Powie ktoś: ot, ludzka zazdrość. Mieszkają w wielkiej płycie, w mieszkanku z oknem wychodzącym na przegrodzony metalowymi płotami cherlawy trawniczek, a wybrzydzają na apartamenty z widokiem na Brdę, z placem zabaw, miejscem do grillowania i innymi bajerami na wyciągnięcie ręki. Może to i zazdrość, ale może jednak rozsądek. Jak się można dowiedzieć z artykułu o wieżowcach nad Brdą, koszt metra kwadratowego w nowych blokach wynosi u nas nie mniej niż 6500 zł, a często przekracza 7200 zł – i to za locum przekazane w stanie deweloperskim. Policzmy zatem skromnie, że pełen koszt stumetrowego mieszkanka w wieżowcu wynosi 700 tysięcy. Za takie pieniądze bez trudu znajdziemy ładny domek z dużym ogrodem. Może nie w centrum, ale w promieniu kilkunastu kilometrów od centrum na pewno.
zobacz
Prezentowany wyżej tok myślenia nie jest rzadkością. Deweloper, który wybudował nad Brdą, w pobliżu opery, Nordic Haven, poszedł na dno. Sporo mieszkań w Nordic Haven, co widać wieczorami, wciąż nie znalazła amatora. Gwiazda Nordic Astrum przy rondzie Bernardyńskim nigdy nie wyszła z ziemi i raczej już nie wyjdzie. A budowa River Tower przy Trasie Uniwersyteckiej trwa i trwa. Wieżowce mieszkaniowe to jednak nie biurowce i lokalizacja w centrum lub tuż poza centrum nie jest w ich wypadku bezwzględnym atutem.
Zobacz również:
Które dzielnice Bydgoszczy są - zdaniem mieszkańców - najbez...
W przyszłości zaś amatorów mieszkania w kilkunastokondygnacyjnych gigantach może być jeszcze mniej. Między innymi ze względu na koronawirusa. Coraz częściej można usłyszeć opinie naukowców, że SARS-CoV-2 (lub jacyś jego bliscy kuzyni) nie opuści Europy przez długie lata. Dlatego trzeba nauczyć się żyć w jego sąsiedztwie. Jedną z rad, jak chronić się przed zakażeniem, jest unikanie miejsc, w których gromadzi się wielu ludzi. Klienci przy pieniądzach, zwłaszcza zbliżający się do wieku podwyższonego ryzyka, mogą więc nie chcieć mieszkań w budynkach, w których trzeba korzystać z wind. Ja w każdym razie brałbym takie szczegóły pod uwagę, zanim wydałbym równowartość 150 średnic pensji brutto.
Z tego samego powody ludzie mogą unikać zatrzymywania się w podróży – służbowej czy wakacyjnej - w potężnych, kojarzących się z mrowiskiem hotelach. Ponoć już teraz przezorni inwestorzy w branży nieruchomości poszukują w atrakcyjnych turystycznie miastach mniejszych, nawet zapuszczonych budynków, które po remoncie chcą przekształcić w kameralne hoteliki. Słyszałem o takim przykładzie w Toruniu. Nie zdziwiłbym się, gdyby podobne transakcje dopinano także nad Brdą.
Czy w konwencji niewielkiego hotelu mieściłby się też ten, który ewentualnie miałby powstać w gmachu po domu towarowym Jedynak na Gdańskiej? Pomysł taki rzucił niedawno menedżer bydgoskiego Śródmieścia. I choć konserwator zabytków zrazu odniósł się do niego sceptycznie, ja bym takiego pomysłu nie skreślał. Owszem, hotel Jedynak, tak go umownie nazwijmy, powstałby niemal naprzeciwko jednej z bydgoskich ikon – hotelu Pod Orłem, ale to chyba niewielki problem. Tak się zdarza w centrach miast na całym świecie i nie musi to prowadzić do rywalizacji na śmierć i życie. Każdy z tych hoteli mógłby mieć swoje specyficzne atuty.
Bydgoskie miejskie legendy. 10 historii nie do końca zmyślon...
W wypadku hotelu Jedynak argumentem może być też eliminacja. Dom towarowy w tym miejscu już raczej nie ma racji bytu. Knajpa z dyskoteką też tu już była i się zmyła. Co zatem innego, poza hotelem, można wymyślić dla pięknego zabytku? Pozostawienie go pustym przez kolejne lata dobrze nie wpłynie na jego kondycję. Konserwator na pewno zdaje sobie z tego sprawę.
