zaczyna brakować specjalistów. Za 10 lat, kiedy zostanie w kraju tylko garstka doświadczonych lekarzy, mogących przekazać wiedzę młodym, obudzimy się z ręką w nocniku - prorokuje anestezjolog z Bydgoszczy.